w którym Sherlock chce odzyskać przyjaźń Molly
Zamyślony Sherlock żwawym krokiem przemierzał korytarze St. Bart's. Jego celem było laboratorium. Musiał zbadać pewną próbkę, którą dostarczyła mu klientka. W końcu ktoś przyszedł do niego ze sprawą, która wymagała użycia znacznie większej inteligencji niż przeciętnego kilkulatka.
Bardzo go to cieszyło, bo praca była najlepszym sposobem na niemyślenie o sprawach osobistych. Od jego odwiedzin u Carterów minęło kilka dni, ale nadal nie mógł przestać analizować tego, co się tam wydarzyło. Z początku wcale nie sądził, że zrobił coś nie tak. Przecież starał się podtrzymywać zdawkową rozmowę o mało istotnych rzeczach, pochwalił jedzenie przygotowane przez Molly i nawet przyniósł jej ulubione wino. Czemu więc ostatecznie wszystko potoczyło się w niewłaściwym kierunku? Bo jak zwykle nie potrafił zamknąć swojej niewyparzonej gęby na kłódkę.
Wiedział, że robił jej na złość tymi wszystkimi aluzjami, sugerującymi, że znali się o wiele lepiej, niż patolog chciała przyznać. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale z jakiegoś niezrozumiałego dla niego samego powodu, chciał, aby Ryan znał prawdę. Aby wiedział, że nie był jedyną osobą, której zależało na jego żonie. Że jest ktoś jeszcze, kto zna ją równie dobrze co on, a nawet lepiej.
Ile możesz dowiedzieć się o drugim człowieku w przeciągu dwóch lat? Detektyw był oczywiście w stanie wyczytać cały życiorys danego delikwenta po rzuceniu na niego jednego czujnego spojrzenia, ale nie o to w tym chodziło. Ludzi, którzy są nam bliscy, poznajemy cały czas. Przy każdym kolejnym spotkaniu możemy dostrzec coś nowego. Sherlock znał Molly od prawie dziesięciu lat i śmiało mógł powiedzieć, że nie wiedział o niej wszystkiego. O ile więc uboższa musiała być wiedza jej męża?
Z drugiej jednak strony Amerykanin był typem człowieka, który chętnie słucha. Holmesowi zdecydowanie brakowało tej cennej cechy. Molly prawie nigdy mu się nie zwierzała, bo wiedziała, że i tak by go to nie obchodziło i zbyłby ją jakimś uszczypliwym komentarzem. Teraz już by tego nie zrobił, ale chyba było za późno, aby to naprawić. Obecnie miała z kim dzielić swoje troski.
Bez pukania wszedł do laboratorium. Kątem oka zauważył, że ktoś siedział przy jednym z mikroskopów. Jeśli to Kim West, to pewnie zaraz znów zrobi mu awanturę o nieuzasadnione korzystanie ze sprzętu, będącego własnością szpitala. Po chwili zorientował się jednak, że to Molly. Nie był pewien, czy to dla niego lepiej, czy gorzej.
Nie widzieli się od tamtej niefortunnej wizyty. Nie zdziwiłby się, gdyby nadal była na niego zła. Chociaż nigdy nie chowała urazy zbyt długo. Miała za dobre serce, aby tracić czas na obrażanie się i wzajemne pretensje.
Bez słowa podszedł do swojego ulubionego miejsca, które, jak na ironię losu, znajdowało się tuż obok tego, przy którym pracowała patolog. Opadł na krzesło i zaczął wyciągać z kieszeni płaszcza potrzebne rzeczy.
Nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi. Zachowywała się tak, jakby w pomieszczeniu nie było nikogo poza nią. Musiała być jednak świadoma jego obecności. Na pewno słyszała otwieranie i zamykanie drzwi, jego kroki, jego nad wyraz ciężki oddech. Czyli postanowiła go ignorować. Cudownie.
Zawsze to ona witała go pierwsza, z wielkim uśmiechem na ustach. A on tylko mruczał coś pod nosem lub zbywał ją jakimś krytycznym komentarzem, odnoszącym się do jej wyglądu. Teraz najwyraźniej przyszedł czas na odwrócenie tych ról.
– Cześć – powiedział cicho, uśmiechając się nieznacznie w jej stronę.
Ku jego rozczarowaniu nie zmusiło jej to do oderwania wzroku od mikroskopu i spojrzenia na niego.
CZYTASZ
Trudne decyzje
FanfictionDla Sherlocka Holmesa nastały ciężkie czasy. John postanowił poświęcić więcej czasu córce i wybrał się z nią na podróż po Europie. Pani Hudson twierdzi, że jest coraz bardziej schorowana i potrzebuje wypoczynku w sanatorium, zostawiając cały dom na...