Rozdział 35

63 5 0
                                    

*MITCH*

Nie czekałem już dłużej tylko zaatakowałem wraz z bratem. Jednak Thomas'a zatrzymał jeden z jego ludzi, a ja ponownie zacząłem toczyć walkę z Luke'm.

Walka była trudna. Luke blokował moje ciosy i sam szybko zadawał kolejne.

Thomas'owi właśnie udało się pokonać goryla, który go wcześniej zablokował, gdy nagle Radcliffe wyciągnął broń i wycelował ją w mojego brata. Ja zrobiłem to samo tylko moją broń wycelowałem w Luke'a.

- Zobaczymy kto będzie pierwszy? - uśmiechnął się Luke.

- Czemu nie. - odezwała się Lydia, która celowała bronią w Luke'a.

Radcliffe zaśmiał się tylko. Nie przejął się zbytnio sytuacją, w której się teraz znajdował.

Powoli opuścił broń co mnie nieco zdziwiło.

Spojrzał na mnie i nieco spoważniał.

- Nie dam wam tej satysfakcji. - powiedział i zaatakował Lydię, która stała najbliżej.

Szybko wytrącił jej broń i rzucił nią o ścianę.

Thomas chciał strzelić, ale jak na złość zabrakło mu naboi. Mnie jednak nie.

Strzeliłem, ale Luke złapał mnie za rękę, w której trzymałem pistolet i podniósł ją do góry więc niestety spudłowałem.

Thomas odrzucił broń na bok i w tej samej chwili co ja zaatakował Luke'a. Radcliffe przywalił mi dodatkowo z główki więc cofnąłem się o kilka kroków w tył.

Rapp zaatakował go, ale on zdążył odbić cios i uderzył go pięścią po czym przerzucił przez siebie i zaczął dusić. Tom jednak nie dał mu się tak łatwo podejść i chwycił odłamek szyby, która została wybita i wbił mu ją w rękę. Wykorzystał nieuwagę Radcliffe'a i uderzył go ramieniem w twarz, a potem szybko kopnął w brzuch. Jednak, gdy Luke również chwycił za jeden z odłamków szkła, wkroczyłem do akcji. Thomas'a ponownie zaatakował jeden z pozostałych ludzi Luke'a, a mi została walka z ich szefem.

Chłopak zamachnął się na mnie ostrzem, ale uniknąłem ciosu. Po mojej prawej stronie walczył mój brat z jednym z naszych przeciwników, a po lewej walczyła Lydia.

Gdy tamta dwójka skończyła swoje pojedynki byli gotowi by mi pomóc.

- Nie. - zawołałem. - On jest mój. - dodałem i ponownie go zaatakowałem.

Był trudnym przeciwnikiem nie zaprzeczam, ale jakoś sobie z nim radziłem. Do czasu, gdy nie podciął mi nóg.

Runąłem na ziemię, a on zamachnął się na mnie ostrzem. Z trudem blokowałem jego atak.

- Jaka szkoda... - odezwał się Luke. - Twoi rodzice wstydziliby się za ciebie. - dodał co mnie wkurzyło jeszcze bardziej.

Krzyknąłem po czym złapałem gołą ręką za ostrze i odepchnąłem Radcliffe'a.

Kątem oka dostrzegłem jak Thomas i Lydia pomogli Chris'owi i Bellamy'emu. Brat biegł w moją stronę by mi pomóc jednak nie zdążył, bo Luke wykręcił ostrze, które trzymałem i dźgnął mnie w brzuch.

- Nie! - usłyszałem krzyk brata.

- Przegrałeś. - szepnął mi do ucha Radcliffe.

Spojrzałem na niego i plunąłem mu krwią na twarz.

- Nie. - odparłem. - To ty przegrałeś. Tym razem na dobre. - dodałem i wyciągnąłem ostrze, którym mnie dźgnął po czym jednym ruchem podciąłem mu gardło, a później dodatkowo dźgnąłem go w serce.

Radcliffe spojrzał mi w oczy.

Z jego ust leciała krew. Oczy miał wytrzeszczone i wpatrzone we mnie. Po chwili osunął się na kolana i padł martwy na ziemię.

Zrobiłem kilka chwiejnych kroków w tył i odwróciłem się w stronę brata.

- Mitch... - Thomas mnie przytrzymał bym nie upadł.

- Spokojnie, braciszku... - położyłem mu rękę na ramieniu. - To już koniec. - uśmiechnąłem się lekko.

Nagle usłyszeliśmy syreny policyjne. Wiedziałem jak się to skończy.

- Idźcie. - powiedziałem.

- Ale... - zaczął Tom lecz mu przerwałem.

- Zbierz naszych ludzi i wyjdźcie tylnym wyjściem. - powiedziałem spokojnie.

- Ty idziesz z nami. - upierał się młodszy Rapp.

- Nie tym razem. - odparłem. - Idź.

- Nie zostawię cię.

- Musisz. - położyłem drugą rękę na jego ramieniu. - Zaufaj mi. - dodałem.

Policja była coraz bliżej.

- Ufam ci. - odparł.

- Więc to udowodnij i idź z pozostałymi. - uśmiechnąłem się.

Tom przez dłuższą chwilę nie chciał się zgodzić, ale później go przekonałem. Zabrał ludzi i teraz czekał tylko na Lydię, która podeszła do mnie i spojrzała mi w oczy.

- Leć. - uśmiechnąłem się.

Miała łzy w oczach mimo, że obiecałem, że będzie dobrze.

- Zaufaj mi. - szepnąłem do niej.

Rudowłosa przez chwilę patrzyła mi w oczy po czym przytuliła mnie mocno.

Spojrzała na mnie ostatni raz i pobiegła do Thomas'a.

Skinąłem do nich głową i po chwili zniknęli za drzwiami.

Po kilku minutach policja dotarła na miejsce.

Siedziałem na schodach i czekałem na nich.

- No proszę. - zawołał tak dobrze mi znany policjant, który już kiedyś mnie złapał, ale nie na długo. - Kogo my tu mamy. - dodał z uśmiechem.

- Też się cieszę, że pana widzę, panie Cortez. - uśmiechnąłem się do niego po czym podszedłem do niego.

- Mitch Rapp.

- We własnej osobie. - ukłoniłem się przed nim na co tamten się zaśmiał.

Po chwili pozostali policjanci weszli do środka i zaczęli przeczesywać teren.

Cortez podszedł do mnie.

- Wiem. - odparłem od razu. - Skujcie go, tak? - uśmiechnąłem się i dałem mu ręce do skucia.

- Niestety. - skinął głową i po chwili zostałem skuty.

Ludzie z miasteczka oglądali całe zajście i wskazywali na mnie palcami. Normalka.

Policjanci zabrali mnie do szpitala na opatrzenie ran. Miałem więcej szczęścia niż rozumu. Tak to właśnie ujęli.

Później zaczęli mnie przesłuchiwać. Opowiedziałem im wszystko, ubarwiając co nieco niektóre wątki i nie zawsze mówiąc prawdę, ale wyszedłem na swoim. Cóż miałem w tym wprawę.

Do dzisiejszej sprawy doliczyli mi moje poprzednie zbrodnie.

Tak czy inaczej. Wyrok jak miałem później otrzymać był jasny. Dożywocie lub kara śmierci.

Brothers | Dylan O'Brien (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz