6. Emma/Philip

35 0 0
                                    

Emma

Piknik był przesiąknięty obłudą i był tak sztywny, że nie dziwiłam się jak Joe zaczął ziewać. Ubrałam letnią różową sukienkę, a włosy upięłam w wysoki kok. Założyłam jeszcze złote, duże koła od mamy na uszy. Babka na sam ich widok poczerwieniała na twarzy ale wiedziałam, że przy swoich sztywnych koleżankach nie puszczą jej nerwy.

-Podas?-Joe rzucił do mnie swoją plażową piłkę, którą podrzucał z jakimś małym chłopczykiem wyrwanym z jakieś modowej gazetki dla dzieci.

Niestety ale babka miała samych takich znajomych, którzy byli ze śmietanki towarzyskiej. Bałam się co wpajała małemu ale na razie nie miałam z nią szans. Dalej dudniły mi słowa sądu w uszach, że małemu będzie lepiej u niej. Jak się cholernie mylili...

Zdałam sobie sprawę, że się zamyśliłam bo poczułam jak Joe szarpie mnie za sukienkę żebym zwróciła mu piłkę.

-Ooo no tak.-rzuciłam mu ją, a chłopczyk zaczął biec śmiejąc się.

Impreza była na wynajętym przez Gerde polu golfowym. Tylko, że teraz na potrzebe imprezy ustawiono scene i stoliki dla gości oraz rozłożono duży dmuchany pałac.

-Emma Hasel!-zawoł mnie ktoś po nazwisku, a ja odwróciłam się zdzwiona.

Zazywczaj większość osób mnie ignorowała albo zwracała się po imieniu by z grzeczności zamienić ze mną kilka słów. Zaczęłam szukać kogoś kto mnie zawołał i zobaczyłam Barbarę Lette. Pani Lette była prywatnie najlpeszą przyjaciółką babki, a na codzień redaktor naczelną plotkarskiego pisma o gwiazdach w LA.

-Pani Lette.-uśmiechnęłam się. Lubiłam tą zwariowaną starszą panią.

Włosy miała jak zwykle czarnę, obciętę jak to ona mówiła stylem fransuskim. Na swoją szczupłą figurę zawsze zakładała dopasowane modne ciuchy. Dziś miała na sobie fioletowy kombinezon bez rękawów. Duży dekolt zakrywał złoty wisor z głową wilka. Małe szare oczy zawsze wydawały się uśmiechnięte zresztą jak duże czerwone usta.

-Nie sądziłam, że cie tu spotkam.-rozejrzała się podając mi kieliszek z szampanem.

-W końcu to urodziny mojego brata.-uśmiechnęłam się idąc z nią jak najdalej od hałasu.

-No tak. Biedny Joe. Niech waszą matkę ma Bóg w opiece...-westchnęła.

-Niech ma.-powtórzyłam cicho za nią.

-A coś się polepszyło między tobą, a Gerdą?-zawsze o to pytała.

-Jedyne co się polepszyło to mnie do niego częściej dopuszcza.-westchnęłam ciężko.

-Stara suka.-fuknęła.

Była bezpośrednia jeśli coś ją irytowało, a nawet jeśli chodziło o jej najbliższe towarzystwo potrafiła się krytycznie wyrażać.

-Możliwe.-zaśmiałam się upijając łyk.

-A jak tam praca? Poszłaś w końcu na studia?-zapytała siadając na przeciw mnie na ławce przy stawie.

-Nie.-mruknęłam-Nie miałam czasu na studia.

-Nie dobrze...-mruknęła cicho.-Agnes się pewnie w grobie przewraca przez to...

Na imię mojej zmarłem matki dostałam ciar. Dawno go nikt nie wypowiadał. Nawet Scott nie wiedział za bardzo co się stało. Wzruszyłam tylko ramionami.

-Proszę pani najważniejszy jest tylko teraz Joe.-czułam jak szampan łaskocze mnie po przełyku.

-Ona ci go nie odda. Jest jej nadzieją na przejęcie fortuny.-machnęła ręką jakby sprawa była oczywista.

PS. Na zawsze twójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz