Rozdział 10

88 6 0
                                    

Po dłuższym czasie udało mi się przekonać Mitch'a by nam pomógł. Trochę to trwało, ale na szczęście mi się udało.

- Dziękuję. - powiedziałam, gdy podszedł do samochodu.

- Jeszcze nie ma za co. - odparł.

- Jest. - odparłam i posłałam mu lekki uśmiech po czym wsiadłam do auta zostawiając Mitch'a w swych zamyśleniach.

Po chwili dołączył do nas Thomas i ruszyliśmy w drogę by spotkać się z Bucho.

- Ich na pewno będzie więcej niż nas. - zaczęłam rozmowę. - Co zrobimy?

- No co ty? Damy radę we trójkę. - zaśmiał się Mitch. - W końcu Tommy nauczył cię walczyć. - dodał na co pacnęłam go ręką w głowę. - Mówił, że mamy być sami, co nie wróży nic dobrego.

- Więc co zrobimy?

- Pójdziemy we trójkę. - odparł starszy brat.

- To się źle skończy. - tego byłam pewna.

- Nie będę narażał swoich ludzi. - dodał i nic już więcej nie powiedział, a my z Thomas'em wymieniliśmy niespokojne spojrzenia, ale nic nie powiedzieliśmy.

Po godzinie drogi byliśmy już na miejscu. Zauważyłam kilka czarnych samochodów w skutek czego przeraziłam się jeszcze bardziej.

- O cholera. - powiedział Mitch widząc te samochody.

- Świetnie. - poparł go Thomas. - Obstawiasz, że zabiją nas od razu czy kiedy będziemy chcieli zawrócić.

- Jak będziemy chcieli zawrócić. Chcą forsy...

- Którą mogą wziąć i po naszej śmierci... - wtrąciłam czym przykułam uwagę Mitch'a.

- Taaa... - spojrzał na mnie. - Nasze słoneczko, ma rację. - poparł mnie Rapp.

- Czyli już po nas. - dodał Thomas.

- Nasz optymizm jest cudny. - westchnęłam i zaraz za chłopcami wysiadłam z samochodu.

Cała nasza trójka miała broń, a Mitch trzymał torbę z forsą.

- Noo!! - zawołał jeden z zebranych ludzi. - Już myślałem, że nie przyjedziecie. - dodał.

Miał na sobie biały garnitur czym wyróżniał się od innych zebranych tutaj ludzi, bo tamci byli ubrani w czarne. Miał ciemno-brązowe włosy i lekki zarost na brodzie.

- Nie przepuścilibyśmy takiej okazji. - odparł Mitch.

Facet w bieli zdjął swoje czarne, przeciwsłoneczne okulary po czym podał je jednemu ze swoich ludzi i spojrzał wprost na nas. Już same jego spojrzenie było zabójcze.

Nigdy nie sądziłam, że będę miała do czynienia z takimi ludźmi. Strasznie się bałam.

Ich było mnóstwo, a nas tylko... Trójka?

Chwila... Nagle coś przykuło moją uwagę.

Ogólne spotkanie odbyło w jednej z niezamieszkałych ulic. I praktycznie nikt się tam nie zapuszczał, a jednak dostrzegłam kogoś w oddali. Zupełnie jakby ci ludzie się nam przyglądali i w każdej chwili byli gotowi nam pomóc, gdyby zaszła taka potrzeba.

Zerknęłam na starszego z braci i już wiedziałam, że jednak wezwał swoich ludzi. Nie zaryzykowałby aż na tyle.

- Witaj, Lydio. - odezwał się człowiek w bieli.

- To ty jesteś Bucho? - spytałam by się upewnić.

- Tak, tak właśnie mnie zwą. - odparł z lekkim uśmiechem.

Brothers | Dylan O'Brien (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz