ROZDZIAŁ XVIII
25 grudnia jest szczególnie obchodzony w Wielkiej Brytanii. Tradycyjnie, rozpoczęli świętowanie od uroczystego obiadu, podczas którego połamali się Crakersem* z którego wypadła wróżba o treści : ,, Ktoś nowy się pojawi w rodzince." . Państwo Holmes znacząco spojrzeli na Ann i Sherlocka, a Mycroft prychnął jedynie coś o tym, że on też może kogoś mieć, ale nikogo to nie obchodzi.
- Pyszny pudding, sama robiłaś? - zapytała Wanda. Ann pokiwała głową, pałaszując deser. - Masz talent kochanie.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się do kobiety. Po obiedzie rozpoczęło się rozdawanie prezentów. Jak się okazało w domu Holmesów, zawsze robi to Mycroft, co nieco zaskoczyło dziewczynę. Brytyjski zwyczaj nakazuje każdemu otwierać prezent indywidualnie, przez co trwa to zazwyczaj aż do wieczora. W międzyczasie często Anglicy robią sobie przerwę na herbatkę, no chyba, że są sami dorośli, to wtedy na kieliszek brandy.
Nadszedł wreszcie czas na prezent dla Sherlocka. Mycroft podał skarpetę bratu. Pierwszy prezent był od rodziców, jakaś książka na temat najciekawszych substancji chemicznych. Chciał już się zagłębić w jej treść, jednak musiał otworzyć resztę upominków. Następny był od Mycrofta. To było coś na kształt kłódki, tylko takiej z bajerami. Przyczepiona do niej karteczka głosiła :
,, Założę to na każde drzwi w moim domu, żebyś nie mógł już nigdy się do mnie włamać."
Detektyw uśmiechnął się pod nosem. Wziął do rąk kolejny prezent.
Perfekcyjnie opakowany, wygładzony papier pod każdym kątem. Inne po prostu włożyła do torebek. Aj Ann, jesteś taka przywidywalna.
Rozerwał delikatnie papier. Jego oczom ukazało się niewielkie, eleganckie, czarne pudełko. Na wieczku, białą farbą był namalowany, staranny napis.
,, Żebyś zawsze zdążył mnie uratować na czas."
Sherlock wyjął srebrny zegarek. Przyjrzał mu się dokładnie. Na wewnętrznej stronie miał wygrawerowane następujące słowa:
,,Obyś nigdy się nie spóźnił."
Ten prezent spodobał mu się najbardziej. Włożył zegarek z szerokim uśmiechem i musnął ustami policzek Ann.
- Wiecie co. To trwa wieki. Możemy otworzyć wszyscy na raz? - zapytała zniecierpliwiona pani Holmes. Wszyscy się zgodzili, a po chwili można było usłyszeć okrzyki radości lub zaskoczenia wśród obecnych.
Ann dostała tylko dwa prezenty, od Sherlocka ( co było oczywiste) i o dziwo od Mycrofta. Rodzice Holmesa dali jej na szybko kupione słodycze, które okazały się przepyszne. Mycroft dał jej książkę.
- ,,Zmierzch"? - zapytała zdziwiona, otwierając podarek.
- Nie wiem, co czytają kobiety. Wyglądasz na taką, co zachwyca byle jaki romans. - wzruszył ramionami.
- Spalisz to w kominku? - zapytał cicho Sherlock. Ann pokiwała ochoczo w odpowiedzi.
Kolejną paczkę dostała od detektywa. Była malutka, mogła ją szczelnie zamknąć w dłoni. Rozerwała błękitny papier i otworzyła pudełko. W środku na granatowej poduszeczce leżał srebrny naszyjnik z małym wisiorkiem. Gdy przyjrzała mu się bliżej, zauważyła, że jest w kształcie wilka. Zachichotała cicho.
- Pozwolisz? - mruknął jej do ucha Sherlock. Spojrzała mu w oczy. Mężczyzna wstał, wziął w dłonie biżuterię i zapiął naszyjnik na jej szyi. Gdy jego palce dotknęły jej skóry, poczuła przyjemny dreszcz przebiegający po plecach. Nagle przypomniały jej się wydarzenia poprzedniej nocy, przez co jej uśmiech możliwie się powiększył.
Sherlock i Ann postanowili zebrać się późnym popołudniem. Gdy mama Holmesa skończyła ściskać Wolf, wymieniły się numerami, a Wanda nakazała dziewczynie dzwonić jak najczęściej.
Wsiedli do taksówki. Za oknem było już ciemno, więc na ulicach były pozapalane latarnie.
- To miasto jest prześliczne. - westchnęła Ann, opierając się o ramię detektywa.
- W rzeczy samej. - mruknął, przeczesując dłonią jej włosy.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, to pójdę na chwilę się odświeżyć, a ty może sprawdzisz, czy Mikołaj nie zostawił czegoś na twoim łóżku. - zaproponował Sherlock.
- Jesteś niemożliwy. - zaśmiała się dziewczyna.
Otworzyła drzwi od pokoju. Na łóżku leżało dziwne czarne, podziurawione pudełko. Gdy podeszła ciszej z kartonu wydobyło się ciche miauknięcie. Zdjęła pokrywę. Na samym dnie w ogromnym, czerwonym w białe paski kapeluszu, siedział czarno-biały kociak. Włożyła do środka rękę i posadziła go sobie na kolanach. Na szyi miał czerwoną obróżkę, zakończoną złotym dzwoneczkiem.
- Jesteś śliczny. - powiedziała.
- Wiem, ale mów mi jeszcze. - uśmiechnął się zawadiacko Sherlock, opierający się o framugę drzwi. Dziewczyna tylko pokręciła głową ze śmiechem.
- Skąd wiedziałeś?
- Że to twoja ulubiona książka z dzieciństwa, którą czytał ci na dobranoc twój ojciec? Podsłuchałem kilka twoich rozmów. Przypadkowo. - dodał szybko, wyszczerzając zęby w uśmiechu.
- Przypadkowo powiadasz. A dlaczego ma dzwoneczek na szyi? - zaciekawiła się.
- Żebyśmy go zawsze słyszeli, dzięki czemu biedaczek nie będzie musiał oglądać niestosownych rzeczy, bo zdążymy się ogarnąć. - zaśmiał się, czochrając włosy.
- Jesteś idealny. - mruknęła, odkładając kota na podłogę. Podeszła do mężczyzny i pocałowała go lekko.
- Czyli jednak da się ze mną być?
- To o to ci chodziło przez cały czas? - zaśmiała się.
- Chyba wiedziałem od początku, że akurat z tobą muszę być. - uśmiechnął się i cmoknął ją w policzek. - Wiesz...pani Hudson wyjechała na święta, a my jesteśmy sami...
- Och panie Holmes proszę się opanować. - zachichotała.
- Nigdy w pani obecności. - przyciągnął ją do siebie.
Łamanie się Christmas Crakersem to coś w rodzaju naszego opłatka. Podczas rozerwania go między sobą następuje huk, a ze środka wypadają słodycze, jakieś bibeloty lub jak w przypadku Ann i Sherlocka, wróżby.
CZYTASZ
My name is Sherlock Holmes
Fanfiction- Po prostu powiedz mi do cholery, gdzie ona jest! - Sherlockowi puściły nerwy. - Sherlocku, czyżbyś się o nią martwił? - mężczyzna zaśmiał się szyderczo. - Spokojnie, postawię jej piękny nagrobek. - Gdzie ona jest. - wycedził przez zaciśnięte zęby...