Rozdział trzeci

162 14 3
                                    

w którym między Sherlockiem i Ryanem zaczyna się rodzić coś na kształt przyjaźni


– Tak więc u nas wszystko w porządku. Bawimy się naprawdę świetnie. A co u ciebie? Dom stoi jeszcze w jednym kawałku? 

Sherlock przewrócił oczami.  

– Mam zrobić obchód po całym Baker Street z kamerką, abyś mógł się upewnić, że wszystko nadal jest na swoim miejscu?  

John zaśmiał się tylko, poprawiając czapeczkę na głowie Rosie. Detektyw nie był pewien, gdzie teraz dokładnie byli ( Watson zapewne o tym wspomniał, ale kto słuchałby jego nudnego wywodu), ale w tle widział plażę i błękitne morze. Jego chrześnica uśmiechała się do niego wesoło z ekranu laptopa, a więc chyba podobały się jej wakacje. W dodatku wyglądała zabójczo w różowych, dziecięcych okularach przeciwsłonecznych. Przynajmniej ona wydawała się zadowolona ze swojego życia.  

– Nie trzeba, prawda, Rosie? – odparł John, zwracając się do córki. – Wierzymy, że wujek jest grzeczny. 

– Grzeczny wujek – powtórzyła słodziutko dziewczynka, machając do niego malutką rączką. 

Sherlock nie przepadał za nazywaniem go „wujkiem", ale Watson upierał się, że dziecku jest to łatwiej wymówić niż jego imię. Nie sądził, aby to był taki wielki problem (zwłaszcza że Rosie dość wcześnie zaczęła mówić i szybko uczyła się nowych słów), ale po pewnym czasie w sumie się do tego przyzwyczaił. Mała nie miała praktycznie żadnej bliższej rodziny, więc mógł być jej wujkiem. Tym razem mógł się poświecić. 

– Słyszałem, że Greg wyjechał – zagadnął John.  

– Kto? – spytał Holmes, marszcząc brwi. 

– Przestań się wygłupiać – skarcił go przyjaciel. – Dobrze wiesz, o kim mówię. 

Watsona niezwykle irytowało to dziecinne zachowanie detektywa. Naprawdę mógł sobie odpuścić. Nikogo już to nie śmieszyło. 

– Tak, wyjechał. I zostawił mnie a pastwę jakiegoś bezmózgiego Amerykanina.  

– Który, jak mniemam, właśnie stoi w progu – odparł John, wyraźnie patrząc na coś za plecami swojego rozmówcy. 

Sherlock odwrócił się i rzeczywiście przy drzwiach stał uśmiechnięty jak zwykle od ucha do ucha Carter. 

– Nauczysz się kiedyś pukać? – syknął w jego stronę. 

Za każdym razem kiedy policjant zjawiał się na Baker Street, wchodził jak do siebie. Ta cecha przebijała w kwestii irytacji nawet nadmierny optymizm. 

– Gdybym pukał, pewnie byś mnie nie wpuścił – odparł wesoło Ryan. – Jak już przekroczę próg trudniej się mnie pozbyć. 

– Punkt dla niego – odezwał się John, kiwając z potwierdzeniem na słowa Amerykanina. 

– Po czyjej ty jesteś stronie?! – warknął oburzony Holmesa, a Watson tylko wzruszył ramionami. – A ty czego tak się znowu szczerzysz? – zwrócił się do swojego nieproszonego gościa. 

W ciągu ostatnich kilku dni policjant odwiedzał go niemal codziennie. Jakoś odpowiadało mu to bardziej niż w pełni wystarczające telefony. Tylko, że w sumie detektyw z reguły nie odbierał połączeń od niego. Carter zupełnie nie rozumiał dlaczego. Przecież dzwonił co najwyżej cztery razy w ciągu dnia. Skoro jednak w ten sposób nie dało się nawiązać z Sherlockiem kontaktu, musiał wpraszać się do jego mieszkania. Bez pukania. 

Trudne decyzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz