Rozdział 33

463 34 55
                                    

Harriet, rok później

Skwar unosi się w powietrzu, moje płuca wręcz płoną od tej temperatury. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz było tak ciepło w Pensylwanii. Fala upałów, a co za tym idzie, susza nawiedza przez ostatni miesiąc dość dotkliwie północne stany, to anomalia pogodowa albo zbliża się apokalipsa. Cóż... lepsze to niż łażenie po pas w zaspach. Pot ciurkiem leje się po moim czole, ale jestem w zbyt dużej wenie artystycznej, by go wytrzeć. Tworzę właśnie niewielki obrazek w jednym ze swoich szkicowników. Nic specjalnego. Tafla wody, gładka, bez jakichkolwiek fal, trochę jak Erie zimą. Choć na pozór przypomina to spokojny, może wręcz melancholijny obraz, to tak naprawdę jest w tym jakiś szaleństwo i bije z tego obrazu groza. Czasem zastawiam się, kiedy wreszcie namaluje coś bez głębszego, filozoficznego sensu coś, co będzie lekkie i po prostu ładne w swojej prostocie.

Myślałam, że jak będę siedzieć na trybunach stadionu hokejowego, to że nie będzie się ze mnie lało jak ze szczura. Grubo się myliłam. Wcale nie jest zimniej od lodu, jakim cudem on w ogóle się nie topi? Dźwięk lekko szarpanego lodu przez łyżwy chłopaków powoduje, że mam gęsią skórkę na plecach, a zarazem jest kojący dla moich uszu. Wreszcie jest ok. Zrozumiałam, że powiedzenie – czas leczy razy, serio działa. Dziś mija dokładnie miesiąc, kiedy nie miałam żadnego ataku agresji czy płaczu, a terapii zaczyna przynosić realne skutki. Chyba powinnam kupić butelkę wina i skonsumować ją w najlepszym towarzystwie.

Mój telefon rozbrzmiewa w głębinach torebki, chwilę zajmuje mi, zanim go odnajduję w tym bałaganie. 

― Halo?

― No witam, Panią. Co nie dajesz znaku życia? ― Słyszę ten szkocki akcent i od razu ciśnie mi się na usta uśmiech.

― Żyję, Jaxon. Jestem na treningu Jaspera. Co chcesz? ― zapytuję, unosząc szkicownik.

Krzywa linia. Szlag.

― Niiic, pytam tylko, czemu nie dajesz znaku życia.

― Gadaj, co chcesz.

― Kiedy ja dopuściłem do tego, by tak odzywały się do mnie moje pacjentki...

― Od kiedy masz z nimi romans?

― Jesteś nieznośna.

― Ale to ty dzwonisz.

Zaczynam się cicho śmiać, przez co wzrok trenera drużyny ląduje na mnie. Nie lubię, kiedy ktoś mnie obserwuje, więc automatycznie przestaje się śmiać.

― Do brzegu, Jax. Nie dzwonisz nigdy tak o. Gadaj ― mówię rozkazującym tonem.

― Lepsze kwiaty czy czekoladki?

Marszczę brwi i zastanawiam się przez kilka pierwszych sekund, czy się nie przesłyszałam.

― Czyżbyś chciał z tej niezobowiązującej relacji przejść na level – w sumie mi zależy? ― pytam lekko zgryźliwie.

― Nie każdy zaczyna głębszą relację, jak ty na tylnym siedzeniu dostawczka.

― Zamknij się, bo zmienię sobie terapeutę.

― To już dawno powinnaś zrobić ― chrząka. ― Pytam serio, Harr. Co laski wolą dostawać na randce?

― Sam zrób kolację, zaproś ją do siebie, daj kwiaty. Reszta sama popłynie.

― Ta... popłynie, popłynie. Ale moja kawalerka wygląda, jak toczyła się w niej wojna.

― Jakoś mnie to zupełnie nie dziwi, kiedy ostatnio dotykałeś odkurzacz?

Nietykalni | Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz