3. Był na niego wściekły za to wszystko.

10.4K 499 410
                                    

Mam dla was deal:

Jeśli będziecie dużo komentować, nexty będą codziennie o 18

Pasuje?

Harry obudził się wcześnie rano w swoim nowym łóżku. Zajmował pokój gościnny, ponieważ mimo wszystko nie znał dobrze swojego alfy. Plus, był na niego wściekły za to wszystko. Leniwie wstał i zaczął swój poranny rytuał w dużym, rodzinnym domu Louisa... Ich domu.

Kilkanaście minut później był przebrany w swoje ulubione dżinsy i różowy sweterek, a jego ząbki były czyste, oddech pachniał miętową pastą. Zszedł niepewnie na dół do kuchni, ale najwidoczniej Louis dalej spał, przez co mógł się wykazać w nowoczesnym pomieszczeniu.

Mimo wszystko jego cechy omegi nie pozwalały, nie przygotować jedzenia dla siebie i jego alfy.

Musiał się postarać.

Nieraz pomagał mamie w domu, jednak pierwszy raz robił to wszystko sam. Był odpowiedzialny, aby wszystko miało miejsce na stole oraz żeby było smaczne. Trochę spanikował, nie wiedząc czy Louis lubi rano kawę, herbatę, czy może kakao tak jak on. Postanowił zrobić wszystko. Ze śniadaniem postawił na klasykę, pieczywo, jajka, wędlina, warzywa. Nie zabrakło płatków i mleka, gdyby alfa miał na nie ochotę.

Harry kręcił głową sam na siebie, ponieważ przy każdej czynności zastanawiał się czy Louis tak lubi, czy jemu będzie to pasowało. Odetchnął, kiedy wszystko było już gotowe, a alfa jeszcze spał. To dawało mu satysfakcję i potwierdzało jego zdolności organizacyjne, które zawsze podważał jego ojciec.

Kilka razy jeszcze poprawiał to co zrobił. Alfy miały to coś w sobie, że strasznie dużo jadły. To było wpisane w ich naturze. Potrzebowali wiele, by być sytym i mieć siłę na przeciwności dnia. Tego właśnie był nauczony na jednych zajęciach dla omeg.

Czasem było to wkurzające. Musiał się uczyć tego, jak ma się zachowywać, co robić, a do tego uczyć się o nawykach i przyzwyczajeniach tych najsilniejszych. Otrząsnął się, słysząc kroki na schodach i prędko doglądał, czy wszystko jest tam, gdzie powinno być, a on nie jest przypadkiem nigdzie brudny.

Na szczęście, fartuszek spełnił swoją funkcję.

Louis był ubrany w ciemne spodnie oraz zwykły biały t-shirt. W weekendy zwykł chodzić po domu w bieliźnie bez skrępowania. Był nawet temu blisko, dopóki nie przypomniał sobie, że nie był sam.

Zapachy, które do niego dochodziły, przyprawiały go o burczenie w brzuchu. Od kiedy się wyprowadził od rodziców, jego śniadania były raczej skromne, chyba że wyskoczył zjeść je na mieście.

- Dzień dobry - przywitał się z omegą, która widocznie oczekiwała na jego reakcję - Wygląda pysznie, jednak nie musiałeś.

- Dzień dobry - zagryzł dolną wargę - Lubię się wykazywać w takich rzeczach, ale nie wiedziałem co lubisz - wskazał na stół - Myślę, że niedługo się bardziej zorientuję - jego policzki zrobiły się czerwone.

Dlaczego do cholery tak reagował? Powinien być zły, wściekły na Tomlinsona. Nawet teraz nie potrafił udawać, że tak jest.

- Rano zdecydowanie kawa - sięgnął od razu po dzbanek czarnego jak smoła napoju, po czym go posłodził.

Usiadł na losowym miejscu, mimo wszystko częściej jadał śniadania w locie, niż w kuchni. Rzadko kiedy siadał przy stole, przez co nie był przywiązany do żadnego z miejsc.

Spojrzał na Harry'ego, który dopiero po chwili wybrał miejsce i czekał, aż szatyn się obsłuży. Tomlinson był tym wszystkim zaskoczony, nie spodziewał się niczego z tego, co spotkało go tego ranka.

Surprises of the futureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz