17.Emma/Philip

28 1 0
                                    

Emma


W pewnym sensie bałam się poniedziałku po tym wszystkim i powrotu już normalnie do pracy. Scott wysłał mi rano SMS, że trzyma za mnie kciuki.

Jednak ciężko było mi wejść do domu Philipa kiedy go tu nie było. Nie odezwał się kiedy późną nocą odwiózł mnie do domu. Widocznie jeszcze nie wrócił. Zaczęłam powoli sprzątać salon i kuchnie usiłując utrzymać łzy na wodzy. Czemu czułam się jak śmieć?

Włączyłam jak zwykle TV i puściłam jakieś kawałki na cały dom ale nie mogłam się przemóc by wyjść na górę do sypialni. Kiedy skończyłam ogarniać kuchnie poczułam na tyłku wibrację od telefonu. Zobaczyłam na wyświetlaczu twarz pani Barbary Lette.

-Halo?-ściszyłam do zera muzykę.

-Emma? Czy to ty?-jej głos rozbrzmiał w słuchawce z nutką zdenerwowania.

-Tak. Coś się stało?-zaczęłam nerowo skrobać paznokciem po udzie. Joe też tak robił gdy się denerwował.

-Chodzi o Joe.-jej głos był jakiś dziwny.

-Pani Lette coś mu się stało?-zrobiłam się cała blada na twarzy.

-Fala zabrała go z plaży...-jej głos wydawał się prawie nie słyszalny dla mnie.

-Jak to zabrała?!-mój krzyk rozdarł dom.

-Wiem, że u was jest inna strefa czasowa ale on... To się stało chwilę temu...-wydawała się prawie pewna tego co mówi.

Co on do cholery robił tak wczas na plaży?! Czemu stuknięta babka nie pilnowała go?! Byłam wściekła na maksa.

-Co mu jest?!-nie chciałam zapytać czy żyje. Nie mogłam bo bałam się odpowiedzi.

-Jest w śpiączce...-głos Barbary w tym momencie gdzieś znikł.

Poczułam jak nogi pode mną się uginają i upadłam na podłogę kuchni nawet nie czując zimnych kafelków. Słyszałam jeszcze jak ona coś mówi ale nie mogłam zrozumieć co. Nie docierało do mnie nic.

Był w śpiączce! Ja piernicze... Trzęsłam się na płytkach. Niewiedziałam jak ale odruchowo wykręciłam numer do Scotta rozłączając się z Barbarą. Rzuciłam tylko, że jak najszybciej tam będe.

-Co jest?-jego głos wydawał się jak za ściany wody.

-Młody jest w śpiączce...-zaczęłam pociągać nosem.

-Coo? Zwolnij.-Scott nagle się bardziej ożywił.

-Jest kurwa w śpiączce! Joe!-płakałam już na podłodze w kuchni.

-Boże...-Scott głośno przełknął ślinę-Dzoniłaś do Philipa?

Philip! Wyleciało mi to z głowy. Szybko wstałam i na nogach jak z waty podeszłam do szafki gdzie zostawiałam rzeczy. 

-Nie.-wydawałam się teraz dziwnie oschła.

-To zadzwoń do niego.-Scott był wkurzony-Pobiegne ci spakować coś na wyjazd, a reszte dopakujesz.

Wiedział, że klucz jest pod obluzowaną płytką na korytarzu w ścianie.

-Spoko.-wydusiłam.

Zaczęłam dzwonić do Philipa. W pewnym momencie nie wytrzymałam i wybiegłam z domu po czym pędem ruszyłam do siebie do mieszkania cały czas ze słuchawką przy uchu.

-Co jest?-usłyszałam nagle.



Philip


Jedziłem wczoraj pół nocy i nie chciałem spotkać Emmy w moim domu i patrzeć jak sprząta ten jebany syf. Wczoraj jeszcze leżała naga w łóżku, a dziś zarabiała na siebie i brata... Nienawidziłem w tych momentach siebie kiedy obdarzała mnie tym słodkim uśmiechem.

Właśnie wracałem autem od Abby kiedy zobaczyłem jak próbuje się do mnie dobić.

Szczerze? Przeraziło mnie to. Może chciała zakończyć naszą znajomość? Albo coś się stało? Niewiem, która opcja była bardziej straszniejsza.

-Co jest?-w końcu nie wytrzymałem.

-Joe...Jest... W... Szpitalu...-słyszałem jej urwany oddech.

Ona biegła? I jak Joe mógł być w szpitalu? Przecież to był jej brat co mógł zrobić? Dałem ją na głośnomówiący.

-Jak to? Ty biegniesz?-zadawałem pytania i zawróciłem w stronę jej mieszkania.

-Tak...-urwany oddech-Jest w śpiączce...

Poczułem się strasznie źle. Właśnie rozmyślalem o moim egoizmie kiedy ona właśnie dowiedziała się, że osoba, dla której chciała zmienić cały swój świat jest w śpiączce.

-Zaraz będe.-rozłączyłem się.

Na światłach robnąłem ze złością w kierownice. Jakby tego było mało, że ona nie ma już nikogo to jeszcze jej brat... Co młody zrobił?

Wydawało mi się wręcz jasne teraz co zrobi. Chciałem z nią jechać do LA w razie gdyby coś nie poszło dobrze...

Podjechałem pod kamienice i zobaczyłem jak zapłakana i zziajana Emma wyłoniła się za kamienicy.

-Ja...-kiedy mnie zobaczyła jeszcze bardziej się rozkleiła.

-Ciii...-objąłem ją i zacząłem głaskać po włosach-Pojedziemy tam. Nic mu nie będzie...

Sam średnio w to wierzyłem bo śpiączka śmierdziała mi czymś grubszym ale nie mogłem tego okazać. Wystarczyło, że teraz moja kobieta potrzebowała wsparcia. I do cholery chciałem nim być.

Wprowadziłem ją do środka i zobaczyłem na klatce jak Scott wychodzi z jej mieszkania i obrzuca mnie zmieszanym spojrzeniem. Ewidentnie typ mnie chyba nie lubił.

-Spakowałem ci większość rzeczy...-zaczął powoli poprawiając okulary na nosie.

-Dziękuje.-pociągnęła nosem i przytuliła go po czym szybko odskoczyła.

Lekko zakuło mnie w piersi. Czy to była zazdrość? Nigdy nie byłem zazdrosny o takie rzeczy... Podparłem drzwi mieszkania, krzyżując ręce na piersi.

-Pomogę ci się do końca spakować.-mruknąłem cicho i ruszyłem do mieszkania.

-A twoje rzeczy?-cicho zapytała za mną.

-Kupie coś na miejscu.-wzruszyłem ramionami.

Kiedy się obróciłem zrobiła wyraz twarzy bez emocji ale na chwilę zobaczyłem w jej spojrzeniu smutek i lekką uraze. Czy powiedziałem coś nie tak?


PS. Na zawsze twójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz