6

1.2K 115 59
                                    

To miała być szybka akcja. Przynajmniej tak zakładaliśmy. Wejść, przeszukać, nie robiąc wielkiego bałaganu i wyjść. No i przy okazji spakować moje rzeczy, abym mogła wynieść się z tego piekła. Chcąc nie chcąc, musiałam skorzystać z pomocy Kuby i z nim zamieszkać. Wciąż brakowało mi kilku tysięcy na własne mieszkanie. A wyszło tak, że Wolny znowu był nade mną górą i musiałam się zgodzić. Jego rodzice nie mieli nic przeciwko, mimo iż za chwilę rozpoczynał się nowy sezon. 

Siedzieliśmy wczesnym rankiem następnego dnia w samochodzie Jakuba przed moim domem. Nie mieszaliśmy już Stochów w tę akcję. Stwierdziliśmy, że sami damy sobie radę. A Ewa dała mi jeszcze jeden dzień wolnego, więc wszystko układało się po naszej myśli.

Czekaliśmy, aż ojciec wyjdzie do pracy. Wtedy mieliśmy wejść do domu na zwiady, przede wszystkim sprawdzić, czy matka śpi, a zakładałam, że tak właśnie będzie. Potem iść do mojego pokoju, spakować te rzeczy, które były dla mnie najcenniejsze, jakieś błahe zostawić. Następnie przeszukać każde pomieszczenie. I to dokładnie.

Mieliśmy dwie godziny. Po tym czasie matka najczęściej się budziła.

- A może zamiast siedzieć z moimi rodzicami w tym nudnym Zakopanem pojechałabyś ze mną na skoki? - spytał Kuba, popijając kawę w założonych na nosie ciemnych okularach i kapturze na głowie. Za każdym razem jak na niego patrzyłam, chciało mi się śmiać. Trochę za bardzo wczuł się w rolę detektywa.

- Chyba cię główka boli – odpowiedziałam, prychając i wpatrując się w drzwi mojego odległego od samochodu o kilkanaście metrów domu rodzinnego. - Mam pracę, nie mogę jej zaniedbać.

- No to wzięłabyś jakiś dłuższy urlop – dalej próbował przekonać mnie przyjaciel. 

- Nie, to niemożliwe – znów zaprzeczyłam.

- To zwolniłabyś się. 

Spojrzałam na chłopaka z szeroko otwartymi oczami i popukałam się w głowę, aby pokazać mu, jak bardzo jest głupi.

- To lipa – westchnął Kuba. - Nie mam szans, żeby cię przekonać.

- Oj, nie masz – potwierdziłam i wytężyłam wzrok.

Drzwi od domu otworzyły się. Szturchnęłam Wolnego w ramię na znak, że coś się dzieje, a ten, pijąc kawę, odsunął termos od siebie, jednocześnie zasłaniając usta ręką, aby nie wypluć napoju na swoje świeżo wyprane ubranie. 

- Zwariowałaś? - zapytał zdenerwowany. - Jeszcze trochę i byłoby po moich ulubionych dżinsach.

- Zamknij się i patrz – warknęłam. Chłopak posłuchał mnie.

Przez drzwi wyszedł ojciec. Oczywiście ubrany jak menel, nieogolony, ze swoim zdemolowanym plecakiem na plecach. Trzasnął wrotami, nawet nie zamknął ich na klucz. Zszedł po schodach, ale nagle zatrzymał się przy furtce. Jego ręka powędrowała do kieszeni spodni. Już myślałam, że wyjmie z niej paczkę papierosów i zapali, jednak moim oczom ukazał się przedpotopowy telefon komórkowy. Przyłożył go do ucha. Dzwonił do kogoś. I ja wiedziałam do kogo.

W kieszeni mojej kurtki, a raczej pani Wolnej, poczułam wibracje. Wyjęłam komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Widniał na nim numer ojca. Kuba nachylił się do mnie, zabrał mi telefon i rozłączył się. Oboje od razu skierowaliśmy wzrok na mężczyznę, który wściekł się i już chciał rzucić urządzeniem o ziemię, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Wystukał coś na klawiaturze i zaraz znów poczułam wibrację. Odczytałam wiadomość razem z przyjacielem. 

Jeśli nie wrócisz do domu do wieczora, zabiję cię, suko. Odnajdę cię i uduszę własnymi rękami. Żegnaj się z życiem.

Takie esemesy otrzymywałam od wczoraj od rana, kiedy rodzice zorientowali się, że nie ma mnie w domu. Domyślili się, że uciekłam. I byli pewni, że nie wrócę. Nie mogli zagrozić mi policją, ponieważ na pewno sami się przednią ukrywali. Zostały im groźby śmiercią. 

lauf mit mir weg | s.leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz