Rozdział 20

75 6 0
                                    

*THOMAS*

Zamarłem, gdy usłyszałem słowa Bard'a. Przez chwilę miałem nadzieję, że się mylę i Mitch wcale nie brał w tym udziału, ale się myliłem.

- Bardzo mi przykro... - powiedziałem niepewnie. - Ja... - głos mi się załamał.

Jestem bratem człowieka, który zabił jego rodzinę, a mimo wszystko Bard nam pomógł. Tak bardzo jest mi wstyd za brata. Serce mi pękało, gdy patrzyłem na tego cierpiącego mężczyznę. Jak Mitch mógł to zrobić?

Wiedziałem, że kiedyś przyjaźnił się z Bucho i Luke'm, o ile to w ogóle można nazwać przyjaźnią, ale nie wiedziałem tego, że za czasu ich "przyjaźni" dostąpił się takich rzeczy.

- Przepraszam... - to były jedyne słowa na jakie mogłem się zdobyć. - Tak bardzo pana przepraszam... - mówiłem. - Wiem, że te słowa nie zwrócą życia pańskiej rodzinie, ale mogę panu obiecać, że mój brat za to zapłaci. - mówiłem patrząc na mężczyznę. - Przepraszam... - powtórzyłem.

- Nie masz za co przepraszać, chłopcze. - odparł po dłuższej chwili starzec. - To nie ty dokonałeś tej zbrodni tylko twój brat. - powiedział i położył mi rękę na ramieniu. - Nie winię cię za grzechy brata.

- Dziękuję. - posłałem mu blady uśmiech. - Ale mimo wszystko to mój brat, za którego mi wstyd w tym momencie. Nigdy nie sądziłem, że będzie w stanie dostąpić takich czynów.

- Czasami nawet najbliżsi nam ludzie potrafią nas zaskoczyć i to nawet bardziej ze złej strony niż z tej dobrej. - powiedział. - Skąd mogłeś wiedzieć. - dodał po czym poszedł do nie wielkiej kuchni i zaczął przygotowywać herbatę.

***

Był środek nocy, a ja mimo wszystko nie mogłem spać. Ciągle rozmyślałem nad tym co zrobił mój własny brat.

- Tom? - usłyszałem zaspany głos Lydii. Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i położyła mi rękę na ramieniu. - Dlaczego nie śpisz? - spytała. - Wciąż myślisz o Mitch'u? - domyśliła się.

- Dlaczego on się tak zmienił? - spojrzałem rudowłosej w oczy. - Dlaczego stał się tak okrutny? Wiem, że ludzie się zmieniają, ale Mitch nigdy taki nie był. Po śmierci rodziców opiekował się mną. Był dla mnie wsparciem i wzorem do naśladowania, a teraz? Nie poznaję własnego brata.

- Utrata bliskich zmienia ludzi. - powiedziała dziewczyna. - Wiem coś o tym. - dodała i posłała mi blady uśmiech.

- Wiem, kochanie, ale ty nie zmieniłaś się w morderczynię i nie zabijasz niewinnych ludzi. - odparłem.

- Skąd wiesz? - uniosła jedną brew do góry. - Może w nocy zmieniam się w jakąś okrutną bestię i zabijam wszystko co się rusza? - pocałowała mnie w policzek, a ja zaśmiałem się lekko.

- Wiem. - odparłem i spojrzałem jej w oczy. - Bo cię pilnuję każdej nocy byś nic nie narozrabiała. - skradłem jej całusa po czym przytuliłem.

Siedzieliśmy tak przez chwilę aż w końcu zasnęliśmy.

***

Kolejny dzień nadszedł szybko. Bard przygotował nam śniadanie za co byliśmy mu bardzo wdzięczni.

- Co zamierzacie zrobić? - spytał nas po chwili mężczyzna.

- Musimy go najpierw znaleźć. - odparłem i popiłem jedzenie herbatą.

- Was dwoje przeciwko niemu? - Bard uniósł brwi do góry. - Nie macie z nim szans.

- Coś wymyślimy. - poparła mnie Lydia.

- Na szczęście ja też mam paru znajomych, którzy na pewno nam pomogą. - dodałem i posłałem Bard'owi lekki uśmiech co odwzajemnił.

- Thomas'ie... - zaczął po chwili. - Wiem jak kończą się takie potyczki... - mówił. - Jeden z was może zginąć. I mam nadzieję, że to nie będziesz ty. - spojrzał na mnie. - Twój brat jest podstępny i nieobliczalny. Nigdy nie wiadomo co może mu... Jak to wy teraz mówicie... "Co może mu odwalić".

- Wiem o tym. - odparłem. - I nie chcę też zabijać własnego brata... - westchnąłem. - Chociaż wiem, że mogę nie mieć wyjścia.

- Rozumiem cię. - Bard spojrzał na mnie. - Ciężko jest walczyć z człowiekiem, którego znamy od dziecka, a on na sam koniec nas zawodzi. Rany pozostawione w sercu nigdy nie znikną. Będą nam towarzyszyć do samego końca naszej podróży.

Bard to mądry człowiek. Doskonale wiedziałem, że on ma rację. Jeśli zabije Mitch'a nigdy nie będę potrafił sobie tego wybaczyć. Jednak, gdyby on zabił mnie? Co on by zrobił? Żałowałby czy też nie?

Do tej pory sądziłem, że wieź, która nas łączyła od narodzin nigdy nie zniknie, ale teraz zwątpiłem.

Prawdopodobnie Mitch nie zawaha się, gdy będzie miał kolejną okazję by mnie zabić. Nie zwróci uwagi na to, że jestem jego bratem tylko... Wrogiem.

Muszę zachować zimną krew. Jeśli dojdzie do kolejnej potyczki, ja również nie mogę się zawahać.

To już nie jest dawny Mitch. On zginął dawno temu.

- Musisz być bardzo ostrożny. - Bard mówił dalej. - On z pewnością nie zawaha się przed ponownym zabiciem kolejnego członka rodziny. - dodał i sprzątnął wraz z Lydią naczynia.

- Chwileczkę... - Lydia zerknęła na mnie, a później na Bard'a. - Powiedziałeś "kolejnego"?

- Co masz na myśli? - dopytałem.

- Jak to? - Bard spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - To ty nie wiesz?

- Ale o czym? - pokręciłem głową.

- Kto zabił twoich rodziców... - powiedział starzec.

- Nie... - odparłem. - Mitch powiedział, że sprawcy nie odnaleziono...

- Aaaa... - przerwał mi Bard. - Mitch ci tak powiedział...

- Wiesz kto zabił rodziców Thomas'a? - dopytywała Lydia.

- Wiem. - odparł tamten. - Przykro mi Thomas'ie, ale za tym wszystkim stoi twój brat. - powiedział. - Mitch. - dodał, a ja zamarłem.

Brothers | Dylan O'Brien (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz