Rozdział jedenasty

111 8 0
                                    

w którym pani Hudson zwraca uwagę Molly na pewne kwestie


– Molly, kochanie! Cudownie w końcu cię widzieć! – zawołała pani Hudson, zamykając patolog w żelaznym uścisku. 

Doktor Carter zwlekała z tym spotkaniem prawie tydzień. Oficjalną wymówką był natłok pracy, ale tak naprawdę obawiała się tego, jak zostanie przyjęta. Sądziła, że staruszka będzie miała jej za złe, że zostawiła swoich bliskich w tak trudnym dla wszystkich momencie. Ale nawet jeśli chowała jakąś urazę, postanowiła jej na razie nie okazywać. 

– Panią również – odparła, oddając uścisk. – Świetnie się pani trzyma.  

Molly nigdy nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, ile ta kobieta miała lat, no ale cóż, na pewno nie była pierwszej młodości. Jednak mimo upływu czasu i pojawienia się kilku nowych zmarszczek, nadal wydawała się być w znakomitej formie. 

– Och, ostatnio nie jest już tak różowo. Jednak starość daje o sobie znać – powiedziała gospodyni, prowadząc swojego gościa do salonu. – Właśnie wróciłam z sanatorium. 

Molly rozejrzała się dokoła i z zadowoleniem stwierdziła, że mimo jej długiej nieobecności na Baker Street nic się nie zmieniło. Te same tapety i dywany, meble i wszelakie bibeloty. Jakby czas zatrzymał się w miejscu. Może to absurdalne, ale dopiero teraz, po przekroczeniu progu tego budynku, poczuła, że naprawdę wróciła do Londynu. Do swojego domu. 

– Napijesz się herbaty? – Z zamyślenia wyrwał ją głos pani Hudson. 

– Chętnie – odparła z uśmiechem, a chwilę później staruszka zniknęła w kuchni. 

Patolog ostrożnie usiadła na mocno już wytartej, ale nadal stylowej kanapie. Rozglądała się po pokoju, przywołując miłe wspomnienia. Na komodzie zauważyła kilka nowych ramek ze zdjęciami. Na większości z nich widniała Rosie. Były to naprawdę urocze fotografie. Szczególnie do gustu przypadała jej ta, na której Sherlock trzymał na rękach jeszcze dość małą Watsonównę. Ten widok doprawdy ją rozczulił. 

Żałowała trochę, że tak rozminęli się z Johnem. Bardzo tęskniła za swoją chrześnicą i liczyła na to, że będzie mogła ją zobaczyć niedługo po swoim powrocie. Niestety w tym samym czasie Watson postanowił wyjechać razem z córką. Oczywiście widywała ją dość często przez skype, ale to jednak nie to samo, co kontakt osobisty. Miała nadzieję, że niedługo wrócą do Londynu i będzie miała okazję wreszcie uściskać Rosie. 

Pogrążona w myślach, prawie przeoczyła moment, w którym pani Hudson weszła do salonu, niosąc tacę z herbatą i ciastkami. 

– No, opowiadaj, kochana, co tam ciekawego się u ciebie wydarzyło – zachęciła ją z entuzjazmem staruszka. – Słyszałam, że wyszłaś za mąż! 

Molly uśmiechnęła się lekko. Rozmowy o życiu prywatnym zawsze ją nieco krępowały. Przeważnie było tak dlatego, że w sumie nie miała za wiele na ten temat do powiedzenia – jedynaczka, rodzice nie żyli, brak męża i dzieci. Teraz, kiedy się to wreszcie zmieniło, wcale nie było jej łatwiej. Może też dlatego, że dla jej znajomych w Stanach jej małżeństwo było czymś oczywistym, a tutaj wszyscy się tym dziwili.  

– Tak – odparła. – Ryan jest cudowny. 

Kiedyś już niemalże straciła nadzieję na to, że będzie wychwalać swojego męża jak te wszystkie szalenie zakochane, świeżo upieczone żony. Co zazwyczaj oczywiście było mocno przesadzone. Ona jednak nie miała sobie nic do zarzucenia – Amerykanin był najwspanialszym człowiekiem, jakiego spotkała, i najlepszym życiowym partnerem, jakiego mogła sobie wymarzyć. 

Trudne decyzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz