Rozdział 2

1.4K 97 130
                                    

Jasper 

Ja i Raven siedzimy w oranżerii Mike'a i Edith. Rozłożyłem dla nas kocyk i kilka zabawek, głównie klocków i lalek, mimo to dziewczynka wybiera badanie mojej twarzy i włosów swoimi malusieńkimi dłońmi. Nie jesteśmy tu tak bez powodu... Mój przyjaciel ma kolejną rocznicę ślubu. Minęło niemal osiem lat, od kiedy wspólnie stworzyliśmy to swoje porąbane, ale jednak kochane grono. Gdyby nie Michael nie poznałbym Alicii, gdyby nie ona nie miałbym Raven. To nieprawdopodobne, jak wszystko składa się w całość... Kiedyś będąc jeszcze szczeniakiem, nie wierzyłem w przeznaczenie, teraz to się zmieniło. Nie rozumiem tylko, dlaczego los uwielbia podkładać nam pod nogi kłody: cierpienie, śmierć, choroby. To za duży ciężar dla takich wątłych ludzi, jakimi jesteśmy.

― Tu jesteście! ― Cayo wchodzi do pomieszczenia burząc naszą przestrzeń "ojciec – dziecko".

Muskam palcami czarne włosy Raven, a ta aż podskakuje z pampersem na głos dziadka. Uwielbia go. Raczkuje do jego stóp, zostawiając mnie samego na różowym kocyku z masą lalek w połowie porozbieranych.

― Czemu nie idziecie do stołu? Jest tam masa pyszności. A przede wszystkim mój indyk ― zachwala z uśmiechem.

Siłuję się na lekki grymas, aby nie ranić Cayo, uwielbiam tego faceta i za dużo łez, i żalu naoglądałem się na jego latynoskich rysach po stracie jedynej córki. Czasem zastanawiam się, jak on sobie z tym wszystkim radzi. Zauważyłem, że od tych dziesięciu miesięcy więcej pracuje i unika dawnych, rodzinnych obiadów. To rodzaj katharsis, nieco podobnego do mojego, które raczej nie pomaga.

Wzruszam ramionami i wstaję na proste nogi. Gdyby siedzenie z tymi wszystkimi ludźmi było tak proste i przyjemne, jak dawniej to jako pierwszy objadałbym się tłustym indykiem i zapiekanką z ziemniaków. Nie umiem jednak zapomnieć, staram się... ale prawda jest taka, że nie chcę. Nie chcę zapominać o niej. To tym, co było. Co nas łączyło. I tym, co nas rozłączyło...

― Chodź, Jasper. Napijemy się piwa razem, siądę obok ciebie ― zachęca, biorąc na ręce małą Rav.

Kręcę lekko głową, obracając się w stronę okna. Widok Butler stąd jest olśniewający. Zazdroszczę Edith i Michaelowi, że mogli do księgarni dobudować swój własny kąt. Łączą biznes Edith i jego mamy z domem, to świetne. A widoki padające z oranżerii są po prostu jedyne w swoim rodzaju.

― Ej, młody... ― Dotyka moje ramię w ojcowskim geście. ― Oni na was czekają, naprawdę ― stara się usilnie mnie przekonać.

Łzy cisną mi się do oczu. Boję się po prostu... To Renee zaciągnęła mnie tu siłą, gdyby tylko Harriet nie jechała do pracy w galerii sztuki, to miałbym wymówkę w postaci jej nieco przetartego grata, ale oczywiście Larsen musiała sprytnie się wywinąć.

― Tylko na chwilę, okay? ― rzucam cicho.

― Pewnie, chodź. ― Bierze mnie pod pachę i przechodzimy przez urokliwą księgarnię do domu.

Księgarnia budzi we mnie tylko jedno wspomnienie w moim życiu, ale za to najważniejsze. Tu ją poznałem... tuż przed egzaminami Mike... nie mogła dosięgnąć książki... pomogłem jej... umówiłem się... pokochałem...

Szlag! Nie myśl tylko, Jas... Nie myśl!

W podłużnej jadalni siedzą dosłownie wszyscy... Brakuje Harriet i Alicii, aby nasze rodziny były pełne. Theo obejmuje swoją dziewczynę i rzuca do mnie uśmieszek. Jeszcze nigdy razem nie zasiadaliśmy wspólnie, mimo tak wiele lat ugania się za wredną Lydie. Felix – brat Mike śmieje się ze swoją matką, ale gdy tylko mnie dostrzega, rzuca jeden z tych swoich młodzieńczych, radosnych uśmiechów. Kto by pomyślał, że ten "szkrab" ma już szesnaście lat i nadal rajcuje go rozmnażanie Guntera. A sam Mike trzyma w dłoniach swojego miesięcznego syna - Himlena*. Widzę go drugi raz w życiu, ale już dostrzegam, jak podrósł. Przypominam mi tak bardzo Raven tuż po porodzie, tylko ona była dwa razy mniejsza od mojego przyszłego chrześniaka. Taaa... Mam być chrzestnym, to piękna propozycja, ale ja w ogóle nie jestem na siłach. 

Nietykalni | Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz