Rozdział 8

967 73 38
                                    

Jasper

Ciężka noc za mną... Raven ząbkuje bardzo boleśnie. Miała gorączkę i wyła od północy nieprzerwanie. Zmrużyłem oczy tylko na dwie godziny, to o wiele za mało, jak na niemal dziesięciogodzinny czas w pracy. Dochodzi siódma rana, dziewczynka na reszcie śpi, ale ja nie umiem. Wtulam się poduszkę Alicii, czuję jej piękny zapach fiołków, ale to zapewne omamy. Już minęło jedenaście miesięcy, od kiedy jej nie ma z nami. Właśnie dziś jedenaście...

Przetaczam się na drugi obok i moim oczom ukazuje się notatnik Harr, chyba stało się to jego nowe miejsce zamieszkania. Po raz pierwszy dostrzegam na jego okładce ujmujący napis zrobiony permanentnym długopisem:

„Jednak nie zawsze mamy to, czego pragniemy. Nawet jeśli pragniemy tego ponad wszystko" *

Ten cytat chwyta za serce swoją prawdą i ponadczasowością. Założę się, że pochodzi z jakieś dobrej lektury. Harriet, jak i Edith nie szczędzą sobie dobrych książek. Chyba powinienem coś przeczytać, dawno nic nie miałem w dłoniach, oprócz menu M&B.

Nie chcę wyjść na wścibskiego typa, więc nie otwieram notatnika, ale kusi mnie cholernie. Szczęście w nieszczęściu, że nagle Raven budzi się z dawką kolejnych łez.

Biorę córkę na kolana i delikatnie otulając, zaczynam kołysać. Żal mi jej. Nienawidzę, kiedy osobom, które kocham sprawia coś ból. Raven uchyla swoje niebieskie oczka, pełne łez i patrzy na mnie bezradna. Ona nawet nie wie, jak bardzo chciałbym zabrać to wszystko od niej. Mierzę jej temperaturę dla pewności, na szczęście już jest o wiele niższa. Głaszczę jej włoski, które stają się coraz gęstsze i ciemniejsze, prawie że czarne jak Alicii. Ma po mnie tylko oczy - duże i błękitne, z których da się wyczytać wszystko. Ociera nosek o moją starą koszulkę nocną i uspokaja się.

Czas leci tak szybko... Nie wiem, jak to zleciało, że Raven już raczkuje, gaworzy i wcina zupki. Będąc w liceum, nie przypuszczałem nawet, że pewnego dnia zostanę ojcem. Zawsze mówiłem, że nie lubię dzieci i skupię się na karierze. Jednak życie lubi wywracać się do góry nogami bez pytania nas o zgodę. Teraz jestem dumny, że mam córkę, nie wyobrażam sobie, że zostałbym sam. To jedyna pamiątka, jaką zostawiła mi po sobie żona, nie mogę jej zaniedbać. Poza tym kocham Raven nad życie.

― Hej, Jas. Już lepiej? ― Cayo wpycha głowę między drzwi i pyta zaspanym głosem.

Kiwam głową i lekko się uśmiecham. To miłe, że dziadkowie martwią się o małą. Renee i Cayo na zmianę ze mną tulili małą w ciągu nocy. Renee biegała między apteczką w kuchni a naszą sypialnią. Gdyby nie oni nie mógłby wykonywać wielu pracy w domu czy w pracy. Pomoc dziadków jest jednak bezcenna i niezastąpiona.

Cayo siada w piżamie obok nas i rzuca lekki uśmiech w moją stronę. On zawsze jest taki pozytywny... Podziwiam go, naprawdę.

― Podobno wybierasz się dziś z Harriet na mecz, co nie?

Uśmiech ucieka z mojej twarzy i pojawia się lekka panika wewnątrz.

To już dziś...

― No... yyy... tak. Znaczy, nie wiem... ― krztuszę, odkładając przysypiająca Raven na poduszkę.

― Chyba nie myślisz, żeby się teraz wycofać? ― mówi oburzony.

― Nie mogę zostawić Raven ― patrzy na niego pewnie. ― Są rzeczy ważne i ważniejsze. Jej ząbkowanie jest...

― Jasper... Raven przeżyje, ale myślę, że ty bez dawki tego okropnego... ― chrząka. ― Cudownego sportu nie dasz rady. Nie zostawiaj teraz Harr na lodzie, przecież wiesz, jak rzadko się uśmiecha i cieszy z czegokolwiek. Dzięki tobie ostatnio stała się bardziej radosna.

Nietykalni | Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz