10. Emma/Philip

27 1 0
                                    

Emma

Myślałam, że oszaleje! Jak nie Scott to Philip... Gorzej już być chyba nie mogło. Dodatkowo nie mogłam się z nim kłócić o to bo by mnie sypnął do firmy... Ale do cholery nie mogłam siedzieć na tyłku... Nic mi przecież nie było. Łuk brwiowy to nie wyrok... Gorączki też za dużej nie miałam. To też kiedy podjechał tą swoją furą i zagroził mi telefonem nie miałam pieprzonego wyjścia. Siedziałam teraz naburmuszona w aucie krzyżując ręce na piersiach.

-To tu mieszkasz?-zaparkował na tyłach mojej kamienicy.

-Tak...-warknęłam.

-Hej... Chcę ci tylko pomóc.-zgasił silnik.

-Dobre sobie!-prychnęłam odpinając pas i wychodząc z cholernie drogiego auta.

-Emma!-Scott prawie zdębiał z paczką zakupów w ręku, po które poszedł.

Dlatego mogłam tak zwinnie opuścić mieszkanie. A teraz stał i patrzył na mnie to na na swojego idola upuszczając zakupy na ziemię. Oby nie było nic szklanego w środku...

-To ty musisz być Scott.-Philip zmierzył go wzrokiem z lekkim niezadowoleniem.

Czy ja wyczuwałam u niego niechęć do Scotta? Przecież oni się w ogóle nie znali! Więc czemu wyglądał jakby zaraz miał pobić mi przyjaciela?

-Tak.-skinął powoli głową i spojrzał na mnie wielgaśnymi oczami robiąc z ust wielką literę "O".

-To czemu jej do kurwy nie pilnujesz?!-warknął, a Scott już totalnie zdębiał.

Pięknie! Urządzajmy więcej scen pod kamienicą! Jakby nie wytarczyło, że wielki Philip Hill podwozi mnie pod same drzwi!

-O co ci chodzi koleś?-burknął-Ja jej nie będę uwiązywał.

Scott zrobił się czerwony na twarzy i zmarszczył brwi. Widziałam, ze się gotuje w środku. Stanęłam między nimi i uniosłam ręce do góry.

-Zamknąć się obaj...-powiedziałam przez zęby i przesunęłam sie blizej Scotta.

-Coś ty odwaliła?-Scott patrzył to na mnie to na Philipa.

-Co odwaliła? Poszła, a raczej zamierzała iść do pracy!-Philip złapał się za głowę.

-Co?!-teraz Scott wyglądał jakby ktoś mu dosypał rodzynek do sernika.

-Jak macie się drzeć to idzcie do mieszkania.-wyminęłam ich i ruszyłam na klatkę schodową.

Nie wiele minęło zanim usłyszałam kroki za mną. Przekręciłam klucz i weszłam do mieszkania idąc do kuchni.

-Coś ty znów wymyśliła?-mój przyjaciel przyniósł zakupy na górę i stanął opierając się o blat.

-Nic.-zaczęłam rozpakowywać rzeczy.

-Jeśli myślisz, że tak załatwisz szybszy przyjazd Joe'go to się grubo mylisz!-Scott wydawał się wkurzony-A żywa bardziej o niego zadbasz!

Obróciłam się napięcie prawię rozwalając mu nos łokciem. Centymetry dzieliły nasze twarze od siebie. Zmierzyłam go wściekłym wzrokiem.

-Nie waż się więcej tak mówić.-brzmiałam upiornie z tak opanowanym głosem.

-Bo taka jest prawda! O ile w ogóle wygrasz batalię z tym babskiem! Ma kupę forsy i czas. I chodźby nie wiem jak wredna była każdy sąd przydzieli jej dzieciaka chodźbyś się zesrała w gacie! A za takie zachowanie mogą cie nawet od tego oddalić jeszcze bardziej bo zachowałaś się jak gówniarz, a nie dorosła osoba! Dopiero co wyszłaś ze szpitala! Na litość Boską Emma opamietaj się!-Scott skrzyżował ręce obrzucając mnie wściekłym wzrokiem i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.

PS. Na zawsze twójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz