16

1.1K 119 48
                                    

Spakowałam swoje rzeczy, które jeszcze niedawno rozłożyłam po całym domu Stephana. Posprzątałam po sobie pokój, mimo że Leyhe powiedział, że sam to zrobi. Jednak ja się uparłam. Jak zwykle. 

Wyszłam z pomieszczenia, tachając walizkę i torbę. Położyłam bagaż na podłodze, zamknęłam drzwi, znów zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam ku schodom. W połowie drogi do celu ze swojej sypialni wyszedł Stephan. Bez wypowiedzenia chociaż jednego słowa wziął z moich rąk ciężary i dosłownie zbiegł na dół. Westchnęłam. Przecież sama bym sobie z tym poradziła. Tym bardziej, że od zeszłego dnia, kiedy, można tak chyba stwierdzić, pokłóciliśmy się, nie rozmawialiśmy, dopóki nie było to konieczne. Oczywiście, powiedziałam Stephanowi o wiadomości od Ewy i potrzebowałam do tego jego pomocy, więc, chcąc nie chcąc, musieliśmy zamienić kilka słów. Ale nastały ciche dni. Nikt nikogo nie przeprosił.

Zeszłam na dół i zobaczyłam, że moich walizek już nie ma. Pewnie Leyhe musiał zanieść je do samochodu. Znów westchnęłam, lecz tym razem rozmyślając o nowej pracy. 

Ewa dzwoniła do mnie i oznajmiła, że znalazła mi robotę w niemieckim Eurosporcie. Nie wiedziałam, jakim cudem to zrobiła, ale przy późniejszej rozmowie z Kubą chłopak wytłumaczył, że pracują tam dwaj byli skoczkowie narciarscy, Martin Schmitt i Sven Hannawald, których miałam poznać, a Ewa załatwiła mi tam pracę, w wielkim skrócie mówiąc, po znajomości z nimi. Nie uważałam tego za fair, tym bardziej, że pracę w Kamilandzie zdobyłam sama i nie pomógł mi argument, iż Wolny jest moim przyjacielem. Ale co ja na to teraz poradzę?

Od piątku miałam rozpocząć pracę jako fotograf do spraw skoków narciarskich dla niemieckiej telewizji. Pierwszy raz dostałam takie zadanie, więc potrzebowałam wprawy. Bilan-Stoch kupiła mi bilet na lot do Finlandii, gdzie odbywały się następne zawody. Plan był taki, że przylatuję kilka dni wcześniej i Ewa wprowadza mnie w tajniki posługiwania się wszelakim sprzętem fotograficznym. Podobno łatwizna, ale czy tak jest naprawdę, miałam się dopiero przekonać. 

W tym momencie wsiadłam do samochodu, którym Stephan odwoził mnie na lotnisko w Dortmundzie. Tak właśnie zostało zaplanowane nasze rozstanie. Ja byłabym cały czas w rozjazdach, więc na razie nie potrzebowałam stałego mieszkania. Pożegnanie niepogodzonych bratnich dusz? Brzmiało nieźle.

Do samochodu wsiadł Stephan i odpalił auto. Ruszył z podjazdu, wyjechał na ulicę i wcisnął gaz do dechy, kierując się w stronę najbliższego skrzyżowania. Wyjęłam telefon i napisałam do Kuby, że wyjechaliśmy.

Cisza.

***

Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. Nie chciałem się tak zachować. Nie zamierzałem sprawiać Alissie przykrości. A potem nie miałem pojęcia, jak przeprosić. I dalej zastanawiałem się, jak to zrobić. 

Jechaliśmy do Dortmundu na lotnisko, skąd Nell wylatywała do Finlandii. Bardzo szybko dostała pracę, nie spodziewałem się tego. Myślałem, że będziemy mieszkać razem dłużej. Teraz już nic jej u mnie nie trzymało. Po sezonie mogłaby kupić własne mieszkanie albo w Niemczech, albo w Polsce. To zależało od jej sytuacji rodzinnej. Miałem nadzieję, że wszystko się ułoży.

Wczoraj mnie poniosło. Za bardzo. Posiadałem skłonności do większych wybuchów emocji, ale nie zdarzało się to często. Zazwyczaj skrywałem wszystko w sobie, ale nie potrafiłem tego zrobić w tej sytuacji. 

Nigdy nie spodziewałbym się, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę ojca. Zranił mnie i matkę, poszedł siedzieć i po kilkunastu latach wrócił. Odnalazł mnie. Wiedział, kim jestem, jak ustawiłem się w życiu. Bez jego pomocy. Sam na to zapracowałem. Nie popadłem w skrajności tak jak on. Nie poddałem się. Odkąd mama zapisała mnie na treningi, poczułem, że skoki to jest to, co chciałbym uprawiać przez całe życie. I nie tylko jako pasję, lecz również zawodowo. Taki miałem plan i robiłem wszystko, żeby go zrealizować. Nigdy nie zwątpiłem. Nawet przy upadkach, kontuzjach oraz innych urazach ani razu nie pomyślałem, aby odpuścić. Chciałem skakać, latać, czerpać z tego przyjemność, bo to była jedyna rzecz, dzięki której mogłem odreagować. Kochałem skoki niemal jak rodzoną matkę.

lauf mit mir weg | s.leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz