Rozdział piętnasty

111 8 2
                                    

w którym Sherlock zasiewa w Molly ziarnko niepewności


– Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – spytała Molly, patrząc na swojego męża z nutką powątpiewania i niepokoju. 

– Nie – odparł w pełni poważnie Ryan. – Ale lepszego nie mamy. 

Carter od dłuższego czasu zajmował się sprawą defraudacji niemałej sumy pieniędzy z konta pewnej fundacji. Od początku był praktycznie tylko jeden poważny podejrzany, ale do tej pory nie udało mu się niczego udowodnić. Facet naprawdę dobrze się ukrywał. Albo był niewinny (w co ,szczerze mówiąc, mało kto wierzył). 

Grupa policjantów miała go na oku i wiedzieli, że tego wieczoru wybierał się ze swoją małżonką na bardzo wystawny bankiet dla ludzi z górą pieniędzy na koncie. To kolejny sygnał, że coś było na rzeczy. Niestety trzeba było jeszcze zdobyć odpowiednie dowody, a z tym już gorzej. Przyjęcie było imprezą zamkniętą, więc nikt nie mógł sobie tam tak po prostu wejść. A już na pewno nie kilkoro uzbrojonych funkcjonariuszy prawa. Ryan wpadł więc na pomysł, aby wysłać tam jakieś wtyczki. Jednak ku jego zaskoczeniu, nikt nie chciał się wybrać na przyjęcie dla snobów. Nie pomogła nawet obietnica dodatkowej zapłaty. Sam natomiast nie mógł tam pójść, gdyż wcześniej przesłuchiwał podejrzanego, więc ten pewnie bez problemu by go rozpoznał. A chodziło przecież o to, aby zdobyć obciążające go dowody bez zwracania jego uwagi. 

Amerykanin myślał już, że będzie musiał zrezygnować z tego planu, kiedy niespodziewanie z pomocą przyszedł mu Sherlock. Oznajmił, że nie ma najmniejszego sensu wysyłać tam „tych głąbów z policji", bo i tak wyszliby stamtąd z pustymi rękami, po czym zadeklarował gotowość do wykonania tego zadania. Carter nie prosił go o tę przysługę, gdyż z góry założył, iż detektyw odmówi. Przecież nie znosił tego typu imprez. Skoro jednak sam zaproponował, że się z tym upora, to głupotą byłoby nie skorzystać z takiej okazji. 

Jednak zaraz potem pojawił się kolejny problem – na takie przyjęcia chodzi się najczęściej parami. A więc, żeby się nie wyróżniać, musieli załatwić Holmesowi jakąś osobę towarzyszącą. Ten natomiast momentalnie się oburzył, że on nie będzie współpracował z żadną „denerwującą, nieznaną paniusią", bo to tylko spowoduje spadek efektywności jego pracy. Po zaledwie kilku minutach rozmowy, Ryan przekonał się, że jedyną kobietą, która według wymagań Sherlocka wchodziła w grę, była jego żona. 

Molly od samego początku nie była zbytnio zadowolona z tego obrotu sprawy, ale ostatecznie zgodziła się na tę całą mistyfikację. Widziała, jak ta sprawa spędza jej mężowi sen z powiek, i chciała, aby w końcu doprowadził ją do końca. A jeśli ceną za to było pójście na bal w towarzystwie Holmesa... No cóż, jakoś to przeżyje.  

Dlatego też wcisnęła się w znalezioną w odmętach szafy wieczorową suknię w kolorze głębokiego turkusu i najwyższe szpilki, jakie miała. Włosy pokręciła lokówką, a makijaż zrobiła nieco mocniejszy niż zazwyczaj. W końcu miała wyglądać na kogoś, kto ma kasy jak lodu i wydaje ją, na co się tylko da. 

– Przepięknie wyglądasz – szepnął jej do ucha Ryan, kiedy stali w pewnej odległości od budynku, w którym odbywał się bankiet, czekając na przybycie detektywa. 

– Dziękuję – odparła z uśmiechem. – Szkoda tylko, że nie idziesz tam ze mną – dodała smutnym głosem. 

Nie wiedziała, jakim cudem policji udało się załatwić zaproszenie na to przyjęcie, ale póki było to legalnie, nie wnikała w szczegóły. Miała lekką tremę, gdyż była to bardzo ekskluzywna impreza i nikogo nie będzie tam znać. Przy Carterze na pewno czułaby się swobodniej. Natomiast wizja spędzenia tego, i tak niekomfortowego, wieczoru w towarzystwie Holmesa napawała ją jeszcze większym dyskomfortem. 

Trudne decyzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz