14

225 19 22
                                    

                                                            *Richard*

Nie wiem co się z nią dzieje, ale na pewno nie pozwolę jej zamknąć się w pokoju.


- Richard, wszystko dobrze ?


Wyszedłem z pokoju, zostawiając resztę bez odpowiedzi. Po paru sekundach stałem pod drzwiami pokoju Raven. Zapukałem, chcąc wejść, ale drzwi nawet nie drgnęły.


-Rachel otwórz, chce porozmawiać.


Z jej strony nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Zacząłem, mocniej pukać mając nadzieje, że zaraz otworzy, ale nic takiego się nie stało.


-Otwieraj, słyszysz !!


Krzyknąłem zdenerwowany. Z całej siły uderzyłem parę razy w drzwi.


-Raven!! Otwieraj te drzwi i porozmawiaj, z zemną !


Wciąż nic.


-Cholera !!!


Nagle przyszedł mi do głowy pomysł, głupi pomysł jednak sytuacja tego wymaga. Pobiegłem na dach wieży i wyciągnąłem z pasa, który był częścią mojego stroju mały składany hak z liną. Przywiązałem hak do grubego metalowego pręta. Zrobiłem parę kroków do tyłu i mocno się rozbiegłem, skacząc z dachu. Leciałem w dół i w odpowiedniej chwili przechyliłem się w bok, prostując nogi i celując w okno. Rozbiłem, okno wlatując do środka. Wylądowałem, w miarę sprawnie od razu odpinając line od pasa. Rachel siedziała na łóżku zszokowana. Zdjąłem, maskę z oczu podchodząc do niej.


-Zmusiłaś mnie do tego.


-Zostaw mnie, wyjdź.


-Chyba sobie żartujesz ze mnie. Mam ci pozwolić zamknąć się w pokoju? Co się dzieje? Dlaczego tak zareagowałaś w pokoju wspólnym ?


Wstała powoli, wycierając łzy z oczu.


-Sprowadzam na wszystkich same problemy...


-Co ty wygadujesz ?


-Nie przerywaj mi...wszytko to prawda. Trygon miał rację...


Upadła na kolana zakrywając usta dłonią i dusząc się łzami. Uklęknąłem przed nią i mocno przytuliłem.


-Nie mów tak. Zabraniam ci, rozumiesz ?


-Ja nie mogę tu być... ja ...


Pocałowałem ją w głowę.


-Nie ma Trygona nie ma jego słów. On nie żyje.


-To wszytko moja wina. To wszytko przeze mnie. Azarath mój dom...niewinni ludzie jak mogłam do tego dopuścić. Wszyscy zginęli. Nie ma już nic...rozumiesz ? Nic !


Zaczęła wyrywać się z mojego uścisku, ale jeszcze mocniej ją przytuliłem.


-Spokojnie... Rachel... spokojnie. To nie jest twoja wina. To nie ty zabiłaś tych ludzi. Nie jesteś taka jak twój ojciec. To przez nie go nie bierz winy na siebie. Nigdy byś nikogo nie zabiła, wiem to.


Poczułem, jak odwzajemnia mój uścisk a jej dłonie, wbijają się w moje plecy.


-Jestem przy tobie. Jesteś bezpieczna.


Pocałowałem ją w czoło a jej zapłakane oczy, spojrzały w moje. Położyłem, dłoń na jej policzku wycierając, spływające łzy.


-Wiem, że czujesz się strasznie, ale to, co się stało, nie jest twoją winą. Uratowałaś swoją matkę, mimo że mogłaś tego nie robić. Zrobiłaś to i jest tu teraz, razem z tobą. Jest dla ciebie tak jak ja.


Wpatrywała się we mnie, próbując coś powiedzieć, ale nic nie mogła z siebie wydusić. Zbliżyłem swoje usta to jej ust.


-Kocham cię.

Pocałowałem ją delikatnie.


                                                           *Rachel*

Nie wiem co mam robić, siedzę jak sparaliżowana. „Kocham cię" te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Richard parzył na mnie z taką czułością. Chyb nikt nigdy tak na mnie nie patrzył, jak on. Kiedy mnie pocałował, poczułam takie dziwne ciepło w środku. On mnie kocha ?


- Rachel, jeżeli nic do mnie nie czujesz to...


Nie pozwoliłam mu dokończyć, bo moje usta złączyły się z jego ustami. Po sekundzie poczułam jak Grayson odwzajemnia ten pocałunek.


-Mogę uznać to za odpowiedź?


Chciałabym mu odpowiedzieć, że tak, ale...nie wiem, czy powinno nas coś więcej łączyć niż przyjaźń.

Młodzi TytaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz