Wiecie co robić, by maraton się dziś odbył. To od was zależy, co i kiedy dodam
Harry musiał ponarzekać, kiedy Louis praktycznie siłą wyciągnął go z domu. Jak to mówił szatyn "Nie możemy nie wykorzystać tak cudownej pogody". To była prawda, pogoda była piękna, jednak gips na nodze Harry'ego za każdym razem był męczarnią dla nich obu.
- Ponownie Lou, gdzie chcesz zabierać swoją kalekę? Ja nic nie zrobię z tą nogą! Tylko będę kulą i to dosłownie - przestał marudzić, kiedy poczuł silną dłoń na swoim udzie, to zawsze go relaksowało w dziwny sposób.
- Przecież i tak się skończy na tym, że będę cię nosił. Z resztą podjedziemy autem najbliżej jak możemy i cię tylko kawałek przeniosę. Potem posiedzimy w przyjemnym miejscu - obiecał omedze.
- Dobrze, że jesteś silnym alfą - splątał ich palce - Moim alfą - dodał z błyszczącymi oczami.
Do ich ślubu zostało okrągłe dwa tygodnie, niedługo mieli jechać na pierwsze przymiarki garniturów, co będzie ciężkie w kwestii spodni dla omegi z wiadomych przyczyn.
- Tylko twoim - przyciągnął na chwilę ich ręce i pocałował wierzch dłoni młodszego.
Kierowanie jedną ręką nie było dla niego większym problemem, uwielbiał swój samochód za wszystkie nowinki techniczne, które mu w tym pomagały. Puścił uścisk Harry'ego dopiero, kiedy zaparkował na specjalnie wyznaczonym do tego miejscu na środku lasu.
- Jesteśmy w lesie - zauważył młodszy, będąc dość mocno zdziwionym.
Louis był naprawdę cudowną alfą po tamtym wydarzeniu. Hrry ufał mu jeszcze mocniej, jeśli można tak powiedzieć.
- Brawo Sherlocku - zaśmiał się starszy i otworzył drzwi omedze.
Jak tylko Harry wysiadł, wziął też swój plecak z bagażnika, a następnie zablokował auto. Harry podtrzymywał się pojazdu i chętnie oddychał pełną piersią. Tego mu brakowało. W tle słyszał śpiew ptaków, co koiło jego nerwy.
- Aż chce się przemienić - wydął dolną wargę.
- Niestety, z tą nogą nie dasz rady - uśmiechnął się smutno szatyn - Ale zdążymy jeszcze we dwójkę poszaleć po lesie.
- Liczę na to - złapał się ramienia starszego - Jestem ciekaw, jak twój wilk wygląda naprawdę!
- Jak wilk Harry - zaśmiał się, po czym wziął go na ręce - Niech w końcu zdejmą ci to ustrojstwo.
- Jeszcze dwa tygodnie, przy dobrych wiatrach - złapał się mocno alfy - Ale szczerze? Uwielbiam, kiedy mnie nosisz w ramionach.
- Też to lubię, ale moje plecy czasami mówią co innego. Gips trochę dodatkowo waży - przyznał, mimo wszystko bez problemu nosił omegę.
- W takim razie, w domu chętnie wymasuję twoje plecy - obiecał, całując krótko kark swojego partnera. Z uśmiechem, zauważył że ten dostał gęsiej skórki.
- Liczę na to kochanie - mruknął tylko alfa.
Doszli do miejsca gdzie była mała, pusta plaża przy rzeczce. Było tam zupełnie pusto i cicho, jakiekolwiek dzięki dawała tylko szumiąca woda i ptaki.
- Lou - zielone oczy zabłyszczały, kiedy odwrócił głowę w jego ramionach - Skąd znasz to cudowne miejsce?
Louis posadził go bezpiecznie na kocyku, Harry kompletnie nie wiedział, skąd się tam znalazł ten materiał - Odkryłem to miejsce, kiedyś na spacerze z siostrami - przyznał, wracając wspomnieniami do tamtego czasu - Czasami zabierałem je z domu na trochę, żeby rodzice mieli chwilę wytchnienia.
CZYTASZ
Surprises of the future
FanfictionPrzecież nigdy nie możesz być pewien, gdzie znajdziesz swojego partnera, a kiedy się pojawi na twojej szyi oznaczenie... Nie zawsze na początku jest też kolorowo, ale po to się ludzie poznają, czyż nie? Harry właśnie niespodziewanie został oznaczon...