11.Emma/Philip

32 1 0
                                    

Emma

Utawiłam sobie radio na fula i zaczęłam smażyć jajecznice. Nie chciałam by widział moje wypieki na twarzy. Długo do mnie dochodziło to co się stało. Mieliśmy obaj ubrania na sobie więc czemu się tak martwiłam? Związałam włosy w koka i starałam się zatrzeć to miłe uczucie jakie mi zostało po tym kiedy poczułam czyjeś ramiona na sobie gdy zaczęłam się budzić... Niech go szlag! Rozbiłam jaja do miski i myślałam o tym co by się stało gdyby nie przyszedł do mnie w nocy? Włączył mi się chyba znów tryb płakania przez ostre słowa Scotta.

Myślałam, że płakałam na tyle cicho, że nie usłyszy tego albo to oleje. Jednak usłyszał... Zaczęłam się przyłapywać na tym, że myślę o następnej nocy... NIE! Kanapa... Definitywnie.

-Ładnie pachnie.-Philip oparł się o blat patrząc jak mieszam jajecznice.

-Tak.-wpatrywałam się uparcie w jajka.

-To kiedy Joe zacznie mieszkać z tobą?-zapytał, a ja znieruchomiałam.

Upuściłam drewnianą łyżkę, którą mieszałam nasze śniadanie na podłogę. Zacisnęłam zęby i spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem po czym zaczęłam nakładać porcie na talerze.

-Nie prędko.-wyniosłam jedzenie do salonu.

-Em... Przyszedłem... E co on tu robi?-Scott wyglądał jakby pomylił mieszkania.

Zamykać tą pieprzoną zasuwkę! Philip pomachał mu dłonią, uśmiechając się z wymuszeniem. Ja tylko rzuciłam mu pełne zakłopotania spojrzenie.

-Pozwolisz?-wypchnęłam go z mieszkania-Momencik?

Nie czekałam na jego odpowiedz. Wiedziałam, że Scott zaleje mnie masą pytań więc papieros był najlepszym wyjściem.

-Co ty odpierdoliłaś?!-Scott wyglądał jakby św. Mikołaj przyniósł mu rózgę.

-Nic.-nie sądziłam, że będzie tak chłodno.

-Przyszedłem cie przeprosić, a ty śniadanko. A może wcześniej i ruchanko?-wyglądał jakby się dobrze bawił.

-A chcesz w łeb?-zatkałam mu usta.

-No miałem wrażenie, że go nie lubisz!-wydarł się wzburzony.

-Daj mi fajkę...-wyciągnęłam dłoń po papierosa.

-W głowie mi się nie mieści...-zaczął mruczeć wyjmując szluga dla mnie.

-Został... Nie bzykałam się z nim. Masz jakiś problem?-byłam wściekła.

Odezwał się pan Moralny... A sam obracał panienki w aucie. Ja nic nie robiłam z Hillem. Po prostu dałam mu śniadanie! Źle?!

-Okey. Nie moja sprawa. Ale wiesz jak się kończą takie rzeczy z celebrytami.-martwił się o mnie.

-Tłumaczę ci, że nic z nim nie było.-byłam zła o to, że insynuował coś czego nie było.

-Dobra...Wierze.-poddał się i patrzył jak się zaciągam.

Paskudztwo. Ale przynajmniej się jakoś zaczęłam uspakajać. Paliłam tylko jak byłam na maksa zła albo jak się bardzo spiłam. To ostatnie zdarzało mi się rzadziej.

-No...-w końcu.

-Chciałem cie przeprosić za ten wybuch.-mruknął.

-Spoko.-nie chciałam się w to zagłębiać.

Wielokrotnie się kłóciliśmy i potrafiliśmy nie odzywać się do siebie przez kilka dni. Jednak Scott miał ten dar przekonywania mnie, że zepchnięcie go ze schodów spowodowało by utratę jedynego przyjaciela jakiego posiadałam w Clive. Nikt mnie tak nie znał jak Scott Bren. Nawet nie miałam tak dobrego kontaktu z kim kolwiek z naszej paczki kiedy wychodziliśmy razem gdzieś.

PS. Na zawsze twójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz