Rozdział 16

831 77 29
                                    

Jasper

Fosterzy wracają w środku nocy, nie dbają kompletnie o to, że śpimy. Tłuką się, gadają, śmieją, najwidoczniej oboje są podchmieleni. Prostuję zgniecione ciało przez Harriet, jednak trudno mi poruszać się, dziewczyna rozłożyła się na mnie jak placek. Dochodzi może czwarta nad ranem, a posnęliśmy grubo po północy, czuję się jakby obudzili mnie plaskaczem w twarz. Dodatkowo Tymon oświeca światło, to okropny ból dla ślepi, zamykam je i zaczynam pocierać mocno.

Idiota...

― Wyłącz to gówno... ― gderam z wyraźną chrypką w głosie.

― Uhuhu... A wam tak wygodnie? ― Foster świdruje nas wesołymi oczami, od razu widać i czuć, że Kacey pozwoliła mu na nieco więcej wina niż zwykle, w końcu biznesy ponoć najlepiej załatwiać przy pełnym kieliszku.

― A jak leżą? ― dopytuje jego żona, wciskając się między ogromniaste barki chłopaka, a framugę drzwi.

― Jak my, kiedy Maya zajmuje nam całe łóżko z Ugley. ― Parska pod nosem Kacey, dziwiąc się zapewne odpowiedzi męża.

― No to słabo... ― komentuje niewidoma. ― Kochanie, skoczę pod prysznic. Błagam, tylko nie zerzygaj łóżka.

― Masz rację podłoga, wydaje się lepszym rozwiązaniem ― dodaje Tymon, a ja powoli zaczynam widzieć w intensywnym świetle ich sylwetki, to cud, że Harriet wciąż śpi jak zabita.

― Tymon!

― Idź już sobie!

― Uciszcie się, niektórzy tu śpią ― zwracam dosadnie uwagę, okrywając szczelniej odrętwiałe ciało Larsen.

Tymon pochodzi bliżej nas, skanując centymetr po centymetrze kanapę, jakby węszył dowody zbrodni. Wzdycham pod nosem, przy okazji odsuwając z twarzy Harriet niesforne kosmyki. Nie dziwię mu się, nie na co dzień widzi się dwójkę swoich przyjaciół leżących na sobie. To dość... dwuznaczne.

― Maya u siebie? ― papla mi niemal przy policzku, krzywię się czując woń whisky.

― Tak, Raven śpi z nią. Zasnęły w miarę szybko. ― Trochę przekłamuję rzeczywistość, ale to tylko dla korzyści dzieciaków.

― Super, niezłe z was nawet niańki. ― Porusza brwiami, siadając obok nas.

― Idź sobie ― gderam pod nosem. ― Przy okazji zgaś światło, razi prosto oczy okropnie.

― Jak wam się układa? ― pyta cicho, kompletnie ignorując moją prośbę.

― A jak ma się układać? ― Marszczę brwi. ― Jest okay...

Harriet zaczyna przewracać głowę na drugą stronę, nagle jej włosy lądują na mojej twarzy, a Foster chichocze cicho.

― Chyba bardzo okay. Dawno jej takiej nie widziałem, stary.

Przebiegam wzrokiem po całym pokoju, aby tylko nie natknąć się na jego baczne spojrzenie, założę się, że w głowie, aż kotłuje mu się od przypuszczeń i teorii spiskowych. Mam wrażenie, że ludzie często dobrą, bezwarunkową przyjaźń od razu muszą pakować do worka pod tytułem: związek. W ostatnich miesiącach alergia na to słowo wzrosła we mnie kilkukrotnie, nie myślę w ogóle o romantycznych rzeczach, seksie, czy wszystkim, co Alicia kochała robić wspólnie... Nie umiem rozdzielić jej od słowa miłość, to jest już zespojone, chyba pozostanie tak na zawsze.

― Cieszę się, że zajęliście się Mayą i Ugley. Miło spędziliście dzień?

Uśmiecham się na samo wspomnienie ostatniego wieczoru. To było coś cudownego. Wiele rzeczy się rozjaśniło w mojej głowie. Zauważyłem, że chyba pierwszy raz od śmierci Alicii potrafiłem jeden wieczór, nie strawić żony w centrum uwagi, mimo że czytaliśmy właśnie jej pamiętnik. O wiele bardziej skupiałem na tym, co poczuła Harriet, a było to całe spektrum emocji. Żal pojawił się we mnie bardzo prędko. Ba! Nawet poczułem nutkę zirytowania i złości na moją drugą połówkę. Doszło do mnie, że jak każdy była - nieidealna.

Nietykalni | Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz