Do you understand?

2.3K 148 35
                                    

ROZDZIAŁ XIII

– Dobra. Podsumowując, Ann umówiłaś się na randkę z niejakim Charliem Nortonem. Powiedział ci, że pracuje u nas jako balistyk. Sherlock sprawdziłeś go dokładnie i okazało się, że ma on narzeczoną. Wtedy odwołałaś spotkanie i więcej o nim nie słyszałaś tak?

– Dokładnie – odpowiedziała wciąż zszokowana Ann. – Naprawdę nie zauważyliście, że wszystkie ofiary są do siebie podobne?

– Oczywiście, że zauważyliśmy. Wszystkie kobiety są do siebie uderzające podobne oraz mieszkają w Londynie niedaleko Baker Street.

– Dlaczego nam o tym nie powiedziałeś? Już dawno bym go znalazł. – zdenerwował się Sherlock.

– Rozkaz z góry. – wzruszył ramionami Lestrade. W tym momencie drzwi otworzyły się. Pojawiła się w nich dosłownie ostatnia osoba, jakiej spodziewałby się detektyw.

– Witaj Sherlocku – powiedział Mycroft, na którego twarz wpłynął sztuczny uśmiech. – Mam dla ciebie zlecenie.

Starszy Holmes mierzył wzrokiem swojego brata. Nie zauważył niczego nowego. Poza tym, że jak zwykle nie potrafił pohamować swoich uczuć. Z kilometra widział, że darzy swoją asystentkę uczuciem.

Muszę z nią porozmawiać, bo od dłuższego czasu nie dostaję żadnych raportów. Pewnie Sherlock przekabacił ją na swoją stronę. – pomyślał Mycroft.

– Jak tam twoja dieta? – rzucił Sherlock złośliwie.

Mężczyźnie zrzedła mina. Postanowił jednak zignorować zaczepkę brata. Spojrzał wymownie na inspektora.

– Tak. To ja już pójdę – powiedział Lestrade, wychodząc.

– Potrzebuję twojej pomocy. Jest to sprawa wagi państwowej i oczekuję pełnej dyskrecji – zaczął Mycroft. – Mamy problem z namierzeniem pewnego człowieka. Sabotuje on wiele z naszych akcji, skutecznie utrudniając lub nawet uniemożliwiając naszą pracę. Nie mogę powiedzieć wam nic więcej, jest to ściśle tajne.

– Jeśli dobrze rozumiem, oczekujesz od nas znalezienia kogoś, kogo nie potrafi znaleźć rząd brytyjski? – zaśmiał się Sherlock. – Z wielką chęcią utrę nosa kilu urzędasom, w tym tobie, kochany bracie. Niestety mamy z Ann sprawę do rozwiązania.

– Jest mi niezmiernie przykro Sherlocku, ale wasza sprawa będzie musiała poczekać. Moja musi być rozwiązana niezwłocznie.

– Co z tego będę miał?

– Dam ci spokój na najbliższe kilka miesięcy. Poza tym na kolacji wigilijnej z rodzicami nie wspomnę nic o tym, że mieszkasz z kobietą. – spojrzał na zmieszaną Ann.

Sherlock zastanawiał się chwilę. Istotnie nie chciał niewygodnych pytań w ten jeden dzień w roku, gdy widzi swoich rodziców.

– Zgoda. Macie jakieś rysopisy, nagrania z kamer, zdjęcia?

– Tylko to. – starszy Holmes wręczył mu niewyraźne czarno-białe zdjęcie. – Mamy je z nagrań kamery obok jednej z naszej kwatery.

Sherlock przyjrzał się fotografii.

Mężczyzna na oko w wieku 27 lat. Zamaskowany, ciemny strój, czarne skórzane rękawiczki. Zawodowiec lub pionek mądrzejszej osoby.

– Zadzwoń do mnie jutro po południu. Powinienem już mieć jego dane – mruknął Sherlock.

– Nie będę dzwonić. Wyślij mi SMS-a. – Mycroft podniósł parasolkę i przyłożył ją do ramienia. – Panno Wolf, czy możemy zamienić dwa słowa?

Dziewczyna kiwnęła głową, wychodząc z salonu.

– Zakładam, że mój brat zdążył już panią zwrócić przeciw mnie. – Ann chciała już zaprzeczyć, jednak mężczyzna uniósł dłoń, uciszając ją. – Zwalniam, więc panią z obowiązku zdawania mi szczegółowych raportów. Proszę jedna raz w miesiącu pisać czy wszystko w porządku. Nasza matka zabiłaby mnie, gdyby dowiedziała się, że nie sprawdzam co słychać u jej biednego małego Sherloczka.

– Oczywiście. Będę pisać. – obiecała. –  Proszę mi teraz wybaczyć, muszę się położyć, nie czuję się najlepiej. Do widzenia.

Mycroft skinął jej głową na pożegnanie i udał się do wyjścia.

Ann otworzyła drzwi od swojego pokoju. Wzięła piżamę i poszła się umyć. Stwierdziła, że położy się wcześniej tego dnia. Musiała odpocząć od natłoku przygnębiających myśli.

Około godziny 3 w nocy obudził ją dzwonek jej telefonu. Otworzyła oczy przestraszona i podnosząc się powoli podeszła do biurka, na którym leżała jej komórka. Na ekranie wyświetlał się nieznany numer. Zaniepokojona odebrała połączenie.

– Słucham.

Odpowiedziała jej cisza. Nic nie było słychać w tle. Nie słyszała nawet oddechu rozmówcy.

– Jeśli to są jakieś żarty to wyjątkowo nieudane.

Ponownie nikt się nie odezwał. Ann rozłączyła się. Dziewczyna starała się nie panikować.

Może to jakaś pomyłka? Albo jakiś problem w centrali.

Z tą myślą poszła spać. Jednak zanim udała się ponownie do łóżka, wyłączyła telefon.

Wstając rano, przez chwilę rozkoszowała się porankiem. Jej błogostan nie trwał długo, bo przypomniała sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Włączyła telefon. Była godzina 8 rano.

5 nieodebranych połączeń i 6 SMS-ów.

Wszystkie od tego samego numeru. Zaraz. On dzwonił do mnie w nocy. Co godzinę.

Sprawdziła SMS-y. Ktoś wysłał jej wiadomość tekstową oraz 5 zdjęć.

Obserwuję cię. Mieszkasz w fajnej okolicy.

Przewinęła konwersację i poczekała zniecierpliwiona, aż zdjęcia się załadują. Na pierwszym z nich widniały drzwi frontowe ich kamienicy. Na drugim okno jej pokoju. Kolejne przedstawiało ją w piżamie z telefonem przy uchu w jej pokoju. Następne ją odkładającą telefon z powrotem. Na ostatnim, nie wiedziała właściwie, co na nim jest. To był chyba jakiś czarny worek na trawie.

Dobra, a więc głuche telefony i moje zdjęcia. Muszę powiedzieć o tym Sherlockowi.

Poszła do salonu. Zastała detektywa nerwowo szarpiącego struny od skrzypiec.

– Sherlocku, ktoś dzwonił do mnie w nocy i wysłał mi moje zdjęcia. – starała się zapanować nad drżącym głosem, ale nagle stało się to niesamowicie ciężką czynnością. Detektyw zmarszczył brwi. Odłożył skrzypce i podszedł do dziewczyny.

– Mogę ? – zapytał, wyciągając rękę. Dziewczyna wręczyła mu telefon. Po jej policzku spłynęła łza. Ann szybko ją starła. Nie chciała mu pokazywać, jak bardzo się boi. Taka już jest ich praca. Musi się przyzwyczaić, bo pewnie takie sytuacje będą się powtarzać. – Jak na razie tylko cię obserwuje. Nie powinien ci nic zrobić. Dam ci pistolet, który masz trzymać pod poduszką. W razie potrzeby masz strzelić bez wahania. Rozumiesz?

– T-tak. – pociągnęła nosem. Sherlock spojrzał na nią zdziwiony. Nie codziennie zdarzało mu się przebywać z płaczącą osobą.

– Chodź tutaj. – objął ją. Nie miał pojęcia, po co to zrobił, po prostu musiał. Ann przytuliła się do niego i całkowicie rozkleiła. Cała się trzęsła i nie mogła nad sobą zapanować. Sherlock gładził ją po głowie, uspokajając. – Nic ci się nie stanie pod moim dachem. Głowa do góry. – odsunął ją delikatnie od siebie. – A teraz weź się w garść Wolf. Mamy zagadkę do rozwiązania. – uśmiechnął się i podał jej różne zdjęcia i papiery.

My name is Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz