Rozdział dwudziesty czwarty

108 9 3
                                    

w którym Sherlock składa pewną obietnicę


Molly biegiem przemierzała szpitalne korytarze. Kolejne drzwi trzaskały za nią, ale nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Chciała tylko jak najszybciej znaleźć się przy Ryanie. 

Odbierała właśnie Colina ze szkoły, kiedy zadzwonił do niej John z wiadomością, że jej mąż miał wypadek i przewieźli go do St. Bart's. Nie chcąc martwić małego, starała się zachować spokój. W środku jednak oczywiście targały nią emocje i niepokój. W ekspresowym tempie podrzuciła chłopca na Baker Street do pani Hudson, którą uraczyła lakonicznym wyjaśnieniem, po czym znów wsiadła do samochodu i z piskiem opon ruszyła w stronę szpitala. 

Przez całą drogę modliła się w duchu, aby nie było to nic poważnego. Watson nie przekazał jej zbyt wielu informacji, bo najwyraźniej sam niewiele wiedział. Z tego co zrozumiała, był razem z Sherlockiem na miejscu zbrodni, kiedy o wszystkim się dowiedział. A kiedy dzwonił, detektyw próbował złapać taksówkę, aby również mogli się dostać do szpitala. 

O wypadku Johna powiadomił znajomy lekarz, który właśnie miał dyżur. Kojarzył Ryana z widzenia i wiedział, że znają się z Watsonem. Uznał, że ten szybciej dotrze do niej niż ktokolwiek inny ze szpitala. 

Kiedy w końcu wbiegła na odpowiedni oddział, zauważyła, że w poczekalni siedział Holmes. Najwyraźniej udało im się dotrzeć szybciej niż jej. Na jej widok Sherlock zerwał się z krzesła. 

– Co się stało? – udało się jej wysapać, kiedy już przed nim stanęła. – Jest poważnie ranny? 

Detektyw wyglądał na bardzo przejętego, więc patolog miała powody wnioskować, że było bardzo źle. Chciała jednak wszystko usłyszeć, a dopiero potem się martwić. Z ich dwójki to jednak ona miała większe medyczne obycie, więc to, co Holmes mógłby uważać za poważne, tak naprawdę mogło okazać się niezbyt groźne. 

– Nie wiemy dokładnie, jak do tego doszło – odparł spokojnym, rzeczowym tonem. – Dostał wiadomość, że podejrzani chcą opuścić miasto, więc pojechał ich złapać. Z tego, co mówili świadkowie, to był naprawdę niebezpieczny pościg. Uciekinierzy robili wszystko, aby nie dać się złapać, a on nie chciał odpuścić. W pewnym momencie wpadł w poślizg, auto dachowało. Dobrze, że działo się to w miarę w centrum miasta, więc ktoś szybko zadzwonił po pogotowie. Co do obrażeń, to John poszedł porozmawiać z lekarzem prowadzącym. To jego znajomy. Zaraz powinniśmy się czegoś dowiedzieć. 

Tak naprawdę nadal nic nie było jasne, więc Molly jeszcze bardziej zaczęła się niepokoić. Wolałaby usłyszeć najgorszą prawdę, niż tkwić w niepewności. Chociaż po tej dość ogólnikowej relacji detektywa jedno wiedziała niemal na pewno – Ryan żył. Pozostawało tylko pytanie, w jakim był stanie. 

Zamknęła na chwilę oczy, aby nie wyobrażać sobie najgorszego. Musiała myśleć pozytywnie. To na pewno nie było nic poważnego. W tego rodzaju zdarzeniach Carter zawsze miał szczęście. Pewnie w najgorszym wypadku wyjdzie z tego ze złamaną ręką. Tak przynajmniej próbowała sobie wmówić. 

Nagle otworzyły się jedne z drzwi i na korytarz wyszedł John wraz z jakimś innym lekarzem. Molly szybko do nich podbiegła. 

– I co? – spytała z niepokojem. Wiedziała, że pracownicy szpitali nie lubili, jak się tak na nich naskakiwało z zaskoczenia, ale kiedy nie wiesz, co dzieje się z bliską ci osobą, nie zwracasz na takie detale najmniejszej uwagi. 

– Pani Carter, tak? – spytał mężczyzna dla pewności. – Doktor Benson – przedstawił się, kiedy patolog kiwnęła potwierdzająco głową. – Pani mąż miał wypadek samochodowy. Wyglądało to dość groźnie, ale obrażenia nie są bardzo rozległe. Złamane żebra i kilka głębszych szram. 

Trudne decyzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz