38. Chciałbym kolejne dziecko.

4K 331 92
                                    

Nie dobiliście stu, smuteczek haha

A dacie radę skomentować każdy akapit?

Harry był dla Louisa wsparciem jak zawsze, dlatego już z rana pojechał z dziećmi na lotnisko ich ogromnym samochodem. Dziękował bogu, że tata przy szesnastych urodzinach zmusił go do zdania prawa jazdy. Jasne, bardzo długo nie jeździł, ale tego się nie zapomina.

Louis sam podszedł do samochodu, nie chcąc, by brunet przepychał się przez tłum na lotnisku z trójką małych dzieci. Od razu wrzucił do bagażnika swoją walizkę, a kiedy się odwrócił poczuł delikatne ramiona owinięte wokół niego. Omega po prostu przyległa do ciała swojego męża, chcąc mu podarować całą swoją miłość, jak i siłę. Nie potrzebowali w tej chwili słów.

Louis ponownie czuł ciężar w swojej klatce piersiowej, mimo wszystko Harry był tym, czego potrzebował w tamtym momencie. Ich usta na chwilę się zetknęły, a potem zajęli swoje miejsca w pojeździe.

- Cześć łobuziaki - szatyn przybrał maskę odwracając się do szczeniąt - Matthew, chyba urosłeś co? Chyba ktoś ładnie jadł obiady.

- Mamusia lobi pysne! - zawołał, unosząc ręce w górę - Tesknilem tatuś!

Owen wraz z Natalie czując zapach swojego taty zaczęły wiercić się na swoich miejscach, ze skomleniem.

Harry westchnał z drobnym uśmiechem, zapinając pasy i po chwili idealnie wycofał. Był mocno skupiony na swoim zadaniu.

- Tatuś też tęsknił. Za każdym z was. Podoba ci się na zajęciach Matt? - Louis wyciągnął rękę, kiedy Owen próbował sięgnąć po jego palec.

- Supel! - podekscytowany zaczął o wszystkim opowiadać.

Harry naprawdę w ostateczności prowadził samochód. Nie czuł się dobrze za kierownicą, ale to był wyjątek - Jedziemy do mamy Jay, prawda? - spytał delikatnie.

- Chciałbym bardzo - skinął niebieskooki. Potrzebował bliskości kobiety, chciał ją przytulić i usłyszeć, że będzie walczyła, że wszystko będzie  dobrze.

- W takim razie jedziemy, uch z powrotem ty kierujesz - uświadomił mężowi, włączając kierunkowskaz.

- Dobrze, jesteś wielki kochanie. Doceniam to, co robisz dla mnie - powiedział szczerze, znał podejście omegi do kierowania samochodem.

- Wszystko dla miłości mojego życia - odparł z drobnym uśmiechem.

Droga do szpitala była pełna marudzenia Matthew, jak i jęków i marudzenia maluchów. Kiedy byli na miejscu, szatyn pomógł i wyciągnął wózek, po czym wyciągnął starszego syna z fotelika i przytrzymał go przy swojej klatce piersiowej. Potrzebował zapachu szczenięcia, to go w pewnym sensie uspokoiło.

Pełną rodziną ruszyli do szpitala i Harry bez zastanowienia poszedł w stronę odpowiedniej sali. Mocno trzymając w dłoni rączkę wózka.

- Mama mnie zabije, przez to, że ci powiedziałem - mimo zdenerwowania, nie żałował.

- Jestem niemal pewien, że sama by mi nie powiedziała, a potrzebuje teraz pomocy od każdego - powiedział poważnie Louis - Pusta sala... - mruknął alfa rozglądając się.

- Pewnie jest na badaniach, albo chodzi gdzieś - zablokował wózek i przełknął ślinę.

- Baba? - Matthew spojrzał to na jednego rodzica, to na drugiego.

- Tak kochanie, baba Jay tu jest - potwierdził Louis, po czym posadził chłopca na zaścielonym łóżku.

Harry odkrył najmłodszych i spojrzał karcąco na męża. Ten powinien już dawno dać trochę zapachu najmłodszym wilczkom, które tego potrzebowały.

Surprises of the futureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz