7

1.2K 129 76
                                    

Siedziałam na sofie w salonie Wolnych. W ręce trzymałam kubek z herbatą. Drugą tego dnia. A była dziewiąta rano. Melisa doskonale radziła sobie z moim niepokojem i zdenerwowaniem. Miałam na sobie trzy bluzy oraz najgrubszy sweter, jaki posiadałam, a w dodatku dwie pary dresowych spodni, jedne moje, drugie Jakuba. I byłam jeszcze owinięta kocem. Nie mówiąc o tym, jak strasznie wyglądałam. Włosów nie czesałam od ranka poprzedniego dnia, a makijaż? Zdążyłam zapomnieć, co to. Czułam się najgorzej na świecie. Nie jadłam wczoraj obiadu, kolacji, dzisiaj też nic nie przełknęłam. Oczy dosłownie mi pulsowały, nie wiedziałam, czy od płaczu, czy zmęczenia. Porażka. Potrafiłam tylko tępo patrzeć się w telewizor i słuchać na przemian jego oraz Kuby. A o czym informowano w telewizji, jak i gadał na okrągło mój przyjaciel? To było oczywiste. 

O moim ojcu.

Nie miałam pojęcia, jak znalazłam się z powrotem w domu Wolnych. Kuba powiedział, że zemdlałam, co wiedziałam już sama. Zniósł mnie ze strychu po tych trzeszczących schodkach, zabrał do samochodu razem z torbą z moimi rzeczami i zadzwonił na policję. Anonimowo poinformował, że w domu została zamordowana kobieta, a sprawca wyszedł do pracy do miejscowego sklepu. Powiedział jeszcze, żeby sprawdzili strych. Wtedy rozłączył się, wyjął kartę sim telefonu i wyrzucił. Później wieczorem zakupił nową i zaczął dzwonić po kolegach, aby oznajmić im, że zmienił numer. Trochę czasu to kosztowało.

A w tym momencie mówiono w wiadomościach o znalezionych zwłokach mojej matki, przez której zamordowanie płakałam cały poprzedni wieczór. Bo jeśli ojciec zabił matkę, to równie dobrze mógł zrobić to samo mnie. Bałam się. Naprawdę się bałam.

Zaczęłam bać się jeszcze bardziej, kiedy w telewizji oznajmiono, że mój ojciec, morderca i gwałciciel z lat osiemdziesiątych, tak zwana „bestia z Wolfratshausen", nie pojawił się zeszłego dnia w pracy ani nie wrócił do domu i policja prowadzi poszukiwania po całym Zakopanem oraz okolicach. Zrobiło się poważnie i to nie na żarty. 

W mojej głowie wiecznie tłukło się tylko jedno pytanie: Czy teraz przyjdzie po mnie?

Poczułam, jak po moim policzku spływa łza. W wiadomościach wciąż mówiono o tym potworze. A ja nie wiedziałam, co począć. Przecież w każdym momencie mógłby mnie znaleźć. Na przykład kiedy jeździłam do pracy komunikacją miejską. W tym momencie nie chciałam opuszczać domu państwa Wolnych. Tylko tu czułam się bezpieczna. Nigdzie indziej.

Nagle moja zimna dłoń odebrała gorący bodziec. Podskoczyłam na kanapie i oderwałam tępy wzrok od telewizora. Spojrzałam, skąd pochodziło ciepło. To była ręka Kuby. Skierowałam swój wystraszony wzrok na niego. Wpatrywał się we mnie równie przerażony. Zauważyłam kątem oka, jak do pokoju wchodzą jeszcze dwie postacie. Domyśliłam się, że to rodzice Jakuba.

Przyjaciel wziął z moich dłoni pusty kubek, po czym uniósł je do swoich ust i chuchnął ciepłym powietrzem, aby je ogrzać. Kiedy zobaczył, że znów zbiera mi się na płacz, powiedział coś, nie zrozumiałam co, nachylił się i mocno mnie do siebie przytulił. Trzymał mnie w takim uścisku, dopóki nie przestałam się trząść. Potem lekko się ode mnie odsunął, nie wypuszczając moich rąk.

- Ali, musimy porozmawiać – powiedział, a ja spuściłam wzrok, gotowa na wysłuchanie monologu, który zapewne nijak miał mnie pocieszyć. - Obgadałem całą tę popapraną sprawę z moimi rodzicami, musiałem to zrobić, dobrze o tym wiesz. - Kiwnęłam głową, aby potwierdzić i pokazać Kubie, że go słucham. - Dzwoniłem też do Kamila i Ewy, również wytłumaczyłem im, co się stało. Oni podali mi pewną propozycję, którą mój tata i moja mama uznali za bardzo dobrą.

Bicie serca mi przyspieszyło. Zacisnęłam powieki, szykując się na najgorsze. Może chcieli mnie wyrzucić z pracy? Albo nie zamierzali mnie trzymać u siebie w domu, ponieważ sami się bali? W mojej głowie pojawiło się milion podobnych myśli. 

lauf mit mir weg | s.leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz