Rozdział 2

2.5K 114 16
                                    

Minął tydzień od pogrzebu. Nie miałam siły na nic, ani na jedzenie, ani na mówienie. Zwłaszcza na wychodzenie z domu. Dzisiaj nadszedł ten straszny dzień, kiedy musiałam zebrać dupę i ruszyć się do szkoły. Wciągnęłam czarne rurki i zapięłam czerwoną koszulę w granatową kratkę. Na to założyłam czarny gruby sweter i wystawiłam kołnierzyk na zewnątrz. Przeczesałam włosy szczotką, zostawiając je rozpuszczone i zrobiłam lekki makijaż. Podeszłam do szkatułki z biżuterią i otworzyłam ją. Spojrzałam na naszyjnik z serduszkiem, który dała mi babcia. Wzięłam go i obróciłam kilka razy w palcach. Rozpięłam zapięcie, żeby zaraz zapiąć je z powrotem na mojej szyi.

Na początku nie chciałam go nosić. Myślałam, że to będzie za dużo wspomnień, za dużo myśli, ale w końcu doszłam do wniosku, że nosząc go będę mieć zawsze babcie przy sobie. Położyłam rękę na serduszku i przymknęłam oczy. 

Czas zmierzyć się z codzienną rzeczywistością. 

Wzięłam torbę z książkami i zbiegłam na dół po schodach. Weszłam do nowocześnie urządzonej kuchni. Tata czytał gazetę, a mama smażyła naleśniki. Od tygodnia miała cały czas zapuchnięte oczy. Nie dziwię się, przecież zmarła jej mama. 

Usiadłam obok ojca i wzięłam jednego naleśnika z talerza. Posmarował go Nutellą i zaczęłam jeść. 

- Naprawdę muszę już iść do szkoły? - zapytałam z pełną buzią. 

- Tak. - odpowiedział tata, biorąc łyka kawy. - Nie będziesz całe życie siedzieć w domu. Musisz wychodzić, spotykać się z ludźmi i uczyć się. 

- Zawsze może to poczekać. 

- Nicole... - powiedział ostrzegawczo i spojrzał na mnie z nad gazety. Wywróciłam oczami i dopiłam stojące przy moim talerzu kakao. Umyłam ręce i włożyłam naczynia do zmywarki. Skierowałam się na korytarz gdzie ubrałam swoje kochane czarne vans'y i płaszcz. 

- Wychodzę! - zawołałam i wyszłam na ganek. Zamknęłam drzwi i zanurkowałam w torbie poszukując moich słuchawek. Podpięłam je do telefonu i włączyłam playlistę ze smutną minką. Zawsze lubiłam spokojniejszą muzykę, ale teraz to był wyjątkowy balsam na duszę.

Do szkoły nie miałam daleko, więc postanowiłam się przejść. Szłam powolnym krokiem, wsłuchana w piosenkę James'a Blunt'a, Goodbye My Lover. Uwielbiałam tą piosenkę. 

W ciągu piętnastu minut dotarłam do szkoły. Czemu droga minęła mi tak szybko? Chciałabym iść wieczność, nie męcząc się, z muzyką w uszach, żeby nigdy nigdzie nie dojść. Popchnęłam ciężkie drzwi i poczułam ciepłe powietrze, które otaczyło moją zmarzniętą twarz. 

Nienawidzę Londyńskiej pogody. Deszczowo i zimno, czyli wszystko co najgorsze. 

Podeszłam do mojej szafki i wpisałam kod. Włożyłam do niej książki oraz płaszcz. Wzięłam tylko podręcznik i zeszyt od angielskiego, które będą mi potrzebne na przyszłe dwie lekcje. Niechętnie skierowałam się do klasy, w której siedziała już połowa mojej grupy. Przemieściłam się na tył pomieszczenia, gdzie była wolna ławka. Nie poszłam do moich koleżanek ani Sky, która była moją najlepszą przyjaciółką od dwunastu lat. Nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo. Robiłam się powoli aspołeczna, co było całkowicie moją przeciwnością. Dziewczyna, która zawsze pragnęła uwagi i spędzania czasu ze znajomymi, izolowała się teraz od każdego człowieka. 

Rozejrzałam się po klasie i przystanęłam na współczującym spojrzeniu Styles'a. Patrzył się w moją stronę i uważnie mnie obserwował. Skylet opowiadała mi, że ktoś widział jak przytulał mnie w szpitalu, więc teraz cała szkoła chodzi w plotkach, że jesteśmy razem. Odłożyłam torbę na krzesło obok i zanim zdążyłam usiąść poczułam jak ktoś mnie przyciąga do siebie w uścisku. 

- Co jest... - zaczęłam i odsunęłam się od "napastnika". 

- Boże, nie wiesz jak mi jest przykro! - Sky. 

- Wystarczy Nicole. - mruknęłam. Wywróciła oczami i usiadła obok mnie, ściągając torbę na ziemię. 

- Nie odzywałaś się do mnie przez cały tydzień. Wszystko ok? 

- A jak myślisz? - wymamrotała. - Jest pięknie, żyje pełnią życia i balanguje dniami i nocami. Nie, wcale nie płacze w nocy do poduszki i nie, nie czuję się jakbym straciła jedną z najważniejszych osób w moim życiu. - odpowiedziałam z sarkazmem, który był ostatnio moim największym przyjacielem. 

Nie odpowiedziała nic więcej. Zrobiła tylko smutną minę i skupiła się na nauczycielu, który właśnie wszedł do pomieszczenia. 

***

Połowa tygodnia minęła. 

Nikt za bardzo do mnie nie podchodził i nie zadawał zbędnych pytań z czego bardzo się cieszyłam. Na przerwach albo siedziałam ze Sky, albo sama. 

- Z dnia na dzień przekonujesz się co raz bardziej do ludzi. - powiedziała z uśmiechem Sky podczas lunchu. 

- Mówisz jakbym była jakaś aspołeczna. - powiedziałam oburzona. Humor powoli mi wracał, ale czasami dopadała mnie załamka, która w jednej sekundzie umiała wszystko zniszczyć. Przychodziła jak huragan, żeby zaraz po tym odejść i zostawić wszystko w bałaganie.  

- Z grzeczności nie zaprzeczę. Przez ostatni czas się taka zrobiłaś. Trzeba Cię wziąć na jakąś imprezę i rozerwać. 

- Mam żałobę... - mruknęłam. 

- Ile ona trwa? 

Wzruszyłam ramionami. 

- Po dziadkach chyba żałób nie ma, ale ja zrobiłam sobie chociaż symboliczny miesiąc. 

- Zapomniałaś, że w sobotę są moje urodziny? Robię imprezę przecież! - powiedziała załamana. 

Kuźwa, nie mam prezentu. 

- Pamiętam, pamiętam. - westchnęłam. - Dobra, zrobię wyjątek, ale potem dalej ją kontynuuje. 

Kiwnęła głową i zaraz się rozpromieniła. Uśmiechnęłam się lekko. Jej towarzystwo zawsze przekazywało mi pozytywną energię. Poczułam się obserwowana. Spojrzałam kątem oka w swoją prawą stronę i ujrzałam przyglądającego się mi Harry'ego. 

Od czasu powrotu do szkoły, cały czas czuję na sobie jego spojrzenie. Było to dosyć irytujące, bo osoba, która jest dla mnie nikim była przy mnie i w pewien sposób wspierała, widziała moją reakcje, która była chyba oczywista. Wiedziałam jaką oboje mamy pozycję w szkole i jak te plotki wpłyną na naszą... reputację? Nie zależało mi na niej. Teraz miałam ważniejsze sprawy na głowie. Wiedziałam również jakim chamem jest Styles. Prędzej czy później wykorzysta coś ze spotkania w szpitalu. Nie wiem co może wymyślić. Że wpadłam mu w ramiona? O tak. To jest w jego stylu. 

Odwróciłam się twarzą w jego stronę, żeby zmierzyć się z zielenią jego oczu. Po kilku sekundowej bitwie odwrócił wzrok. Powiedział coś kumpli ze swojej świty i wstał, żeby zaraz iść w moim kierunku.

Moje serce od razu zabiło milion razy szybciej. Czego on chciał? Sky pokierowała się za moim spojrzeniem. 

- Ym... To ja zostawię was samych. - powiedziała i odeszła ze swoją tacką. Przysiadł się obok mnie i położył dłoń na moim kolanie. Przez całe ciało przebiegł mnie dziwny dreszcz. 

- Czego chcesz? - zapytałam, starając się utrzymać jak najodważniejszy i mój zwyczajny obojętny ton, którym zawsze się do niego odzywałam. 

- Ciebie. - szepnął, nachylając się do mojego ucha. 

Cholera jasna...

All Of The Stars | H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz