ROZDZIAŁ XXIX
- Charlotte. - Ann starała się przerwać burzliwą wypowiedź przyjaciółki.
- Od roku nie było cię w domu - narzekała. - Stęskniłam się za tobą babo. A i twój tata się o ciebie pytał.
- Charl, przestań kłamać. Obie wiemy, że wciąż mnie wini za... - Ann nie była w stanie dokończyć.
- Jake nie ma z kim biegać. Wszyscy za tobą tęsknią skarbie. - szybko zmieniła temat. Zapadła cisza. Wolf spojrzała na czas rozmowy, wyświetlany na telefonie.
Godzina i siedem sekund. Czas to zakończyć, bo znowu zacznie ryczeć.
- No Charl. - zaczęła.
- O nie nie nie, kochana. Nie wykręcisz się tak łatwo. Skoro ty nie masz zamiaru przyjechać, to ja cię z przyjemnością odwiedzę. - krzyknęła w słuchawkę.
- Nie jestem gotowa na twój przyjazd ani ... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ jej przyjaciółka wcisnęła czerwoną słuchawkę. - A niech cię, ty mała wywłoko. - zaśmiała się.
- Kto dzwonił? - do pokoju wszedł Sherlock, ubrany w fioletową koszulę. Rękawy miał podwinięte do połowy, a nos ubrudzony w substancji, której pochodzenia Ann wolała nie znać.
- Przyjaciółka. - odparła.
- Chelsea?
- Charlotte. - poprawiła go.
- Tak, właśnie. Co chciała? - wziął łyk kawy, stojącej na biurku jego asystentki.
- Powiedziała, że ma zamiar złożyć nam wizytę. - Sherlock gwałtownie wypluł napój. Ann pokręciła głową zdegustowana. - Spokojnie, nie jest taka zła. Lepiej, że przyjeżdża do nas aniżeli ja musiałabym wyjechać do Bath.
- A co jest w Bath?
- Em, no nie wiem, może moja rodzina? - warknęła poirytowana.
Co mu się tak zebrało na przeszpiegi.
- Czemu więc nie chcesz jechać do rodziny? Są święta, a ja chętnie popatrzyłbym, jak cię upokarzają.
- Och, czyli zakładasz, że wzięłabym cię ze sobą? - uśmiechnęła się złośliwie.
- No oczywiście, że tak. Skoro ty poznałaś moją rodzinę, to chyba wypadałoby się odwdzięczyć tym samym, nie?
- No w sumie racja. - do pokoju wszedł kot. Mruknął zadowolony cicho, po czym wskoczył na biurko i puknął łebkiem rękę Ann. Pogłaskała kociaka i wzięła go na ręce.
- Nazwałaś go w końcu? - zapytał Sherlock, również kładąc dłonie na głowie zwierzaka.
- Spencer? - spojrzała na niego.
- Niech będzie Spencer. - uśmiechnął się Sherlock, drapiąc kota za uszami.
Po południu Ann usnęła na kanapie podczas oglądania Titanica, lecącego już setny raz w telewizji. Sherlock nie winił jej za to. Film był, według niego, mocno żenujący i dziwił go sentyment dziewczyny do niego. Lubiła go oglądać i płakała za każdym razem, mimo że przecież doskonale znała jego zakończenie.
Nie dziwię się. Mało spaliśmy zeszłej nocy.
Korzystając z okazji, postanowił się dowiedzieć czegoś o jej rodzinie. Nigdy o nich nie wspominała, więc ten temat szczególnie zaczął go interesować.
Podszedł do niej. Wyglądała tak uroczo podczas snu, że stracił kilka cennych minut na przyglądanie się jej. Delikatnie wysunął telefon z jej kieszeni i przykrył ją kocem. Nie chciał, żeby zmarzła i się rozchorowała, bo to by oznaczało zero całowania, które dzięki niej tak bardzo polubił.
Sam nie mógł w to uwierzyć, jak ogromny wpływ miała na jego życie. Jeszcze do niedawna, nie interesował go nikt i nic, a teraz chce wiedzieć o niej jak najwięcej i być przy niej zawsze, gdy będzie tego potrzebowała.
Odblokował telefon, wiedząc, że jest to zaszyfrowane matematycznie imię, jej ulubionego bohatera z jakichś komiksów o superbohaterach czy coś. Przejrzał szybko listę kontaktów i zapamiętał numer jej przyjaciółki. Odłożył telefon na miejsce i z całych sił powstrzymał się, żeby jej nie pocałować, bo zbudziłoby ją to z jej, jak zwykle, płytkiego snu.
Poszedł do swojej sypialni i zadzwonił pod wybrany numer.
- Halo?
- Chelsea? To znaczy Charlotte?
- Tak, a kim pan jest? - zapytała zdziwiona.
- Nazywam się Sherlock Holmes, mieszkam z Ann. - to było bezpieczne stwierdzenie. Nie wiedział, czy jest oficjalnie partnerem Wolf, wolał, żeby to ona pierwsza zaproponowała związek. Jak na razie bał się poruszać ten temat.
- Ach tak. Sporo mi opowiadała na początku o panu. Niestety same złe rzeczy. Potem jakoś przestała. A o co chodzi?
- Muszę zadać pani bardzo ważne pytanie i liczę, że mi pani odpowie.
- Dobra przejdźmy na ,,ty", bo ten fałszywy szacunek nie ma sensu. - mruknęła w słuchawkę. - O co chodzi?
- Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego Annabeth tak bardzo nie chce spotkać się ze swoją rodziną?
- Dlaczego cię to interesuje? -dociekała.
- Słuchaj, chcesz, żeby przyjechała do was, tak? To współpracuj. - nakazał.
- No nie wiem. Ann chyba nie chce ci powiedzieć, skoro nie wiesz.
- Charlotte. Jestem pewien, że nie będzie miała nic przeciwko. A więc?
- No dobrze, jeśli jesteś w stanie ją przekonać, to mogę ci powiedzieć, mniej więcej o co poszło. To było jakoś niedługo przed tym, jak Ann uciekła. Jej rodzina od zawsze dość mocno odbiegała od normy. Rodzice wzięli rozwód, kiedy miała 12 lat. Mocno to przeżyła, ale po latach zawsze mówiła, że to było lepsze, niż gdy słyszała ich ciągłe kłótnie. Nadeszło liceum i wtedy zaczęło się sypać. Umarła jej babcia, od strony matki, co bardzo załamało nie tylko ją, ale także no jej mamę. Pani Wolf zaczęła bardzo pić. Ann nie była w stanie tego znieść i wyniosła się do ojca.Jak się okazało, nie mieszkał sam.
- Nowa żona?
- Nie do końca. Nowy mąż. Trochę jej zajęło przyzwyczajenie się do myśli, że jej tata jest gejem. Ale dała radę. Pamiętam, że bardzo ją podziwialiśmy. Życie nieźle jej dokopywało, a ona dalej szła naprzód z głową podniesioną jeszcze wyżej niż poprzednio. Była nieustraszona i zawsze osiągała to, czego chciała.
Taak. To brzmi jak Ann. - uśmiechnął się Sherlock
- No dobrze, ale co się stało potem?
- Jej życie względnie się ustabilizowało. Skończyła liceum, poszła na studia, które ukończyła z wyróżnieniem. Mówię ci, psorzy ją uwielbiali. Miała właśnie jechać oglądać mieszkanie, gdy zdarzył się ten wypadek. Jej ojciec nie chciał z nią w ogóle rozmawiać, a do matki przecież nie mogła wrócić. Nie miała, gdzie się podziać, więc odmówiła kupna mieszkania i czmychnęła do Londynu, a resztę już znasz.
CZYTASZ
My name is Sherlock Holmes
Fanfiction- Po prostu powiedz mi do cholery, gdzie ona jest! - Sherlockowi puściły nerwy. - Sherlocku, czyżbyś się o nią martwił? - mężczyzna zaśmiał się szyderczo. - Spokojnie, postawię jej piękny nagrobek. - Gdzie ona jest. - wycedził przez zaciśnięte zęby...