7. Emma/Philip

34 1 0
                                    

Emma

Prawie dostałam zawału kiedy zobaczyłam, że Philip jest w domu. I jeszcze te jego pytania: Gdzie byłaś? A co go to... Miałam za sobą ciężki weekend. I nie pomagało niewyspanie, które dalej odczuwałam. Sięgnęłam po torbę po sprzątaniu i skierowałam się do wyjścia zakładając czarną bluzę z kapturem. Coś mówili w radiu, że będzie padać.

-Już wychodzisz?-Philip omiótł moje ciało spojrzeniem i zatrzymał się na bluzie, którą teraz zasuwałam.

-Tak.-mruknęłam-Skończyłam na dziś. Będę po jutrze.

-Czym wracasz?-zapytał.

Zdrętwiałam. Nigdy nie interesował się tym z kim wracam po pracy. Westchnęłam ciężko i wzniosłam oczy do góry.

-Na nogach.

Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał bo wyglądał jakby ktoś go zdzielił czymś ostrym po twarzy. Coś nie tak powiedziałam?

-Nie boisz się?-zmierzył mnie wzrokiem jakbym wyglądała na pięć lat i bała się przejść na drugą stronę ulicy.

-A czego tu się bać?-próbowałam odgadnąć jego zamiary.

-No nie wiem.-wzruszył ramionami-Kobieta, sama, na uboczu idzie drogą?-czy on coś insynuował?

-Hmmm poradzę sobie.-pociagnęłam za klamkę i zeszłam niskimi schodkami z marmuru na ścieżkę wyłożoną kamieniami.

-Zaczekaj!-wybiegł z domu i prawie upadł na ziemie.

-Hmmmm?-mimo swojej niechęci złapałam go tak by się nie przewrócił ale chyba pogorszyłam sprawę bo runął na mnie i uderzyłam o kostkę.

-Nic ci nie jest?-zszedł ze mnie prawie mnie miażdząc.

-Nie... Dotykaj...Mnie!-warczałam wstając. Poczuałam, że coś ciepłego spływa mi do kieszeni bluzy i zastygłam wyjmując mimo wolnie dłoń.

Była cała w gęstej krwi z okruszkami kamyczków. Krew... Boże... Wstrzymałam oddech starając się nie patrzeć na to świnstwo.  Philip zastygł. Chyba widział moją dłoń.

-Pokaż.-wydał polecenie, a ja się wzdrygnęłam.

-Poradzę sobie.-bo taka była prawda.

Musiałam gdzieś rozciąć. Albo może była tam stara ranka. Musiałam to ogarnąć po prostu. I szybko wrócić do domu.

-Nie... Kurwa... Daj sobie pomóc?-widać było, że on też nie miał zaciekawego weekendu.

Może poszedł ostro w melanż? Albo nie podpisali z nim nowego kontraktu? Waliło mnie to ale u niego miałam największe zyski.

-A...-próbowałam coś powiedzieć ale tylko napotkałam jego wściekłe oczy i wiedziałam, że jestem na straconej pozycji.

Powlokłam się do domu, do łazienki, zapamiętując jedną ważną rzecz. Nie ratuj twarzy Philipa Hilla... Daj jej się cholera rozbić o kamienie...

Usiadłam na toalecie i odkręciłam letnią wodę próbując opukać ranę ale tylko zaczęłam syczeć jak w tedy kiedy rozwaliłam sobie kolano na rowerze i potrzebowałam fachowej pomocy bo przeciełam je aż do kości. Cholera... Do tej pory miałam bliznę. Powoli zaczęłam jednak pukać ranę, starając się nie krzyczeć. Natomiast ten ćwok gdzieś znikł. Jednak po chwili wrócił z gazikami, opatrunkami i bandażem.

-Pokaż...-usiadłam na kibelku, a on przykucnął przy mojej dłoni i zaczął wolno ją obcierać z krwi.

Przeszły mnie ciarki, a jego ruchy stały się bardziej powolne. Wyrzucił brudną gazę i zaczął nakładać plaster i ładnie mi to zabandażował po czym delikatnie przejechał palcami po dłoni. Patrzył mi w oczy przy tym, a mi się zaczął mońcić wzrok.

PS. Na zawsze twójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz