51.

647 33 47
                                    

Dwa tygodnie później

Muszę przyznać, że niechętnie opuszczałam Paryż. Pobyt tam minął mi niesłychanie szybko. To były wyjątkowe dni, których nie zapomnę nigdy.

Pewnego wieczoru, gdy tam byliśmy, Adrian zabrał mnie na most, gdzie przypięliśmy kłódkę świadczącą o trwałości naszego uczucia. Dla kogoś to może wydawać się tandetną drobnostką, a mnie rozczuliło i dogłębnie wzruszyło. Rozpłakałam się tam ze szczęścia.

Jednak każdy urlop kiedyś się kończy i trzeba było wracać do Polski, gdyż chłopaki mieli sporo koncertów do zagrania.

Niechętnie rozstawaliśmy się z Adrianem, kiedy musiał pojechać na weekend, by wykonywać swoją pracę, podczas gdy ja miałam zlecenie tu w Warszawie i byłam zobligowana, by zostać. W piątek wpadł do mnie Kuba, więc spędziłam z nim trochę czasu, przez co się tak nie wydłużał. Pół soboty natomiast minęło mi na planie, gdyż miałam sesję zdjęciową z Blachą. To właśnie było moje zlecenie. Patryk okazał się być świetnym gościem, szybko złapaliśmy dobry kontakt i dogadaliśmy się ze sobą. Drugie pół dnia z kolei zajęło mi obrabianie zdjęć, więc aż tak nie mogłam narzekać na nudę, choć nie powiem, wyjątkowo ciągnął mi się ten czas, bo zawsze, gdy tym się zajmuję, Adrian przychodzi co chwilę, pytając, czy nie chcę się czegoś napić, czy może zobaczyć i czy dużo mi zostało. Brakowało mi tej jego upierdliwości, słowa troski, jego ramienia, o które się mogłam oprzeć... Jego obecności.

Zadzwonił do mnie po koncercie. Mówił, że publika była świetna, że wszystko poszło tak, jak chcieli i że za mną tęskni. Chciał, bym była tam z nim. Ja też bym chciała.

Rozmawialiśmy dość długo, aż odesłałam go spać, bo w jego głosie słychać było potężne zmęczenie. Chcąc nie chcąc, przyznał, że faktycznie energią już dziś nie tryska. Gdy się rozłączyliśmy, zadzwoniłam do Kuby, gdyż wpadłam na pewien pomysł.

- Kubuś, kochanie, co robisz jutro? - zaczęłam słodko.

- Mhm, czegoś chcesz - domyślił się. - Nic nie robię.

- A nie miałbyś ochotę się zabawić troszeczkę? - ciągnęłam.

- Coś wymyśliła? - chciał już wyciągnąć informacje. Chyba się obawiał mojej pomysłowości.

- No bo pomyślałam, że może byś ze mną pojechał na koncert Igora - zaproponowałam. - Zrobilibyśmy im niespodziankę. Wiesz, po koncercie podejdziemy po zdjęcie jako fani, będą zaskoczeni, ich miny będą bezcenne, mówię ci.

- Oni jakoś niedaleko Warszawy grają, nie? - upewnił się. - Masz bilety?

- Mam wejściówki na wszystkie ich koncerty, spokojnie - zaśmiałam się.

- To jedziemy. Przyjadę po ciebie - oznajmił.

- Kocham cię - pisnęłam uradowana, na co odpowiedział mi śmiech kuzyna w słuchawce.

- Ja cię też, idź spać - polecił. - Dobranoc.

- Dzięki wielkie, naprawdę. Dobranoc - życzyłam mu i się rozłączyłam.

***

Rano, gdy już zjadłam śniadanie, spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torby. Trochę mnie mdliło, ale zignorowałam to, gdyż uznałam, że zapewne znów strułam się hot dogiem że stacji. Wczoraj wracając do domu, zatrzymałam się właśnie, by takowego sobie zjeść, gdyż byłam zbyt leniwa, by samodzielnie coś ugotować. Niedługo później przyjechał Kuba. Wypił sobie kawę, a ja w tym czasie ogarnęłam toaletowe poranne czynności. Byliśmy gotowi do podróży. Minęła nam na śmiechach, rozmowie i śpiewaniu jego kawałków, kawałków ReTo, czyli gwiazdy wieczoru i piosenek z radia. Jak na Grabowskich przystało, na nudę narzekać się nie dało.

Grzech || Adrian Borowski & ReTo ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz