17

1.3K 111 93
                                    

Siedziałam na ławce przed hotelem, opierając głowę o ramię Kuby, który obejmował mnie jedną ręką w talii, a drugą trzymał mocno za dłoń. Wdychałam jego cudowny zapach. Jak dobrze było mieć go znów przy sobie. Cieszyłam się, że nasze rozstanie nie trwało długo. Nie wytrzymałabym bez Wolnego u swego boku.

Przyleciałam do Finlandii razem ze Stephanem, który rozśmieszył mnie swoimi przeprosinami. Wsiadł do samolotu bez żadnego bagażu. Czy można być bardziej szalonym? Nie sądzę. Ten człowiek potrafił wszystko naprawić. Darzyłam go wielką sympatią i cieszyłam się, że codziennie spotykaliśmy się kilka razy i rozmawialiśmy, a czasem nawet po prostu siedzieliśmy w ciszy. Zaczynałam to lubić.

Ewa zaznajomiła mnie z tajemnicą fotografii, którą, muszę przyznać, pokochałam. Uwielbiałam robić zdjęcia, z dnia na dzień wychodziły mi coraz lepiej. Zawsze wieczorem pokazywałam je Kubie. On od razu głaskał mnie po plecach lub głowie, chwaląc, jakie były piękne. Poza tym poznałam kilka osób z Eurosportu, między innymi Martina Schmitta i Svena Hannawalda. Okazali się świetnymi ludźmi i niezwykle mi pomogli podczas wdrażania się w nowe środowisko. Kiedy dowiedzieli się, że nie potrafię biegle mówić po niemiecku, stwierdzili, że sami mnie tego nauczą. Przystałam na ich propozycję, jednocześnie zastanawiając się, skąd oni wezmą na to czas, lecz to już nie mój problem.

Spotkałam w końcu polską kadrę. Maciek i Piotrek wyściskali mnie za wszystkie czasy. Wieczór po piątkowych kwalifikacjach, które ostatecznie zostały odwołane ze względu na niekorzystne warunki pogodowe, spędziłam z Polakami w pokoju Kamila i Stefana, gdzie się zebraliśmy. Było wesoło, co pozwoliło mi zapomnieć o różnych rzeczach.

Cieszyłam się, że nie miałam dłuższej styczności ani z poznanym przeze mnie wcześniej Wellingerem, ani Aschenwaldem. Po prostu nie zamierzałam ich spotykać i tak też się stało. Jeszcze by się czegoś doczepili, a ja nie lubiłam, kiedy ktoś był upierdliwy w stosunku do mnie. A może... Po prostu się ich trochę bałam?

Po pierwszym po rozłące spotkaniu z Kubą na lotnisku, bardzo rzewnymi nieograniczonym w jakichkolwiek emocjach, dostałam kolejną karteczkę. Oczywiście z trójką. Znalazłam ją w kapturze kurtki, którą miałam na sobie tego dnia. I znów zaczęłam zastanawiać się, co ona oznacza. Nie wiedziałam. Nic nie wymyśliłam ani nie powiedziałam o tym Wolnemu. Nie chciałam martwić go jeszcze bardziej. A sama byłam chyba zbyt głupia, aby połączyć niektóre fakty i odkryć, skąd te znaki się biorą.

W tym momencie siedziałam z Kubą na dworze. Opatuleni w kurtki, przytuleni do siebie, aby się bardziej ogrzać. Myśleliśmy. Nad czym? Nad pewną wiadomością, którą otrzymałam od nieznanego numeru kilka minut przed wylotem do Finlandii. Do zobaczenia w Kuusamo. Nie wiedzieliśmy, co to ma znaczyć. Któryś ze skoczków chciał się ze mną spotkać? To wydawało się nierealne, tylko głupi wpadłby na taki pomysł i uznał go za poważny. Bardziej baliśmy się, że chodzi tu znów o ojca, którego pozbyliśmy się na jakiś czas. Wiadomości informowały, iż policja wciąż go nie złapała. Dlatego najbardziej prawdopodobną kwestią było to, że on tu przyjedzie. Kolejna groźba?

Od razu po przyjeździe do Finlandii, jeszcze na lotnisku, powiedziałam o tym Kubie. Wystraszył się nie na żarty. Było coraz gorzej. Zżerała go bezsilność. A ja nie chciałam, aby czuł się źle. Chciałam, żeby się uśmiechał. Na razie to nie stawało się możliwe. Obiecałam mu, że wkrótce skończy się ta sytuacja. Muszą go znaleźć. Przecież ojciec nie mógłby nagle dostać się do Finlandii. To po prostu niemożliwe.

Zachowywaliśmy ostrożność już od kilku dni. Nic się nie działo. Nie dostałam innych podejrzliwych znaków, które mogłyby sugerować, że ojciec znajduje się w tym kraju. Jednak niepokój przenikał nas do szpiku kości. 

lauf mit mir weg | s.leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz