Rozdział 4

149 14 0
                                    

Sobota, najgorszy i zarazem najlepszy dzień. Najgorszy z powodu tego, że trzeba sprzątać, a najlepszy dlatego, bo jest dzień wolny.

Wstałam rano i ogarnęłam się tak jak to robię na co dzień. Dziś założyłam czarną koszulkę i do tego krótkie białe ogrodniczki, a włosy spięłam w lekkiego koka.

Już od rana śmigałam po całym domu i sprzątałam. Mama spała, odpoczywała po ciężkim dniu pracy. Obiecałam jej zresztą, że zajmę się sprzątaniem, a ona wreszcie będzie mogła odpocząć.

Pościerałam kurze, poodkurzałam, pomyłam podłogę i okna. Teraz wreszcie mogłam odpocząć i napić się wody. Sprzątanie od dziewiątej zajęło mi około czterech godzin.

Zdążyłam właśnie usiąść na fotelu i wziąć łyka wody, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

- Otwarte! - zawołałam lecz osoba stojąca na zewnątrz wciąż pukała.

Westchnęłam i już nieco podenerwowana podeszłam do drzwi.

- Mówiłam, otwarte. - powiedziałam, ale gdy pociągnęłam za klamkę okazało się, że jednak drzwi są zamknięte. - Rany... - ponownie westchnęłam i otworzyłam drzwi.

- Zamknięte. - powiedział Thomas, który stał na zewnątrz.

- Tak, racja. - odparłam. - Przepraszam. - dodałam.

- Nie szkodzi. - uśmiechnął się i pocałował mnie na powitanie w policzek po czym wszedł do środka. - Sprzątałaś. - zauważył.

- Taaa... - usiadłam z powrotem na fotel. - Jestem padnięta.

- Heh, widać. - zaśmiał się na co oberwał ode mnie poduszką.

Brunet usiadł na przeciwko mnie, na kanapie.

- Lyds, wybacz, ale przejdę od razu do rzeczy. - powiedział już nieco poważniej.

- Chodzi o twojego brata? - spytałam. - O to coś czego szukał? - domyśliłam się.

- Tak. - odparł po dłuższej chwili. - Nie chciałem cię w to mieszać, ale okazuje się, że nie mam wyjścia.

- Więc powiesz mi wreszcie o co chodzi? - spytałam.

Brunet przeczesał ręką włosy po czym oprał łokcie na kolanach i spojrzał mi w oczy.

- Nie wiem od czego zacząć. - ponownie przeczesał ręką włosy.

- Najlepiej od początku. - odparłam i wyprostowałam się na fotelu.

- Mitch i ja już od dziecka byliśmy ze sobą bardzo blisko. Gdy byliśmy już starsi zaczął obracać się w złym towarzystwie i tak to się zaczęło. Był w jednym gangu, a później jeszcze w kolejnym aż w końcu sam stał się ich szefem. - westchnął. - Próbowałem go od tego odwieźć, ale cóż... Jest jaki jest i tego nie zmienię.

- Chwila.. - przerwałam mu. - W ciągu ostatnich tygodni głośno jest o jakimś wrogu publicznym numer jeden... - spojrzałam na bruneta. - Chodzi o Mitch'a, prawda?

- Tak. - odparł po dłuższej chwili. - Mój kochany braciszek jest numerem jeden w kartotece policyjnej. Nikt nie zna go tak jak ja i nikomu jeszcze nigdy nie udało się go schwytać, a jak już to nie na długo.

- Dzięki tobie, prawda? - domyśliłam się.

- Nie tylko. - odparł. - Jest moim bratem... Jaki jest taki jest, ale to mój brat. - powiedział na co tylko pokiwałam głową w geście, że się z nim zgadzam. - Ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Posłuchaj, Mitch nie raz zadzierał z przestępcami i to naprawdę groźnymi. Nie raz udawało mu się ich przechytrzyć. Nigdy też żaden go nie dorwał, ale tym razem jest inaczej... Jest taki typek, nazywa się Luke. Ten jest inny niż tamci i jest o wiele, wiele gorszy.

Brothers | Dylan O'Brien (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz