4 do końca...
Harry wiedział, że mąż stara się przed nim ukrywać stan mamy Jay, ale on był za mądry. Wiedział, że kobieta z dnia na dzień czuła się gorzej, choć przez kilka tygodni od dowiedzenia się o ciąży omegi miała się lepiej. Jego brzuszek powoli rósł. Była to mała, ale dobrze widoczna wypukłość.
Kiedy jego alfa postanowił pójść z bliźniakami do sklepu, jak i na spacer... Nie mógł tego nie wykorzystać. Czasami objawy męczyły go okropnie, ale dziś czuł że jest jego dzień. Zamówił taksówkę, wiedział że tak choć trochę usprawiedliwi się u męża.
Musiał w końcu odwiedzić mamę Jay, martwił się o nią i chciał jej pokazać, że ma o co walczyć.
Kiedy był w szpitalu, prędko pokierował się do dobrze znanej sali. Wiedział, że tam znajdzie kochaną kobietę, która dała wielki przykład swoim dzieciom. Zapukał kilka razy w drzwi i wszedł do środka.
- Harry? Co ty tu robisz? Powinieneś odpoczywać w domu - zmartwiona kobieta spoglądała na zięcia - Louis wie, że tu jesteś?
- Nie mamo - podszedł do bladej kobiety i pocałował ją w czoło - Mamuś, musisz sobie dać radę tak? Musisz walczyć. Ten wnuczek cię potrzebuje - złapał jej wychudzoną dłoń i ułożył na swoim brzuszku - My, Louis... Twoje dzieci.
- To nie takie proste Harry - jej oczy dosłownie napełniły się łzami bezsilności - Te leki są ciężkie dla mojego organizmu i czasami mam ochotę się poddać, tak bardzo Harry.
- Ale wiem równie dobrze, że jesteś silna jak mało kto. Zawsze o nas myśl, to doda ci siły i otuchy - mocno trzymał jej dłoń przy swoim brzuchu - Kochamy cię, nie chcemy cię już stracić mamo.
- A jak ty się czujesz? - otarła policzki wolną dłonią - Lou mówił, że masz mocne objawy.
- Maluszek mi mocno doskwiera, a Louis swoją nadopiekuńczością nie pomaga... Ale kocham go takiego - kiedyś nawet nie pomyślałby o możliwości posiadania tak cudownej i ogromnej rodziny.
- Cały Lou, chyba jest taki wobec każdego na kim mu zależy - Jay pokiwała głową.
- Wiem, że ostatnio dzieciaczki u ciebie były - przysunął krzesło, aby móc sobie usiąść.
- Tak i tęsknię za nimi tak bardzo. Brakuje mi ich rozrabiania na co dzień - przyznała się z małym uśmiechem.
- Och i tu masz kolejny powód do walki - nie puszczał jej dłoni. Nie potrafił.
- Dziękuję, że jesteś Harry, naprawdę tego potrzebowałam - szczerość w jej głosie, była nagrodą dla młodej omegi - Miło widzieć, że maleństwo się dobrze rozwija.
- Mam nadzieję na kolejną córkę, ale z chłopca też się będę cieszyć - zawsze na pierwszym miejscu raczej było zdrowie szczenięcia, niż to jakiej jest płci.
- Ważne żeby urodziło się zdrowe Harry - odparła kobieta - Ciąża ci mimo wszystko służy.
- Dziękuję... Ogólnie czekamy wciąż na wyniki badań Louise, bo to niespodziewane, aby zachodzić w ciąże przy tak mocnym... - kręcił głową - Wiem, razem z Lou kochamy dzieci, ale przerwy się przydadzą.
- Oczywiście że tak, tym bardziej wam. Czwórka dzieci w tak młodym wieku to naprawdę wyzwanie. Sama urodziłam Louisa, kiedy miałam osiemnaście lat. Byłam przerażona - uniosła kącik ust, przypominając sobie te czasy.
Właśnie tak się zaczęła ich długa rozmowa, przez co Harry stracił poczucie czasu, a Jay była w pewien sposób stała się odświeżona. Brunet bardzo niechętnie opuścił salę, żegnając się z ciemnowłosą, prosząc ostatni raz, by dla nich walczyła.
CZYTASZ
Surprises of the future
FanfictionPrzecież nigdy nie możesz być pewien, gdzie znajdziesz swojego partnera, a kiedy się pojawi na twojej szyi oznaczenie... Nie zawsze na początku jest też kolorowo, ale po to się ludzie poznają, czyż nie? Harry właśnie niespodziewanie został oznaczon...