22.

1K 97 34
                                    


Thomas: 

Z samego rana wparadowała do mojej sali pielęgniarka z jakimiś lekami budząc mnie tym, wkurzyłem się. Zauważyłem obok mnie leżącą bluzę Dylana, mój humor od razu się polepszył gdy zaciągnąłem się jej zapachem. 

Wstałem i doprowadziłem się do porządku w tej koszmarnej niewielkiej łazience, plusem było chociaż to, że znajdowała się u mnie w pokoju, więc uniknąłem chodzenia po korytarzu. Nie jestem umierający by leżeć w piżamie więc założyłem normalne ciuchy. Poodsłaniałem okna by wpuścić trochę słońca i ogarnąłem burdel, który wytworzył się w tej sali przez moje rzeczy. I mimo iż mój wygląd był nawet normalny, to w środku czułem się wyniszczony psychicznie. 

Przyszła kolejna pielęgniarka ze "śniadaniem" dla mnie. Gdy zobaczyłem na talerzu dwie kromki chleba, jakiś śmieszny kawałek szynki i kawałek masła to fuknąłem pod nosem i kazałem jej to zabrać, bo na sam widok zrobiło mi się niedobrze. Już zwierzęta hodowlane są lepiej karmione niż ludzie w szpitalach. Kiedyś tak bym się nie zachował, ale podziękował za jedzenie i jeszcze się pomodlił. A teraz? Skończyło się, nie będę udawał, że wszystko jest dobrze skoro nie jest i nie będę jadł czegoś tak obrzydliwego. 

 I od rana zaczął się ten cały cyrk, czyli moi rodzice i lekarz. Na szczęście dostałem z domu coś normalnego do jedzenia, zbuntowałem się i stwierdziłem, że nie będę jadł szpitalnych posiłków, bo po pierwsze się brzydzę się tych sztućców, a po drugie brzydzę się tego jedzenia. Pomijając oczywiście fakt, że brzydzę się szpitali, szpitalnej pościeli, łóżek i wszystkiego tutaj. 

Do tego rodzice nie chcieli mi dać telefonu, rzekomo ten cały lekarz zabronił, bo mógłbym w internecie poszukać jakichś sposobów jak popełnić samobójstwo, no przecież to jest żałosne. Nie miałem kontaktu z Dylanem. A tylko jego towarzystwa chciałem, mimo iż przez niego tu leżę. Nie umiem wytłumaczyć co do niego czuję, wcześniej go nienawidziłem, teraz mu chyba wybaczyłem. Ale jestem naiwny, tak łatwo mnie zadowolić. 

Przyszedł psychiatra, by wygłosić diagnozę, przez którą się prawie wywaliłem z tego łóżka. Otóż zdecydował o przeniesieniu mnie do zakładu zamkniętego, ponieważ przejawiam zachowania autodestrukcyjne na co wskazują moje blizny, oraz nieudana próba samobójcza. Mówił, że to taka procedura, ale nie oszukujmy się, że pewnie można ją pominąć i mnie puścić do domu. Dobrze, że chociaż nikt oprócz Dylana nie wie o mojej próbie z przed dwóch lat, bo wtedy to by pewnie nie zamknęli mnie tam przez "procedurę", ale z konieczności. 

- Thomas, nie martw się – pocieszali mnie rodzice. 

"Nie martw się"? To zabrzmiało jakbym nie zdał jakiegoś kolokwium i siedział z tego powodu smutny. Żadne słowa chyba nie były w stanie mnie pocieszyć i podnieść na duchu, zaraz trafię do wariatkowa i ja mam się "nie martwić"?

- Jak mam się nie martwić? Przecież mogą mnie tam zostawić już na zawsze... Nie... Nie ja nie chcę – zacząłem dramatyzować. Bałem się, że może zobaczą w moim zachowaniu coś dziwnego i zechcą zostawić tam na jakiś długi czas. A może ja jestem chory na głowę a nawet o tym nie wiem i to się wyda i zostanę tam na zawsze? W mojej głowie pojawiały się różne negatywne scenariusze. Chyba wolałbym już zostać tutaj i nawet zjeść jakieś jedzenie stąd, niż jechać do psychiatryka. 

- Tak będzie lepiej, przemyślisz sobie wszystko, i nie będziesz już myślał o takich rzeczach jak odebranie sobie życia – mówiła mama ważąc każde wypowiedziane słowo, jakby źle sformułowane zdanie miało spowodować mój wyskok z okna czy coś. Zaczynałem coraz bardziej żałować tej próby samobójczej, nie oszukujmy się, to będzie się za mną ciągnęło przez długi czas. Jestem po prostu mistrzem złych decyzji. 

Zakazany owoc [DYLMAS] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz