3. Emma/Philip

30 2 0
                                    

Wyniosłam się z tego domu szybciej niż szczury z tonącego statku... On! Naprawdę?! I jeszcze tu zostawał?! Nie, nie, nie. Pora poszukać innej pracy. Zaczęłam odrazu po przyjściu szukać szybko ogłoszeń w gazecie. Wszystko byle nie dom Jave.

-Coś taka jakbyś się czymś struła?-Scott wszedł mi do mieszkania z dwiema butelkami piwa.

Zapomniałam, że nie chodził w tym tygodniu na nocki. Robił w klubie jako barman. Rzuciłam mu zmęczone spojrzenie znad sterty gazet, które zebrałam w każdym sklepie i obniżyłam się na krześle.

-Szukam pracy...-ziewnęłam.

-Podobno ta jest całkiem dobra.-usiadł na kanapie ale szybko się zerwał idąc do kuchni.

Wyjął z mojej szuflady otwieracz, a z szafki chipsy po czym usiadł już usatyswakcjonowany. Westchnęłam i usiadłam koło niego siegając już po otwartą butelkę.

-Wiem ale dziś trafił mi się właściciel jednej willi na wybrzeżu.-mruknęłam.

-Jaki?-włączył pilotem coś w TV.

-Jakiś taki szemrany...-chciałam prowadzić spokojne życie. Zwłaszcza ze względu na mojego przyrodniego brata Joe.

-Czekaj, czekaj...-pstryknął palcami.

Pojawiły się wiadomości, że raper nowego pokolenia Philip Hill "Java" robi sobie dłuższe wakację w swojej rezydenci w naszym mieście. Zobaczyłam jak Scott zaczyna kruszyć chipsa o smaku zielonej papryki na dywan. Jaka wtopa...

-Scott?-zerknęłam w jego kierunku kiedy pojawiła sie reklama z wodą mineralną.

-Dom na wybrzeżu?-uniósł brew.

-No...-siegnęłam po większy łyk.

-Z żywym Javą w środku?-zgadywał dalej ale wiedziałam, że już wie.

-E...-zakrztusiłam się.

-Nie zmieniasz pracy.-zacięta mina sugerowała mi, że Scott nie widzi innych możliwości.

-Ale Joe?!-wyrwało mi się.

Doskonale wiedział o tym, że muszę być przeciętną i normalną laską z pracą i własnym mieszkaniem żeby wziąć brata do siebie. Przebywał teraz u naszej babki w LA. No naszej to za dużo powiedziane bo okazało się, że łączyła mnie i Joe tylko matka, która zginęła w wybuchu na statku podróżnym. A żadnego z facetów matki nie poznałam. Joe oczywiście nic nie rozumiał bo miał ledwo cztery i pół kiedy się to stało,a babka starannie pilnowała żebym z małym widziała się tylko na święta i tydzień w wakacje. Jeszcze pozostawały urodziny, które wywalczyłam w sądzie.

-Masz pracę, która pozwoli ci utrzymać jego i siebie. A chcesz wiać bo...?-zapytał.

-On się każdemu kojarzy z przesadnym alkoholem, trawką i panienkami. Jak zaczną snuć jakieś brednie na mój temat bo tam tylko sprzątam, a dojdzie to do opieki społecznej, z którą chcę odzysakać małego to ta stara...-nie musiałam kończyć bo mój przyjaciel dobrze wiedział co.

-Wiem...-Scott zwiesił głowę-Ale nie wycofuj się.

Musiałam ochłonąć by to przemyśleć ale wiedziałam, że ma rację.


Philip


-Czemu dowiaduję się o tym, że zostajesz na dłużej z jakiś głupich faktów?-usłyszałem od drzwi.

Cholera nie chciało mi się teraz z nią o tym gadać chodź bardzo kochałem moją młodszą siostrę ale byłem po ciężkiej i nie przespanej nocy i chciałem spać dziś cały dzień, a potem miałem mojego gościa.

-Miałem do ciebie zadzwonić Abby.-ziewnąłem.

-Jak zawsze.-wyczułem smutną nutkę w jej głosie.

Moja siostra już taka była. Ale za to ją kochałem. Oboje byliśmy dziećmi Willa Hilla, który był wokalistą odchodzącego na emeryturę zespołu Star Men. Nie wiem skad ojciec wytrzasnął taką nazwę ale nigdy nie specjalnie się chciałem dowiedzieć. Abby wyglądała jak jej mama. Przynajmiej tak mówiła moja. Miała długie, proste włosy w kolorze popielatego blondu. Oczy oboje mieliśmy po ojcu zielone.

Abby wychowała się ze mną i zawsze tak było więc nie dziwiłem się później, że traktowałem ją jak biologiczną siostrę. Ale nie mogła trafić lepiej niż na mnie i na matkę, która była najlepszą przyjaciółką ojca. W przeciwieństwie jednak do mnie moja siostrzyczka nie była taką świnią jak ja.

-O proszę cie...-nalałem jej i sobie szklankę soku pomarańczowego.

Odkąd wyszła ta ślicznotk z mojego domu nie mogłem się jakoś skupić na niczym innym. Złapałem się na tym, że nawet nie wiedziałem jak ma na imię. Kurde... Zapominałem ciagle ją zapytać próbując nie myśleć o tym by ją puknąć.

-Będziesz miał gościa?-rozejrzała się po salonie zawieszając wzrok na butelce wina i dwóch kieliszkach.

-Możliwe.-zrobiłem zagubiony uśmieszek, a ona udała, że zaraz zwymiotuje.

-Mógłbyś w końcu zając się czymś lepszym niż zaliczaniu panienek.-zawsze mnie krytykowała za te moje świnstwa ale już się przyzwyczaiłem.

W końcu to ja byłem jej starszym bratem nie na odwrót. Nie wiedziałem jednak czemu krytykowała moje koncerty chodź zawsze na nie przychodziła. Nigdy nawet całkowicie wstawiona nie lubiła o tym gadać ale wyczuwałem w tym traume dlaczego matka ją porzuciła. Również żadko dogadywała się z naszym staruszkiem bo nie było im za specjalnie po drodze ze światopoglądem.

-Abby nie marudź. Wpadłaś tu z jakiegoś niecnego powodu czy chcesz się po prostu napić kawy?-uniosłem brew czekając na jej reakcję. Spieła tylko ramiona i usiadła na stołku barowym.

-Phi jak ty lubisz mi dogryzać co?-nie lubiłem jak się do mnie zwracała skrótem ale i tak jej to wybaczałem.

-A więc?-nachyliłem się nad blatem.

-Greg chciałby żebyś umówił się z nim na golfa, a potem uczestniczył w przyjeciu dobroczynnym w restauracji jego rodziców.-wiedziałem, że po coś tu przyszła.

Greg fiut myślał, że jak wyślę moją słodką siostrę do mnie z zaproszeniami to jej nie odmówię. I miał kurwa racjię... Ale nie lubiłem takich imprez bo wiedziałem, że będzie nudno i sztywno. Posłałem jej ciężkie spojrzenie, a ona tylko spuściła nieśmiało spojrzenie. Jak my do cholery byliśmy spokrewnieni?!

-Przyjdę...-jęknąłem z małą dezaprobatą. Wiedziałem, ze dziś to odreaguję i obiję mordę temu cieniasowi. Ale na golfa nie pójdę. O nie...

Nie chciałem by się wysługiwał moją siostrą cholera... Abby wydawała się jakby dostała dużego pluszowego misia. Na jej ustach zagościł wielki uśmiech, a mi się aż ciepło zrobiło na sercu. Lubiłem czuć się bohaterem.

-Dziękuje.-objęła mnie za szyję delikatnie ściskając małymi dłońmi zakończonymi idealnie zrobionymi granatowymi paznokciami. I jak tu tej kobiecie nie odmawiać? Ehhh...

-No już.-zaśmiałem się patrząc na jej rozpromienioną twarz.

-Poznałeś już tą dziewczynę od sprzątania?-zapytała zerkając na mnie.

-Tak.-zaciekawiło mnie jej niespodziewane pytanie-A co z nią?

-No właśnie miałam pytać czy jakaś w miarę ogarnięta bo potrzebuje kogoś...-wiedziałem, że nie lubiła  się wysługiwać ludźmi ale od jakiegoś czasu strasznie się szybko męczyła i nie dziwiłem się, że w końcu zapytała o pomoc.

-Tak. Całkiem ogarnięta...-wyobraziłem sobie jak kręci tym tyłkiem sprzątając.

-Jesteś obleśny!-jej wyraźne oburzenie sprawiło rozbawienie we mnie.

-Jestem tylko mężczyzną.-puściłem do niej oczko.

PS. Na zawsze twójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz