13. Emma/Philip

31 1 0
                                    

Emma

-Daj mi chwilę.-rzuciłam łapiąc się za głowę i patrząc w lustro.

-Ok?-chyba wydawał się oszołomiony.

Ja się czułam jeszcze bardziej oszołomiona! Bzykałam się z Philipem Hillem! Bzykałam się z zasranem raperem Javą! Co ja najlepszego zrobiłam?!

Odkręciłam kurek i oblałam twarz lodowatą wodą. Może chciał mi powiedzieć, że wychodzi już albo, że straciłam pracę... O nie, nie, nie... Jego dom mi był potrzebny jeśli w ogóle liczyłam na ściągnięcie Joe do Clive. Cichę pukanie wyrwało mnie z ramion mojego martwego jak do tej pory myślałam sumienia i wytarłam twarz szybko. Miałam na sobie jego koszulkę...

Wdychnęłam ciężko myśląc tylko o tym żeby nie panikować. Co sobie musiał o mnie pomyśleć? Że chyba ze mnie niezła szajbuska... Otwarłam drzwi słysząc jego syknięcie i huk jakbym uderzyła o coś twardszego niż jego łeb...

-Wybacz...-uklękłam przy nim zasłaniając odruchowo usta.

-Nic mi nie będzie.-machnął ręką, łapiąc się za tył głowy.

-Niewiedziałam, że tu siedzisz.-musiałam to przeoczyć.

-Czemu tak zwiałaś?-spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem.

-Bo...E...-zaczęłam stukać palcem wskazującym o drugi.

-Chwila, chwila, chwila Emma!-wydawał się oburzony-Czy ty myślałaś, że się celowo tobą zająłem żeby cie...?-nie dokończył ale się skrzywił.

O Boże! Nagle kiedy to wymówił na głos zrobiło mi się niedobrze. Wszystkie wczorajsze piwa zaczęły torować sobie drogę z mojego żołądka aż do migdałków.

-Nie... To znaczy nie wiem...-zmieszałam się.

-Boże!-Philip złapał się za głowę.

-No co?-burknęłam.

-Myślisz, ze po tym jak się tobą zająłem mógłbym cie tknąć bez twojej zgody, a jakby już do czegoś doszło zabrać ciuchy i zwiać?!-jego oburzenie zaczęło mnie irytować.

-Tak! To znaczy nie!-złapałam się za głowę i zakręciłam na stopie-Boże czego ty ode mnie chcesz?

Chyba to było najbardziej konkretne pytanie jakie dziś padło między naszą wymianą zdań. Moglibyśmy przecież udawać, że się nic nie stało. To chyba by było logiczne. Mi by było lepiej i jemu. Bo właśnie przez tą jedną noc moje spokojne życie, które budowałam dwa lata właśnie się złamało po zajebistej nocy z Hillem...

-A co mogę chcieć?-wydawał się na skraju pohamowania przed wydarciem się na mnie.

-Najpier ze mną gadasz o dupach, które przeleciałeś, a potem sami to robimy w moim łóżku! Obłęd!-właśnie. To był obłęd!

-Chcę z tobą spróbować kobieto!-złapał mnie kurczowo za ramiona aż zabolało.

-Co?-już miałam zripostować coś co rzuci w moim kierunku ale to co powiedział.

Patrzyłam na niego zakłopotana i czerwona na twarzy. Puścił mnie, a tam gdzie mnie trzymał zostały sine plamy po jego palcach. Odgarnął włosy z mojej twarzy dłużej zatrzymując palce na policzku. Jego zielone oczy patrzyły na mnie z czymś innym niż patrzyli na mnie wszyscy kolesie,  z którymi miałam doczynienia. Albo byłam po prostu jeszcze pijana.

-Chcę spróbować z tobą Emma.-wyglądał na bardzo poważnego.

Nogi zrobiły mi się jak z waty. On chciał ze mną spróbować?! Ja cholera sprzątałam domy i starałam się o opiekę nad sześciolatkiem. On był raperem żyjącym w luksusach... Mógł mieć każdą.

-Ze mną?-wbiłam palec w swój mostek.

-Tak.-wziął moją dłoń i przyłożył sobie do ust.

-No to zaczęliśmy od bardziej... Hmmm fizycznej strony?-uniosłam kącik ust.

-No tak. Ale bardzo miłej fizycznej strony.-przyciągnął mnie do siebie i zaczął mi to szeptać do ucha.

Zadżałam w jego objęciach, łapiąc urywkowo oddech. Ugryzł mój płatek ucha i prawie odelciałam.

-Może zrobie śniadanie?-w figlarny sposób odskoczyłam od niego widząc jego zaskoczoną i skołowaną twarz.

-Teraz?-był marudny.

-Tak.-dałam mu buziaka w policzek.



Philip


Ciężko mi było zostawiać Emmę w domu ale musiałem wrócić do siebie. Mogło to z boku wyglądać dziwnie i podejrzanie ale miałem też siostrę i przyjaciela, którzy mnie potrzebowali równie mocno. Opadłem ciężko na kanapę.

Dobra czyli byłem z nią. Teoretycznie bo dalej wydawała się niepewna moich intencji. Chciałem być z tą kobietą! I chciałem jej pomóc z młodym. Skoro był dla niej tak ważny to chciałem jakoś jej pomóc wygrać batalię z nawiedzoną babką. Bo z tego co wyciągnąłem od niej po pijaku nie czułem jakiegoś szczególnego sentymentu w jej głosie kiedy ją opisywała.

-A kto tu powrócił?-Dreyk przeskoczył kanapę i klapnął koło mnie.

-Widzę, że nie rozwaliłeś mi domu.-przywitałem się z nim naszym specjalnym piątkowaniem, które umieliśmy od przedszkola.

-A ty co?-zaczął kręcić głową z tym prowokującym uśmiechem.

-Biorę Emme na impręze.-wyłożyłem nogi na stolik i patrzyłem jak Dreyk upuszcza pada na podłogę...

-Oszalałeś!-gwizdnął.

-Czemu?-wziąłem swojego pada patrząc na zszokowaną twarz przyjaciela. On też przestał się golić.

-Zapewne ją pukłeś i powinneś olać!-nie był zły ale zepsuty jak ja.

-Zmień schematy...-wkurzało mnie to.

-Ale ona...!-niewiedział co powiedzieć.

-Co masz do nie?-wydawało mi się, że widzieli się przecież tylko z dwa razy.

-Ona jest sprzątaczką kurwa!-wydawało mi się, że dawał to za głupi argument.

-No i?-zaczęliśmy grać jakieś strzelanki.

-No i to, że może jesteś na urlopie ale się tak nie rozpędzaj...-zakłopotanie w jego głosie świadczyło, że tylko to mu przeszkadzało w Emmie.

-Stary ona jest szczera, śliczna i walczy o brata wyrzekając się kurwa normalnego życia. Dałbyś rade?-nie chciałem trąbić na prawo i lewo o tym co się dzieje u niej.

Byłem sławą legendy i sam wspiąłem się na szczyt więc szybko by stała się łakomym kąskiem dla tych wszystkich brukowców, przed którymi chroniłem moją siostrę od najmłodszego. Ja przywykłem ale bałem się, że Emmie to tylko zaszkodzi.

-Wooo...-nareście się zamknął-Kiedy nie zauważyłem jak bardzo się w nią wkręciłeś? Tu pilnowanie żeby większego kuku sobie nie zrobiła, tam z nią chodzisz na spacerki...-przerwałem mu.

-Skąd o tym wiesz?-nie wiedział, że z nią chodziłem na spacery.

-Serafin was widziała. Dzwoniła do mnie później.-pacnął się w twarz dłonią.

-Kto?-zmarszczyłem nos.

-Blondi, z którą się kłóciełeś na plaży.-przypomniał mi.

-Aaa...-czyli tak miała na imię, a skoro u mnie nie zagrzała miejsca chciała to zrobić z Dreykiem.

Ach biedny... Nie wyczuł jeszcze jej zamiarów ale to na mnie nigdy nie działało kiedy leciały jak nie do mnie to do Dreyka jak muchy do lepu, a w naszym przypadku kasy.

-No ba...-wydawał się teraz on poirytowany.

-Zobaczysz nie będzie tak źle.-uspokoiłem go.

-Zobaczymy...-zaczął od nowa przegraną rundę.

PS. Na zawsze twójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz