Dylan:
Nadszedł poniedziałek. Pojechałem na uczelnię i nie byłem taki jak większość studentów, że mi się nie chciało. Mi się chciało iść, miałem ochotę wyjść do ludzi i robić coś co normalny człowiek, chociaż wolałem nie rzucać się w oczy.Dzisiaj mieliśmy mieć zajęcia laboratoryjne. Zająłem sobie ostatnią ławkę, popatrzyłem na tego blondyna, który usiadł równolegle do mnie, ale sam, bo tego jego dziwnego kolegi nie było.
Jak się okazało musieliśmy usiąść razem, bo na dzisiejszych ćwiczeniach będziemy robić preparaty. Chłopak na polecenie prowadzącego wstał i usiadł w ławce ze mną. Czułem napiętą atmosferę między nim a mną, może nadal było mu głupio, że się prawie wpakował pod samochód a ja go uratowałem. Dobrze, że był w szoku, bo moje szybkie pojawienie się tam było podejrzane i wiadomo, że gdybym był normalnym człowiekiem to bym go nie uratował. Mimo to, udawał że wszysyko jest okej i posłał mi nieśmiały uśmiech.
Dostaliśmy jakieś rośliny, z których mieliśmy zrobić preparat. Chłopak popatrzył na mnie, jakby się mnie bał. Zrozumiałem przez to, że to ja mam objąć dowodzenie w tej dwuosobowej grupie. Zresztą ktoś taki jak on, typowy uległy, wiadomo, że nie mógłby zarządzać.
- To ja mam kroić to zielsko czy ty? - zapytałem czując jego szybkie bicie serca.
- Ja mogę - powiedział nieśmiało i wziął roślinę, po czym zaczął ją przekrajać nożykiem wzdłuż. Ręka mu się trochę trzęsła i ogólnie wyczułem, że jest zaniepokojony.
- Czym się stresujesz? - zapytałem. On nie spoglądając na mnie nadal był skupiony na wykonywanej czynności.
- Nie stresuję się - powiedział. Nie ze mną te numery, dobrze wiem że kłamiesz.
- Boisz się mnie? - zapytałem.
- Nie... Nie boję - powiedział, ale ja wiedziałem że on kłamie. Chyba stresowała go współpraca za mną, a ja coraz bardziej utwierdzałem się w tym, że chciałbym z tą niewinną duszyczką spędzić noc.
- Zmaltretujesz zaraz tego kwiatka - powiedziałem i delikatnie wyjąłem z jego dłoni nożyk, którym się posługiwał posyłając mu lekki uśmiech. Myślałem, że może tak drobny gest go trochę uspokoi.
Wyjąłem z tego kwiatka co ważne i zacząłem zalewać wodą, by nałożyć na szkiełko, aby można to było oglądać pod mikroskopem. Poczułem jak blondyn usiadł bliżej mnie, żeby przyjrzeć się co właśnie robię.
- A tak właściwie to skąd się wziąłeś u nas na uniwerku? - zapytał, a ja się takiego pytania nie spodziewałem, jednak udałem że wszystko jest okej.
- Wcześniej studiowałem w Manchesterze, ale przeprowadziłem się tutaj - powiedziałem, co było oczywiście kompletnym kłamstwem wymyślonym na spontanie.
Dostanie się tutaj przy mocach jakie posiadam nie było żadnym wyczynem, jednak musiałem pamiętać, że udaję tutaj normalnego chłopaka. Musiałem kłamać, by nikt nic nie podejrzewał. Chociaż chyba nawet nikomu nie przyszłoby do głowy kim jestem.
- A czemu się przeprowadziłeś? - zapytał po chwili. Co za ciekawska bestia, niby taki niewinny, a przeprowadza jakiś pierdolony wywiad środowiskowy ze mną.
- Bo... Ee miałem taką sytuację rodzinną - skłamałem. Słowa "sytuacja rodzinna" zawsze działają na odbiorcę w ten sposób, że nie drąży on dłużej tematu.
Czułem ciągle jak on się na mnie patrzy i na moje ręce robiące ten cholerny preparat. Niech on już mnie o nic nie pyta lepiej.
- Aha... Byłem ciekaw - powiedział.
CZYTASZ
Zakazany owoc [DYLMAS]
FanfictionThomas jest bardzo religijny, przestrzega przykazań i często chodzi do kościoła. Co się stanie gdy w jego życiu pojawi się chłopak, który pochodzi prosto z piekła, i to dosłownie? Do tego rozkocha go w sobie do szaleństwa i nauczy korzystać z życia...