Rozdział szesnasty

101 9 0
                                    

w którym John staje się ekspertem od miłosnych spraw beznadziejnych


John stał w progu salonu, opierając się barkiem o futrynę, i z uśmiechem przyglądał się, jak Molly bawi się z Rosie. Odkąd wrócili do Londynu, patolog odwiedzała ich regularnie, przynajmniej raz w tygodniu, chcąc nadrobić stracony czas ze swoją chrześnicą. Watson nie miał oczywiście nic przeciwko – również cieszył się z faktu, że mógł spotkać się z dawno niewidzianą przyjaciółką. Sporadyczne rozmowy przez skype to jednak nie to samo. No i wreszcie nie musiał się martwić tym, że Sherlock ich zdemaskuje. 

Często przychodziła z Colinem, którego Rosie wręcz uwielbiała, ale tym razem była sama. Kiedy tylko weszła do domu, John poczuł, że coś było nie tak. Coś ją wyraźnie trapiło. Nie zamierzał jednak o nic ją na siłę wypytywać. Mary pewnie jakoś zręcznie zachęciłaby ją do zwierzeń. On nie miał takiego daru. Nie był nawet pewien, czy będzie w stanie jej pomóc. W takich chwilach szczególnie tęsknił za swoją żoną. Ona na pewno wiedziałaby, co zrobić, co powiedzieć. Tak łatwo zaskarbiała sobie ludzkie serca. 

Zauważył, że mimo świetnej zabawy Rosie ziewnęła przeciągle. Nadszedł czas na drzemkę. Molly także to dostrzegła i zasugerowała, że ją położy. John przystał na to ochoczo. Miał chwilę, aby zastanowić się, jak to wszystko rozegrać. 

Zaczął od wstawienia wody na herbatę. Jak to mówiła pani Hudson – herbata jest dobra na wszystko – i rzeczywiście musiał przyznać, że coś w tym jest. 

Kiedy Molly wróciła po kilku minutach, siedział na kanapie, a na stole stały dwie napełnione filiżanki. 

– Śpi jak aniołek – powiedziała z uśmiechem doktor Carter, zajmując wolne miejsce na kanapie. 

– Jak wstanie, to znów wstąpi w nią mała bestia – odparł, również się uśmiechając. 

Molly wzięła w ręki parującą filiżankę i zaczęła się w nią intensywnie wpatrywać. Przychodząc tu dzisiaj, miała jeszcze jeden cel poza spędzeniem czasu z Rosie. Teraz nie była jednak pewna, czy to dobry pomysł. John miał wystarczająco dużo własnych problemów, nie powinna dokładać mu jeszcze swoich. 

– No wykrztuś to wreszcie – powiedział po kilku minutach ciszy. – Przecież widzę, że cię coś gryzie. 

Spojrzała na niego, uśmiechając się smutno. Teraz już nie mogła udawać, że nic się nie stało. Dlaczego ludzie czytali z niej jak z otwartej księgi? Chyba już nigdy nie nauczy się ukrywać targających nią emocji. 

– Przepraszam, że przychodzę z tym do ciebie, ale tak naprawdę jesteś jedyną osobą, z którą mogę o tym pozostawiać – zaczęła cicho. – Tylko ty będziesz w stanie mnie zrozumieć. 

Watson kiwnął głową ze zrozumieniem. 

– Zakładam, że chodzi o Sherlocka. 

Ich dwójka dość rzadko przeprowadzała bardzo poważne rozmowy, ale kiedy już to robili, to w większości dotyczyły one właśnie detektywa. Byli jego najlepszymi przyjaciółmi i w chwilach kryzysu musieli łączyć siły, aby wyprowadzić go na prostą. Tylko raz Molly podjęła ryzyko na własną rękę, ale już dawno jej to wybaczył. Nie miała wyjścia, musiała chronić swoich bliskich tak samo jak Holmes. 

John czuł jednak, że tym razem ta rozmowa będzie wyglądała nieco inaczej niż zazwyczaj. Z tego, co wiedział, detektyw ostatnio nie wpakował się w żadne kłopoty, utarczki z prawem czy powrót do narkotyków. Teraz było to coś bardziej skomplikowanego. Uczucia. I zapewne to, co wydarzyło się w Sherrinford. 

Trudne decyzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz