35

876 99 72
                                    

Słyszałam ciągły dźwięk aparatury na zmianę z okropnym krzykiem, który wydobywał się z mojego gardła. Nic nie widziałam przez łzy. Zaciskałam w dłoni kartkę z numerem jedenaście. Czułam, jak ktoś wyprowadza mnie z sali, a ja próbowałam się wyrwać, ponieważ chciałam z nim zostać.

Nie potrafiłam tego zrozumieć, a zarazem wiedziałam już wszystko. Siedząc na korytarzu i wtulając się w kogoś, rozmyślałam o dwóch słowach, ostatnich, które wypowiedział. Dlaczego nie powiedział mi tego wcześniej wprost? A może chciał? Od razu przywoływałam wszystkie wspomnienia, jakie pamiętałam. Te od dzieciństwa aż do teraz. Najbardziej w moją pamięć wryła się sytuacja po prologu w Wiśle, kiedy gratulowałam mu... Kubie... kwalifikacji do konkursu. Wtedy powiedział mi coś, czego nie usłyszałam. Żałowałam. Żałowałam, ponieważ te słowa okazały się bardzo ważne. Gdzieś w głębi głowy coś podpowiadało mi, że to było to samo wyznanie. Gdybym wtedy o tym wiedziała...

W szpitalnej łazience wyprostowałam kartkę z numerem jedenaście. Dlaczego wcześniej nie potrafiłam rozszyfrować tych znaków? Jedynka. Dostałam ją, gdy otrzymałam bukiet białych róż od Kuby w Wiśle. Białe róże... Pojawiały się co jakiś czas. Jedna z nich znajdowała się też w wazonie, teraz, na stoliku u Kuby. Mojego Kubusia.

Dwójka. Znalazłam ją w bluzie po przyjeździe do Stephana. Odbywał się wtedy konkurs. Po swoim skoku Kuba posłał buziaka do kamery.

Trójka. Powrót po rozłące. Przybycie do Kuusamo.

Czwórka. Engelberg. Kłótnia z Kubą a propos mojego wychodzenia podczas pobytu u Stephana. Wtedy też znalazłam białą różę na łóżku oraz inną karteczkę, której Jakub nigdy by mi nie dał. Dziwka.

Piątka. Po wyjeździe z Engelbergu. Kolejne rozstanie.

Szóstka. Święta Bożego Narodzenia. Karteczka z numerem zawirowała w powietrzu w momencie, kiedy otworzyłam prezent od Kuby.

Siódemka. Drugi dzień świąt. Mistrzostwa Polski, które wygrał Kuba.

Ósemka. Przyjazd do Oberstdorfu na Turniej Czterech Skoczni po kolejnej dłuższej rozłące.

Dziewiątka. Znajdowała się na drzwiach mojego hotelowego pokoju. Znalazłam ją po krótkim poczęstunku z okazji wygranej. Tak. Zwycięstwo w czterech konkursach Turnieju Czterech Skoczni doprowadziło do zgarnięcia przez niego złotego orła.

Dziesiątka. Zakopane. Rodzinne miasto. To tłumaczyło wszystko.

Oraz jedenastka. Wyznanie miłości. Najsilniejszego uczucia, jakie mogło istnieć na świecie. Lecz tylko prawdziwe potrafiło przetrwać wszystkie przeciwności losu. Nie dane było nam to sprawdzić. Jednak w środku siebie wiedziałam, że nasza miłość okazałaby się najpiękniejszą na świecie. Tyle zła razem pokonaliśmy... Może przeszliśmy już tę próbę?

Boże, ale dlaczego wcześniej mi nie powiedział? Dlaczego skrywał to w sobie aż do teraz? Dlaczego, Jakubie, dlaczego? Dlaczego musiałam tak długo czekać na to, aż powie mi, co go gryzie?

Przemyłam twarz, zmywając ze swoich ust pocałunek Kuby. Pocałunek, który legł na wcześniejszym pocałunku. Pocałunku Stephana. Zacisnęłam oczy, nie chcąc, aby znów łzy popłynęły po moich policzkach. Co ja robiłam? Dlaczego to wszystko jest tak zagmatwane? Czułam coś do Stephana, ale wiedziałam, że tak naprawdę kochałam Kubę. Przecież sama myślałam o tym, kiedy będziemy musieli założyć własne, oddzielne rodziny, ponieważ nie miałam szans u Jakuba. Niemiec... Tak, musiałam to przyznać. Był moją zastępczą zabawką. Ale... Czy na pewno?

Kopnęłam ze złości stojący przy zlewie śmietnik. Jego zawartość wysypała się, a ja zacisnęłam dłonie w pięści. Jak można być tak głupim człowiekiem jak ja? Dlaczego w ogóle przyszłam na ten świat? Krzywdziłam wszystkich ludzi, których miałam wokół siebie i którzy mi pomagali. Tych, których kochałam.

lauf mit mir weg | s.leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz