Rozdział dwudziesty trzeci

96 9 0
                                    

w którym Sherlock i Ryan nie szczędzą sobie złośliwości


– O, wreszcie raczyłeś się zjawić – oznajmił John na widok zbliżającego się Sherlocka, który na te słowa posłał przyjacielowi krytyczne spojrzenie. 

Po kolejnym tygodniu użalania się nad sobą, jakichś stu nieodebranych połączeniach i dwukrotnie większej liczbie SMS-ów, na które nie raczył odpisać, detektyw stwierdził, że najwyższy czas znów pokazać się światu. Wyłączył się z publicznego życia na zaledwie miesiąc, a Scotland Yard zdążył już zrobić tyle bałaganu, że w głowie się nie mieściło. Wystarczyło, aby prześledził wzrokiem trzy artykuły dotyczące ostatnich śledztw, aby wiedzieć, że narobili więcej szkód niż jakiegokolwiek pożytku, chociaż uparcie twierdzili, że robią wszystko, aby złapać tych zbrodniarzy. Tylko, że te ich starania to były śmiechu warte. Ciekawe, jak policja radziła sobie przez te dwa lata bez niego?  

– Ktoś w końcu musi posprzątać po tych idiotach, prawda? – odparł kąśliwie, podnosząc taśmę oddzielającą miejsce zbrodni i pod nią przechodząc. 

– Chyba już ci się polepszyło, skoro znów stać się na sarkazm – odparł z uśmiechem Watson. 

Przez te kilka ostatnich tygodni brakowało mu starego, dobrego, złośliwego Sherlocka. Cała ta sytuacja z Molly i Ryanem bardzo go zmieniła. Chyba nikt się nie spodziewał, że Holmes tak mocno to przeżyje. W końcu uchodził za człowieka bez serca, a tymczasem okazało się, że serce rzeczywiście miał i, co więcej, nawet złamane. Najwyraźniej jednak już swoje odchorował i powoli wracał do dawnej formy. 

– Powiedzmy – mruknął detektyw, szybkim krokiem idąc przed siebie. – Chociaż muszę przyznać, że bywało lepiej. 

Co do tego John nie miał wątpliwości. Sam również większość tych „lepszych" chwil w swoim życiu miał już za sobą. Nie wykluczał jednak możliwości, że spotka go jeszcze coś dobrego. Miał nadzieję, że dla Sherlocka też jeszcze nie wszystko było stracone. 

Weszli do domu obstawionego przez policjantów. Holmes wyminął ich bez słowa i ruszył w stronę kuchni, po której także krzątali się funkcjonariusze. Przy leżącym na podłodze ciele starszej kobiety klęczał Carter. Pochylał się nad ofiarą i zapisywał coś w notesie. Czując na sobie czyjeś spojrzenie, odwrócił się w stronę wejścia. 

– Kogo ja to widzę – powiedział kpiąco, wstając. – Pan detektyw postanowił w końcu zaszczycić nas swoją obecnością. 

Nie rozmawiali ze sobą od czasu kłótni u pani Hudson, a Amerykanin nadal był nieco zły na Sherlocka. Sądził, że paradoksalnie ta sprzeczka oczyściła między nimi napiętą atmosferę i że, jak to często bywa wśród mężczyzn, zapomną o wszystkim i wrócą do w miarę koleżeńskich relacji. Niestety Holmes ignorował jego telefony przez kolejnych kilka dni. Ryanowi nie chodziło już o jego zranioną dumę, ale o śledztwo. Naprawdę potrzebował pomocy detektywa. Od tego zależało bezpieczeństwo sporej grupy ludzi, a on postanowił sobie być na niego obrażonym. Co za brak profesjonalizmu! 

Amerykanin naprawdę czuł się już bezradny, więc postanowił skontaktować się z Johnem, który wydawał mu się ostatnią deską ratunku. Szczerze mówiąc, dziwił się Watsonowi, że udało mu się wytrzymać tyle lat z Holmesem i nie zwariować. Przez pewien czas detektyw wydawał się bardzo fascynujący, ale na dłuższą metę był naprawdę męczący. Uświadomiwszy to sobie, coraz częściej zastanawiał się nad tym, co takiego Molly w nim widziała. 

Zresztą jego stosunki z żoną również się ochłodziły. Nadal chowała urazę za to, że wszczął tamtą awanturę. Przepraszał ją już dziesiątki razy, ale ona wciąż mu w pełni nie wybaczyła. Była zmęczona byciem traktowaną jak przedmiot, o który można się targować. Mimo iż już dawno podjęła właściwą według siebie decyzję, zarówno Sherlock, jak i Ryan nadal zachowywali się tak, jakby chcieli ją podważyć i przekonać ją do zmiany wyboru. Momentami nawet zastanawiała się, czy nie zostawić ich obu i jeszcze raz zacząć wszystko od nowa. 

Trudne decyzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz