41. Długi.

3.9K 293 19
                                    

4 do końca...

Harry wiedział, że mąż stara się przed nim ukrywać stan mamy Jay, ale on był za mądry. Wiedział, że kobieta z dnia na dzień czuła się gorzej, choć przez kilka tygodni od dowiedzenia się o ciąży omegi miała się lepiej. Jego brzuszek powoli rósł. Była to mała, ale dobrze widoczna wypukłość.

Kiedy jego alfa postanowił pójść z bliźniakami do sklepu, jak i na spacer... Nie mógł tego nie wykorzystać. Czasami objawy męczyły go okropnie, ale dziś czuł że jest jego dzień. Zamówił taksówkę, wiedział że tak choć trochę usprawiedliwi się u męża.

Musiał w końcu odwiedzić mamę Jay, martwił się o nią i chciał jej pokazać, że ma o co walczyć.

Kiedy był w szpitalu, prędko pokierował się do dobrze znanej sali. Wiedział, że tam znajdzie kochaną kobietę, która dała wielki przykład swoim dzieciom. Zapukał kilka razy w drzwi i wszedł do środka.

- Harry? Co ty tu robisz? Powinieneś odpoczywać w domu - zmartwiona kobieta spoglądała na zięcia - Louis wie, że tu jesteś?

- Nie mamo - podszedł do bladej kobiety i pocałował ją w czoło - Mamuś, musisz sobie dać radę tak? Musisz walczyć. Ten wnuczek cię potrzebuje - złapał jej wychudzoną dłoń i ułożył na swoim brzuszku - My, Louis... Twoje dzieci.

- To nie takie proste Harry -  jej oczy dosłownie napełniły się łzami bezsilności - Te leki są ciężkie dla mojego organizmu i czasami mam ochotę się poddać, tak bardzo Harry.

- Ale wiem równie dobrze, że jesteś silna jak mało kto. Zawsze o nas myśl, to doda ci siły i otuchy - mocno trzymał jej dłoń przy swoim brzuchu - Kochamy cię, nie chcemy cię już stracić mamo.

- A jak ty się czujesz? - otarła policzki wolną dłonią - Lou mówił, że masz mocne objawy.

- Maluszek mi mocno doskwiera, a Louis swoją nadopiekuńczością nie pomaga... Ale kocham go takiego - kiedyś nawet nie pomyślałby o możliwości posiadania tak cudownej i ogromnej rodziny.

- Cały Lou, chyba jest taki wobec każdego na kim mu zależy - Jay pokiwała głową.

- Wiem, że ostatnio dzieciaczki u ciebie były - przysunął krzesło, aby móc sobie usiąść.

- Tak i tęsknię za nimi tak bardzo. Brakuje mi ich rozrabiania na co dzień - przyznała się z małym uśmiechem.

- Och i tu masz kolejny powód do walki - nie puszczał jej dłoni. Nie potrafił.

- Dziękuję, że jesteś Harry, naprawdę tego potrzebowałam - szczerość w jej głosie, była nagrodą dla młodej omegi - Miło widzieć, że maleństwo się dobrze rozwija.

- Mam nadzieję na kolejną córkę, ale z chłopca też się będę cieszyć - zawsze na pierwszym miejscu raczej było zdrowie szczenięcia, niż to jakiej jest płci.

- Ważne żeby urodziło się zdrowe Harry - odparła kobieta - Ciąża ci mimo wszystko służy.

- Dziękuję... Ogólnie czekamy wciąż na wyniki badań Louise, bo to niespodziewane, aby zachodzić w ciąże przy tak mocnym... - kręcił głową - Wiem, razem z Lou kochamy dzieci, ale przerwy się przydadzą.

- Oczywiście że tak, tym bardziej wam. Czwórka dzieci w tak młodym wieku to naprawdę wyzwanie. Sama urodziłam Louisa, kiedy miałam osiemnaście lat. Byłam przerażona -  uniosła kącik ust,  przypominając sobie te czasy.

Właśnie tak się zaczęła ich długa rozmowa, przez co Harry stracił poczucie czasu, a Jay była w pewien sposób stała się odświeżona. Brunet bardzo niechętnie opuścił salę, żegnając się z ciemnowłosą, prosząc ostatni raz, by dla nich walczyła.

Surprises of the futureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz