18.

1K 44 79
                                    

Kilka dni przed świętami pokłóciliśmy się z Adrianem. Dużo czasu spędzałam u Kuby, bo w końcu obiecałam mu, że pomogę we wszystkich przygotowaniach. Borowski miał do mnie pretensje, że nie poświęcam mu czasu.

- Już cię chyba w ogóle nie obchodzę! - zarzucał mi. - Przypominam ci, że to ja jestem twoim chłopakiem, a nie Kuba.

- Adrian, do cholery! Przecież wiesz, że kocham cię najbardziej na świecie, ale obiecałam Kubie, że pomogę. Zrozum to!

Nie rozumiał. Potrzebował i wręcz wymagał ode mnie, że będę z nim spędzać czas dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Owszem, uwielbiałam jego bliskość, ale tak się nie dało. Zdrowiej dla naszej dwójki będzie, jeśli będziemy mieli też czas tylko dla siebie.

Siedziałam już u Grabowskiego w apartamencie i kończyłam przyrządzać karpia. O dziwo, jakoś dogadaliśmy się z raperem w kwestii gotowania. Ustaliliśmy, co gotuję ja, a co on i żadne z nas nie wchodzi sobie w paradę. W ten sposób uniknęliśmy niepotrzebnych sprzeczek, których miałam już dość w ostatnim czasie. Kuba w tym czasie ustawił stół i przykrył go obrusem. Razem przygotowaliśmy zastawę, po czym mogłam się wreszcie zająć pakowaniem podarunku dla Adriana. Specjalnie na ten cel przeznaczyłam srebrny prezentowy papier w śnieżynki.

Po niedługim czasie mogłam się już szykować. W pierwszej kolejności wzięłam prysznic. Następnie ubrałam się, uczesałam i wykonałam makijaż. Rzuciłam ostatnie spojrzenie swojemu lustrzanemu odbiciu, a we mnie wzbudziła się satysfakcja. Ze zwierciadła patrzyła na mnie urokliwa kobieta w bordowej sukience przed kolano, przylegającej do ciała. Długie koronkowe rękawy opinały moje smukłe ręce. Miałam dosyć duży, ale nie wulgarny dekolt, uwydatniający całkiem obfity biust, dlatego też było na czym zawiesić oko. Pomalowane na bordowo usta miałam rozciągnięte w pewnym siebie uśmiechu i właśnie testowałam na sobie zalotne spojrzenie spod gęstych, zaznaczonych tuszem rzęs. Czarna wyciągnięta kreska potęgowała intensywność mego wzroku, a złota biżuteria dodawała elegancji mojemu stroju. Włosy miałam upięte w efektownego, niskiego koka, a dwa cienkie pasma włosów swobodnie okalały moją twarz.

Opuściłam łazienkę, zadowolona z efektu swojej pracy. Założyłam jeszcze wysokie, czarne szpilki i zeszłam na dolne piętro apartamentu kuzyna, który siłował się z białym krawatem, który kontrastował z czarną koszulą i spodniami, aż wreszcie poprosił mnie o pomoc. Gdy kończyłam wiązać wspomniany element ubioru Kuby, zadzwonił dzwonek do drzwi. Gospodarz udał się, by przywitać pierwszych gości, którymi okazali się być Krzysztof z Olą. Dawno się z nią nie widziałam, dlatego też zostawiłyśmy mężczyzn przy drzwiach, a same rozsiadłyśmy się na narożniku w salonie.

Gdy tak sobie plotkowałyśmy, w pewnym momencie nie wiadomo skąd zostałam pociągnięta za rękę, a tym samym zmuszona do wstania. Ktoś zaatakował moje usta namiętnym, stęsknionym pocałunkiem. Już miałam odepchnąć napastnika, gdy zorientowałam się, że to przecież mój Adrian. Zamiast więc reakcji obronnej, złapałam go za materiał popielatej koszuli i przyciągnęłam go do siebie jeszcze bardziej. Objęłam go za szyję, a on oplótł silnymi ramionami moją talię, likwidując w tenże sposób jakąkolwiek wolną przestrzeń między nami.

- Zaraz ją zjesz - zaśmiał się znajomy damski głos, na dźwięk którego odkleiłam się od ukochanego.

- Mama! - podeszłam do niej uradowana jej widokiem i mocno ją wyściskałam, co oczywiście odwzajemniła. Przeskanowałam szybko jej twarz. Mimo że dosyć długo się nie widziałyśmy, nic się nie zmieniła. Jak zawsze uśmiechnięta, choć życie niespecjalnie ją oszczędzało. Szare oczy błyszczały radośnie, tworząc kilkanaście zmarszczek więcej, niż zwykle gości na jej twarzy. Czarne, zaczynające już siwieć włosy miała krótko ścięte. To jej stała fryzura od lat. Miała na sobie białą, prostą sukienkę do kolan z długim rękawem. Tak bardzo cieszyła się, że ją widzę. - Cudownie, że przyjechałaś. Na długo zostajesz?

Grzech || Adrian Borowski & ReTo ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz