7.

1.2K 43 50
                                    

Adrian zabrał mnie na spacer nad Wisłą. Październikowe słońce powoli chowało się za horyzontem, malując niebo na złoto. Różowawe obłoczki toczyły się powoli, przepuszczając przez siebie ciepłe promienie. Chłodny wiatr rozwiewał mi włosy. Był dość przenikliwy, dlatego zapięłam skórzaną kurtkę i objęłam się ramionami. Idący obok Adrian miał na sobie tylko czarną bluzę z NewBadLine, ale nie narzekał, że mu zimno. Zauważywszy, moje czerwone dłonie i policzki naznaczone chłodem, objął mnie ramieniem i do siebie przyciągnął. Biło od niego ciepło i ta niesamowita woń perfum zmieszana z papierosami. To od dziś mój ulubiony zapach. Rozkoszowałam się bliskością mężczyzny, zapominając o sytuacji, która miała miejsce w gabinecie szefa. Szliśmy brzegiem rzeki po suchej trawie, gdyż deszcz nie nawadniał ziemii od kilku dni. Patrzyliśmy na malowniczy zachód słońca i pływające kaczki.

- Powiesz mi, co się stało? - przerwał ciszę między nami. - Jesteś jakaś nieobecna.

- Wszystko jest w porządku - zapewniłam, choć prawda była inna.

- Aga - zatrzymał się i ujął mój podbródek, nakierowując mój wzrok na swoje zatroskane czekoladowe oczy. - Widzę, że coś jest nie tak.

- Szef mnie opierdolił, bo nie rozładowałam towaru - skłamałam. - Nawet nie wiedziałam, że była dostawa, bo miała przyjść dopiero jutro, a on się na mnie wydarł, że co ze mnie za pracownik, skoro nie wiem takich rzeczy i że się nie nadaję do niczego - kłamałam mu prosto w oczy. To było okropne. Wyrzuty sumienia od razu ścisnęły mnie za serce, ale prawdy też nie mogłam powiedzieć, dlatego przyjęłam ten wewnętrzny ból i dzielnie go znosiłam, niczym asceta katusze.

- Naprawdę o taką pierdołę na ciebie naskoczył? - zmarszczył brwi oburzony niezaistniałym czynem mojego przełożonego.

W odpowiedzi skinęłam głową, spuszczając wzrok na nasze buty, które nagle wydały mi się niezwykle ciekawe.

- Nie rozumiem, czemu jeszcze tam pracujesz - westchnął. - Mógłbym ci pomóc załatwić nową pracę, jeśli byś chciała.

- Nie, Adi, dziękuję, ale nie mogę - odmówiłam. Nie zasługiwałam na jego pomoc. On jest dla mnie tak dobry, a ja mu wciskam kit jak z nut. Kłamca. - Pracuję tam, bo muszę zarabiać na siebie i Kingę. Z jednej pensji się w Warszawie nie utrzymamy. Jest dobrze tak, jak jest.

- No dobrze - skinął lekko głową. - Ale obiecaj mi jedno.

- Co takiego? - spytałam.

- Nie będziesz słuchała tego chuja, bo nie jesteś do niczego. I jeśli sytuacja się powtórzy, o wszystkim mi powiesz - zażądał.

- Obiecuję - potwierdziłam. Brunet tylko się uśmiechnął i zamknął szczelnie w swych objęciach. Woń, która mnie uzależniała, otuliła mnie ze wszystkich stron, rozkosznie pieszcząc nozdrza. Objęłam go, jak mała dziewczynka, wtulając się mocno w męską klatkę piersiową. Zacisnęłam powieki, spod których kilka zabłąkanych łez próbowało skę wydostać. Jakiż to był paradoks. W tej jednej chwili czułam się tak cudownie i błogo, a zarazem okropnie. Przy Adrianie moje serce szalało z radości. Jego obecność koiła nerwy i strach, a ciepłe spojrzenie i ramiona zapewniały, że jestem bezpieczna. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje i co Borowski ze mną zrobił, pojawiając się w moim życiu. Jedyne, czego byłam pewna, to, że solidnie mi zawrócił w głowie. Dwie męskie dłonie, gładziły mnie kojąco po plecach, uspakajając moje zszargane nerwy.

Staliśmy tak po prostu wtuleni w siebie na środku ścieżki, nie zwracając uwagi na nic, co dzieje się wokół nas. Najzwyczajniej w świecie napawałam się zapachem i bliskością Adriana, która teraz, w mojej obecnej sytuacji, była dla mnie wręcz zbawienna.

Grzech || Adrian Borowski & ReTo ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz