27

919 97 61
                                    

Nie mogłam pozbyć się tego wspomnienia z głowy. Ciągle o tym myślałam. Czułam na sobie ten dotyk, słyszałam swój własny krzyk. Bałam się. Pech mnie prześladował. Wisiało nade mną fatum. Moje życie od urodzenia było skazane na klęskę. Skoro tak, to dlaczego by go od razu nie zakończyć? Jednak strach wciąż miał nade mną największą władzę.

Kiedy po kilku godzinach leżenia w łóżku i wpatrywania się w sufit postanowiłam pójść pod prysznic, zbliżała się czwarta. Zmyłam już rozmazany makijaż, rozczesałam potargane włosy, zdjęłam wygniecioną sukienkę. Pod strumieniem lodowatej wody, która chłodziła moje ciało, w głowie pojawił się obraz Stephana oraz Kuby. Leyhe chciał dobrze. Naprawdę się mną zaopiekował, nie odstępował na krok, tylko pozwolił mi wyjść samej do toalety, mimo że również proponował, iż pójdzie ze mną. Wolnego poniosło. Źle myślał. Stephan nigdy nie zrobiłby mi krzywdy. Nawet gdy ogarniało go zdenerwowanie, wiedziałam, że nie byłby zdolny, aby chociaż mnie uderzyć.

Kuba widział zagrożenie w każdym. Bał się. Jego psychika nie wytrzymywała. A kto doprowadził go do takiego stanu? Ja. Wszystko przeze mnie. Gdybym nie zaprzyjaźniła się z nim piętnaście lat temu, nie musiałby przejmować się kimś takim jak pokrzywdzoną przez życie Alissą Nell, której przytrafia się pech na każdym pieprzonym kroku i nie potrafi poradzić sobie ze zwykłą codziennością, żyjąc w ciągłym strachu, straciwszy nadzieję na jakiekolwiek pozytywne uczucia. A teraz, kiedy tak bardzo spanikował, jego lęk powrócił, mógł zaprzepaścić szansę na wygranie Turnieju Czterech Skoczni, a to jego życiowa szansa.

Wstałam o ósmej, przespawszy niewiele ponad trzy godziny. Poszłam do toalety, przemyłam jedynie twarz, ponieważ branie kolejnego prysznica nie miało sensu. Nie nałożyłam makijażu, bo moja ochota na to kompletnie znikła. Ubrałam się w najszersze ciuchy, jakie posiadałam, związałam nieuczesane włosy w luźnego koka i wzięłam telefon do ręki. Żadnych powiadomień. Godzina wskazywała na wpół do dziewiątą, więc śniadanie powoli się rozpoczynało. Kiedy już chciałam odłożyć komórkę na miejsce, usłyszałam jej natarczywy dzwonek. Zdziwiłam się, widząc, kto się do mnie dobija.

- Tak? - odebrałam, próbując zachować spokój, a jednocześnie bojąc się, że trafi do mnie informacja dotycząca tego całego sylwestra oraz dzisiejszej nocy.

- Ali, przepraszam, że cię niepokoję, bo wziąłem twój numer tylko po to, aby dzwonić w sytuacjach awaryjnych, ale właśnie taka się wydarzyła – powiedział jak z karabinu Kot, a mnie coś ścisnęło w gardle ze stresu i strachu. - Widzisz, wczoraj wszyscy spaliśmy, sylwestra nie obchodziliśmy, ale zdarzyło się coś dziwnego, ponieważ Dawid i Olek Zniszczoł budząc się chwilę temu, zauważyli, że nie ma z nimi w pokoju Kuby, który położył się z nich najwcześniej. Szukaliśmy go już wszędzie, po wszystkich toaletach, w pewnym momencie stwierdziliśmy, że może poszedł szybciej na śniadanie, ale w stołówce nikogo oprócz kucharek nie było. Jesteśmy trochę zaniepokojeni, ale może przyszedł do ciebie? Bo naprawdę już nic innego nam do głowy nie przychodzi, ty to ostatnia deska ratunku.

Po słowach Maćka poczułam, jak na me czoło występują krople potu. Zrobiło mi się dziwnie lekko, ale jednocześnie rozbolał mnie brzuch. Wytrzeszczałam oczy, nie mogąc tego powstrzymać. Rozejrzałam się po pokoju, jakby szukając Wolnego, którego na pewno tu nie było. Poszłam jeszcze sprawdzić do łazienki, zajrzałam na balkon. Nic, no bo jak inaczej? Przecież kazałam mu wyjść razem ze Stephanem i Andreasem.

- Ale on musiał wrócić do siebie – mruknęłam, nachylając się i patrząc pod łóżko. - Chłopacy na pewno wszędzie sprawdzili? A w swojej łazience?

- Nie ma go nigdzie, Ali – westchnął Maciek.

- Cholera jasna – warknęłam, ubierając bluzę i szykując się do wyjścia. - Powiedz mi, gdzie jesteście, pomogę wam w poszukiwaniach. Sprawdzaliście na dworze? Powiedzieliście Horngacherowi?

lauf mit mir weg | s.leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz