26.

734 38 11
                                    

Minął już ponad tydzień. Moje serce wciąż krwawiło po stracie Adriana. Nijak nie szło tego krwotok zatamować, gdyż jedyną osobą, która to potrafiłaby zrobić, był właśnie on. A przecież to przez niego znalazłam się w takim stanie.

Zdjęłam szynę z nogi. Już mnie nie bolała, chodziłam normalnie, wszystko grało. Byłam u lekarza i przepisał mi maść przeciwbólową, gdyby czasem coś się działo.

Kuba przyjeżdżał do mnie codziennie. Dotrzymywał towarzystwa, gdy Kinga była w pracy. Wzięła sobie nawet nadgodziny. Uciekała od czasu, który mogłaby przeznaczyć na myślenie o Igorze. Nie dziwię jej się. Też bym tak chciała. Rano wychodziła z domu, wieczorem wracała zmęczona po całym dniu pracy, chwilę rozmawiałyśmy, zjadłyśmy razem obiad, po czym szła się myć i spać.

Ze mną było o tyle gorzej, że nie miałam co ze sobą zrobić. Budziłam się późno, bo nocami nie mogłam zasnąć. Kręciłam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji. Brakowało mi wygodnej, ciepłej klatki piersiowej ukochanego, do której mogłam się przytulić. Moja poduszka przesiąkła jego zapachem, który nie chciał za nic w świecie się wywietrzyć. W szafie nadal miałam kilka jego rzeczy, które u mnie zostawił.

Zjadałam śniadanie, po czym trochę sprzątałam i tak już czyste mieszkanie. Wszystko tylko po to, aby się czymś zająć. Potem oglądałam telewizję, ale ileż można. Gdy przyjeżdżał Kuba, było trochę lepiej. Jego zwariowana osobowość nie pozwalała mi się dołować. Na mojej twarzy malował się uśmiech. Słaby, ale jednak nadal uśmiech. Wspierał mnie najlepiej, jak potrafił. Pocieszał, rozbawiał. Gotowaliśmy razem obiad. Tak. Ja i Kuba Grabowski w jednej kuchni przy jednej potrawie. Ciekawie to wyglądało. Jak zwykle wpieprzał mi się w paradę, ale przynajmniej nie było nudno, a ja całkowicie nie myślałam o czekoladowych tęczówkach przepełnionych bólem, którym przed nosem zamknęły się drzwi mojego mieszkania i serca, które do nich tęskniły. Zamiast tego główkowałam, jak tu zrobić wszystko po swojemu i nie dopuścić, by kuzyn zaczął przyprawiać danie według własnego uznania. W gorsze dni siedziałam i patrzyłam, co robi. Pozwalałam mu na samodzielne przyrządzenie posiłku.

Tak też było tego dnia. Prawie, gdy postawił mi talerz z jedzeniem pod nos, przyszła Kinga. Przywitała się z Kubą i coś szepnęli między sobą.

- Aga - zaczęła Kinga, siadając na przeciwko mnie. - Mnie całymi dniami nie ma w domu, bo nie potrafię tu siedzieć i nie myśleć o... Tym wszystkim... Wiesz, co mam na myśli. Wracam, jem, myję się i idę spać i tak w kółko. Nie potrafię ci pomóc ani cię w jakikolwiek sposób wesprzeć, bo sama sobie z tym wszystkim nie najlepiej radzę. Jest mi z tego powodu cholernie głupio, bo naprawdę chciałabym zrobić coś, żeby cię wyrwać z tego dołka.

- To już jest, kurwa, kanion - poprawił ją Grabowski.

- No to z kanionu - wywróciła oczami.

- Kinia, to nie twoja wina, rozumiem, naprawdę... - odparłam, ale mi przerwała.

- Rozmawiałam z Kubą i doszliśmy do wniosku, że... - spojrzała na niego.

- Najlepiej dla ciebie by było, gdybyś na jakiś czas wprowadziła się do mnie - dokończył za nią. Zmarszczyłam nieco brwi.

- Tutaj ci praktycznie wszystko przypomina o Adrianie, większość czasu spędzasz sama, a to nie jest dla ciebie wskazane - argumentowała.

- A jak będziesz u mnie, ja ci będę towarzyszył, zawsze ktoś wpadnie. Czy to Krzysiek, czy to Maciek, albo jeszcze ktoś z Ekipy... - dodał. - Będziesz wśród ludzi, którzy nie pozwolą ci się pogrążać w tych smutkach jeszcze bardziej.

- No dobra, a ty? - spojrzałam na Kingę. - Zostaniesz tu sama i co?

- Aga, mnie i tak całymi dniami przecież nie ma w domu. Jak wracam, to zaraz idę spać, bo jestem wykończona. Ja sobie poradzę - uśmiechnęła się lekko.

Grzech || Adrian Borowski & ReTo ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz