29

1K 100 66
                                    

Do Zakopanego przyjeżdżaliśmy radośni po Turnieju Czterech Skoczni, jak i szczęśliwym Predazzo. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Starałam się zapomnieć o sylwestrowym wydarzeniu, które wciąż miałam w głowie, lecz udawało mi się o nim nie myśleć dzięki przebywaniu z Kubą, Stephanem, polską, a także nawet niemiecką ekipą. Przy nich czułam się zdecydowanie lepiej.

Nie było mowy o zgłoszeniu próby gwałtu na policję. Nikt nie widział dokładnie twarzy mężczyzny, chociaż wydawał mi się dziwnie znajomy, kiedy zauważyłam jego sylwetkę podczas wybiegania z łazienki. Richard Freitag chciał sprawdzić nagrania z kamer. Wykorzystał do tego swoją inteligencję oraz moc przekonywania, jak mówił. Dowiedział się jedynie tego, że monitoring w sylwestrową noc w tej części budynku nie działał. Przyczyn Niemiec nie dał rady wyciągnąć, aczkolwiek wydawało się to bardzo dziwne i straszne. Jakby ktoś miał dokładnie zaplanowane to, co się zdarzy.

Zakopane. Wiedziałam, że tu przyjadę. Do rodzinnego miasta. Jedyne wspomnienia, które przypominały mi o pięknie tego miasta, to te spędzone z Kubą oraz obserwowanie nieziemskich widoków. Długo zastanawiałam się nad tym, czy tu przyjeżdżać. Wahałam się. Niebezpieczeństwo ze strony ojca okazywało się jeszcze większe. Kuba namawiał mnie, abym wzięła urlop na konkursowy weekend w polskich Tatrach. Rozważałam to, ale w końcu odrzuciłam tę propozycję. Nie mogłam zaniedbać pracy, a poza tym musiałam stawić czoła swoim lękom. Wieczne ukrywanie się może i było bezpieczniejsze, ale chciałam nareszcie żyć normalnie. Tak jak każdy. Nadrobić to, co kiedyś nie zostało mi dane. Całe dzieciństwo przepadło. Mogłam jedynie poczuć zew z lat młodzieńczych.

Jeszcze w Bischofshofen ciśnienie podskoczyło mi nie bez powodu. Po krótkim świętowaniu z polskim sztabem, kiedy wypiliśmy po lampce szampana i zjedliśmy po kawałku tortu, wróciłam do swojego pokoju. Wszystko byłoby dobrze, gdybym na korytarzu nie dostrzegła karteczki przyklejonej na drzwiach do mieszkania. Widniała na niej dziewiątka. Nie wiedziałam, czego się po tym spodziewać. Ostrożnie weszłam do pokoju, bojąc się, że zastanę kogoś lub coś w środku. Jednak tak się nie stało. Nie miałam pojęcia, co te wszystkie liczby oznaczały. Nie potrafiłam połączyć faktów, a jeśli już mi się udało, to wzajemnie się wykluczały. Doszłam do wniosku, że po prostu nic nie znaczyły, a ktoś stroił sobie ze mnie głupie żarty. Nie chciałam już wiedzieć, kto, ponieważ to nie grało dla mnie roli. Ten ktoś nie mógł być niebezpieczny. Przestałam przejmować się karteczkami. Zaczęłam gromadzić je w jednej z kieszonek kosmetyczki, ale nie zawracałam sobie nimi głowy, skoro nie miałam pojęcia, o co chodzi.

Z kolei Predazzo stało się jednym z najbardziej lubianych przeze mnie miejsc. Urzekła mnie malowniczość miasteczka, ale również to, co się tam działo. Polacy zdominowali oba konkursy. Pierwszy wygrał Kuba Wolny, na drugim miejscu uplasował się Dawid Kubacki, a na trzecim Kamil Stoch. Podczas kolejnych zawodów na podium stanęli ci sami skoczkowie, lecz w odwrotnej kolejności. Po ostatnim konkursie znalazłam na wycieraczce przed drzwiami mojego pokoju następną białą różę. To również stało się podejrzane. Karteczki oraz kwiaty nie pojawiały się zawsze razem, ale obie rzeczy coś oznaczały. Tyle że ja byłam zbyt głupia, aby odgadnąć, co.

Przed przyjazdem do Zakopanego Kuba znów dostał napadu swoich stanów lękowych. Bał się, że spotkamy tu mojego ojca, który w końcu przyczyni się do strasznych rzeczy. Błagał mnie o urlop. Wyglądał strasznie. Płakał. Łzy leciały z jego oczu niczym z wodospadu. Bolał mnie ten widok. Kiedy widziałam, jak płacze, ja również nie mogłam się od tego powstrzymać. Chciałam zrobić coś, aby poczuł się lepiej, lecz byłam bezradna. Mogłam jedynie trwać przy nim, siedzieć obok, ocierać łzy. Po prostu być. Nie wiedziałam, co innego zrobić. On potrzebował tylko mojej obecności. Trzymał mnie kurczowo za dłoń i nie chciał puścić, bojąc się, że odejdę i nie wrócę. Mimo wielokrotnych przekonań, nie pozwolił mi pójść gdziekolwiek. Przytulałam go, gładziłam po plecach, głowie, a także twarzy, starając się uspokoić chłopaka. Słysząc jego chaotyczny oddech, postanowiłam podać mu leki, które otrzymał od lekarza psychologa oraz które miał stosować tylko w nagłych wypadkach. Nie widziałam innego rozwiązania. Zbliżała się późna nocna godzina, gdy oboje zasnęliśmy w ubraniach na jego łóżku wtuleni w siebie. Obudziwszy się rano, zauważyłam, że nie ruszyliśmy się ani o centymetr. Kuba trzymał ucho przy mojej piersi. Zaczęłam gładzić go delikatnie po włosach. Zlękłam się, kiedy chłopak mruknął kilka słów przez sen, zapewne zupełnie nieświadomie.

lauf mit mir weg | s.leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz