ROZDZIAŁ XXXVIII
Eleanor odrzuciła komórkę na siedzenie pasażera i skręciła z piskiem opon w boczną uliczkę. Przejechała kilkadziesiąt metrów i zaparkowała auto. Weszła do zaniedbanej, obskurnej kamienicy. Nie lubiła tutaj przychodzić, ale jak trzeba, to trzeba.
Wdrapała się po starych, trzeszczących schodach i pchnęła drzwi do prowizorycznego salonu. Już na nią czekał. Mańkut zerknął na nią spode łba. Wstał z fotela i przeszedł kilka kroków w jej stronę.
- Vendettka - skinął ironicznie głową na przywitanie. - załatwiłaś?
- Tak. Ma zamiar ,, wyciągnąć mnie z mafii" - zaśmiała się. - może nawet będzie naszą wtyką, tylko muszę ją jeszcze trochę urobić.
- To się pospiesz, bo Święty się mocno niecierpliwi. Już i tak jest zły, że musiał wystawić się psom. No ale obiecałaś mu pomoc samego Sherlocka Holmesa. - zarechotał gardłowo.
Eleanor przeczesała włosy palcami. Naprawdę myślała, że jej córka jest sprytniejsza i czujniejsza. A tu proszę, dała się oszukać, jak dziecko.
Żałosne. Zdecydowanie inteligencję odziedziczyła po ojcu.
- Jaki jest plan? - zaciekawił się Mańkut.
- Zapewni mi alibi. - odpowiedziała. - Powiedz Świętemu, że nie ma się o co martwić i może na mnie liczyć.
- Jakieś postępy w sprawie Świętego? - Sherlock męczył Lestrade' a od samego rana.
- Po pierwsze, miałeś się nie mieszać, z tego co pamiętam - burknął inspektor. - Sherlocku, to zbyt niebezpieczne, poza tym jesteś impulsywny i nie umiesz działać w zespole. Nad rozpracowaniem tego gangu pracowałem z moimi ludźmi od sześciu lat. Spieprzysz wszystko, a wtedy nawet Ann cię nie ochroni przed moim gniewem.
Wolf zachichotała pod nosem. Czuła się już fizycznie lepiej, natomiast psychicznie była wyczerpana. Sprawa z matką dobijała ją, a sposoby na wyrwanie z przestępczego świata, spędzały jej sen z powiek. Potrzebowała rozmowy, ale nie mogła nic powiedzieć Sherlockowi. Chciała sama załatwić rodzinne sprawy. Wiedziała, że akurat to jest poważny problem i powinna go z nim omówić, ale chciała go uchronić od zmartwień. Szczególnie że zaangażowałby Scotland Yard, a tego chciała uniknąć. Przyłapywała się cały czas na tym, że traktuje sprawę matki zbyt emocjonalnie. Gdyby była regularnym klientem, kazałaby niezwłocznie udać się na policję.
Spencer wskoczył jej na kolana. Podrapała go za uszami. Przeciągnął się z miauknięciem i ułożył wygodnie.
- No nie skarbie, nie poleżysz sobie, bo muszę iść do sklepu. - uśmiechnęła się i delikatnie zdjęła go z kolan. Mruknął cicho rozczarowany i podreptał w stronę pokoju Sherlocka. Uwielbiał spać w szafie detektywa, szczególnie na jego ulubionych koszulach. Mężczyzna groził mu przerobieniem na sajgonki, za każdym razem, gdy wyrzucał go z szafy.
Eleanor weszła do klubu. Wszędzie błyskały neony, co przyprawiało ją o mdłości. Chciała wyjść jak najszybciej. Nie lubiła takich miejsc. Roznegliżowane dziewczyny świecące cyckami, doprowadzały ją do palpitacji serca.
Za grosz przyzwoitości.
- Mówiłem ci kutasie czternaście, nie jedenaście. Przestań się pruć, bo moja zaczarowana pałeczka spenetruje twój odbyt. - krzyczał Święty na jakiegoś pomniejszego gangstera. Dzieciak miał niewiele więcej lat co Ann. Nagle mężczyzna wyciągnął broń i strzelił mu prosto w twarz. Eleanor skrzywiła się nieznacznie i spojrzała w stronę mafioza. Ktoś podał mu chusteczkę, którą otarł twarz z krwi.
- Masz coś dla mnie ciekawego? - zwrócił się do kobiety.
- Bierzmowanie możesz odhaczyć z listy rzeczy do zrobienia.
- Doskonale, co za to chcesz?
- Awans. - mierzyli się spojrzeniami przez dłuższy czas, jednak w końcu mężczyzna wybuchł gromkim śmiechem.
- Podobasz mi się. Barley, nalej pani. - pstryknął palcami, a kelner w podskokach przybiegł z trunkiem w dłoni.
- N-na koszt firmy. - wyjąkał i uciekł za ladę.
- Dobrze, pomówmy o interesach. - wlepił spojrzenie w dekolt kobiety. Prychnęła cicho i zabrała głos.
Sherlock chodził nerwowo po salonie. Miał wrażenie, że Ann ukrywa coś naprawdę poważnego. Denerwowało go to, że nie może jej zapytać. Jego relacja z dziewczyną była dziwna, od kiedy wróciła z Bath. Nie odzywała się za dużo i wiele czasu spędzała w swoim pokoju, studiując Kodeks Karny. Mimo że wcześniej nie zwracał na nią uwagi, to teraz gdy odpłacała mu się tym samym, dostawał szału.
Nawet nie sypiali ze sobą. Nie tylko jeśli chodzi o seks, ale zwykłe przytulanie wieczorem. Czuł się osamotniony. Było mu przykro, że nie ufa mu jeszcze na tyle, aby podzielić się z nim swoimi problemami.
Postanowił ją pozaczepiać trochę i może udałoby mu się coś z niej wyciągnąć.
Zapukał do drzwi jej pokoju. Zastał ją w niesfornym koku, z którego uciekło sporo drobnych kosmyków. Na nosie miała okulary, które mógł przysiąc, że widzi pierwszy raz. Na kolanach miała odpalonego laptopa, a u stóp spał Spencer, zwinięty w kłębek.
- Tak?
- Można?
- Jasne. - odparła, stawiając kubek z kawą na stoliku nocnym.
- Jest 20. Nie pij tyle kawy, bo mi na zawał zejdziesz. - spojrzał na nią. Uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do przeglądania czegoś w Internecie. Stwierdził, że musi działać, bo słowami nic nie ugra. Położył dłoń na jej kostce. Wzdrygnęła się lekko, gdy zimne palce sunęły wzdłuż jej nóg. Delikatnie wślizgnęły się pod koszulkę, jednak szybko wyszły. Mężczyzna przybliżył się do niej. Kiedy już nachylał się, aby ją pocałować, ta położyła mu rękę na twarzy.
- Sherlocku, muszę popracować. Nie dzisiaj. - uśmiechnęła się przepraszająco i pocałowała go w policzek.
Mężczyzna jęknął rozczarowany i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Nawet nie zaproponowała, żebym położył się obok. Nawet nie zapytała, jak minął mi dzień. Czyżby już jej przeszło?
W mediach Święty.
_pestka_
CZYTASZ
My name is Sherlock Holmes
Fanfiction- Po prostu powiedz mi do cholery, gdzie ona jest! - Sherlockowi puściły nerwy. - Sherlocku, czyżbyś się o nią martwił? - mężczyzna zaśmiał się szyderczo. - Spokojnie, postawię jej piękny nagrobek. - Gdzie ona jest. - wycedził przez zaciśnięte zęby...