Rozdział dwudziesty

105 9 1
                                    

w którym Sherlock przeżywa swój pierwszy zawód miłosny


John otworzył ostrożnie drzwi do salonu i pierwsze, co go uderzyło, to chmura papierosowego dymu. Zakaszlał, próbując odgonić ręką siwy obłok, który zaatakował jego płuca. Mimo lekkich problemów z oddychaniem ruszył w głąb pomieszczenia, w którym panował niemiłosierny zaduch. Szybkim krokiem podszedł do okna i najpierw rozsunął szczelnie zaciągnięte rolety, a potem je otworzył, aby wpuścić do środka chociaż odrobinę światła i świeżego powietrza. 

Kiedy wreszcie mógł już swobodnie oddychać, zaczął rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu Sherlocka. Według licznych źródeł od tygodnia kisił się w tych oparach, nie wychodząc z domu i nie odbierając telefonów. Watson pewnie zajrzałby tu wcześniej, ale Rosie była chora i nie mógł jej zostawić. Dopiero teraz miał czas na doprowadzenie swojego przyjaciela do porządku. 

Znalazł go na kanapie. Leżał na niej do góry nogami tak, że głowa wisiała mu kilka centymetrów nad podłogą. Miał na sobie wygnieciony szlafrok i spodnie od piżamy, a włosy w totalnym nieładzie. W dłoni niemalże z godnością trzymał papierosa. Do tego wszystkiego wydawał się zupełnie nie zauważać faktu, że ma gościa.

– Co się z tobą dzieje, do cholery?! – krzyknął zirytowany John, stając metr od detektywa. – Od tygodnia nie dajesz znaku życia! Nie wpuszczasz pani Hudson do środka, nie odbierasz telefonów do Ryana, który podobno ma dla ciebie całkiem ciekawe sprawy. Nawet Molly wysłała ci kilka SMS-ów, na które nie raczyłeś odpowiedzieć. Co to jest? Przedwczesny kryzys wieku średniego?! 

Wrzaski Watsona sprawiły, że Holmes w końcu zdał sobie sprawę z jego obecności. Spojrzał na niego nieco nieprzytomnym wzrokiem, a potem niezdarnie zmienił swoją pozycję na siedzącą. Był w naprawdę kiepskim stanie. John wiele razy widział go w rozsypce, ale teraz było to coś innego. Tym razem podłoże problemu musiało być zgoła inne. I chyba nawet domyślał się jakie. 

– To nie żaden kryzys, tylko odrzucenie – mruknął detektyw, zaciągając się papierosem. – W końcu chyba nie codziennie się słyszy, że ktoś cię kocha, ale nie chce z tobą być, bo ty totalnie nie nadajesz się do związków – dodał drwiącym tonem. 

Watson westchnął ciężko. Wiedział, że prędzej czy później do tego dojdzie. Najwyraźniej Molly już podjęła decyzję i poinformowała o niej Sherlocka. 

Wszyscy wtajemniczeni mogli przypuszczać, że patolog nie zostawi od tak swojego męża. W gruncie rzeczy był to dość naturalny i chyba najwłaściwszy wybór. Choć zapewne nie najłatwiejszy. Ale za to przewidywalny. 

Dlatego też detektyw musiał spodziewać się takiego rozwoju wydarzeń. Mimo iż zazwyczaj ślepo wierzył w swoje przekonania, tym razem musiał przyznać się do porażki. Być może to bolało go bardziej niż samo odrzucenie. 

Kiedy jednak John przyjrzał się bliżej przyjacielowi, dostrzegł w jego oczach czysty ból, rozpacz i tęsknotę. On naprawdę musiał kochać Molly Hooper, a ona właśnie złamała mu serce. 

– Wiesz, że nie tylko o to chodzi – próbował go pocieszyć, siadając obok niego. – Ona ma już męża. Kochającego męża. Nie tak łatwo z tego zrezygnować. 

– Mogłaby, gdyby tylko chciała – odparł surowo Holmes. – Zwłaszcza że Carter by jej nie zatrzymywał. 

John rozmawiał z Ryanem, kiedy ten wpadł na niego w przychodni i zawiadomił go, że z Sherlockiem chyba nie dzieje się najlepiej. Opowiedział mu o ich rozmowie, o tym jak dowiedział się o nim i o Molly. Dlatego też nawet nie podjął próby dotarcia na Baker Street – był pewny, że detektyw go nie wpuści. Że potrzebował trochę czasu na odreagowanie całego tego stresu. Watson nie był pewny, czy to, co trapiło jego przyjaciela, to „stres", ale zapewnił Amerykanina, że sprawdzi, co się dzieje. 

Trudne decyzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz