Rozdział 131

18 1 5
                                    

Dla Lusi


Kira dziwnie się czuła, gdy wracała na Białą Skałę w tłumie nieznanych jej lwów. Uważała dotąd, że pomysł rodziców o Igrzyskach jest dobry, tylko dziwnie było w obliczu cienia Johari zapraszać do siebie nieznajomych. Zwłaszcza, jeśli chcieli zaprowadzić wieczny spokój.

Kroki Kiry były równe i szybkie. Wzrok księżniczki spoczywał w oddalonym punkcie na samym końcu ich trasy. Idąc tak przed siebie, miały dobry punkt obserwacyjny, oraz spokój dla wyciszenia myśli. W zastanowieniu przyglądała się matce pomagającej swoim lwiątką, widocznie wykończonym podróżą, oraz idących blisko niej dwójkę samców pochłoniętych rozmową. Różnice stad są wyraźnie widoczne, nikt nie chce pomóc nie swoim... Myśląc to, Kira przyspieszyła by zrównać się z lwią matką.

-Pomóc pani?

Brązowa lwica spojrzała kontem oka na Kirę. Zmarszczyła nos.

-Nie. Poradzę sobie.

Przyspieszyła ruchy swoich energicznych lwiątek. Kira westchnęła. Kiedy lwy stały się takie humorzaste? Jak dobrze, że urodziłam się białoziemką. Lwiczka odwróciła się, by zamiast na Białą Skałę, pójść nad wodopój, by trochę się ochłodzić.

Nad wodopojem panowała cisza. Chłodny wiatr musnął sierść Kiry, gdy ta przysiadła nad brzegiem wodopoju, zanurzając następnie pysk w wodzie. Obok niej tylko pojedyncze zwierzęta wykonywały taką samą czynność: dwie zebry i żyrafa. Kirze to nie przeszkadzało. Przyjemnie było odpocząć po całym dniu w hałasach i towarzystwie. Weszła do wody, mocząc swoje futro. Ciemnezłote zaiskrzyło w świetle księżyca. Lwiczka brodziła w wodzie, nie widząc własnych łapek. Musiała w połowie swojej trasy zaczął pływać, ochlapując ze wszystkich stron wodą. Głowę miała wysoko, by nie zachłysnąć się. Zmrużyła oczy, ciesząc się tą chwilą radości. Nagle jednak usłyszała donośne głosy dochodzące z nie daleka, oraz odgłosy kroków. Odwróciła się w stronę zwierząt. Zebry niespokojnie poruszyły się, by odejść. Sierść Kiry zjeżyła się i lwiczka musiała się zatrzymać, by odpocząć. Oparła się na niewielkim kamieniu, nastawiając czujnie uszu. Przypominając sobie o czym mówiła jej mama, sprawdziła wiatr. Wiał z przeciwnej strony, co znaczyło, że nadchodzący nie mógł jej wyczuć. Ona jednak czuła jego zapach-białoziemca. Odetchnęła z ulgą. Na chwilę.

-Jasiri, czy to przypadek że twoje imię oznacza "odważny"?

-Taki był pomysł mojej mamy, gdy się urodziłem,-wyjaśnił lewek, idąc kilka kroków przed lwiczką. Czarna tęczowoziemka nie spuszczała oczu od niego, dotrzymując mu kroków,-Więc pewnie przypadek.

-Bardziej zbieg okoliczności,-zaśmiała się wdzięcznie lwiczka.

Kira zmarszczyła pysk.

 -Wracam za chwilę do Tęczowej Krainy, może mnie kiedyś odwiedzisz?

-Wiesz... może... zwłaszcza, że jest u was Wise...

-A Wise! Dobra lwica!-czarna przytaknęła, zbliżając się szybciej do lewka. Położyła łapkę na jego boku.-Odwiedz mnie koniecznie, dobrze?

Z szerzej otworzonymi oczami, Kira przyglądała się, jak Jasiri i ta cała lwiczka stykają się w pocałunku. Oczy zaszły jej mgłą, serce przyspieszyło.

-Wracamy na Białą Skałę?-spytała, gdy Jasiri się odsunął.

W tej samej chwili, Kira wyskoczyła z wody. Otrzepała sierść, nawet nie odwracając się za siebie. Powoli zaczęła kierować się w stronę granicy.

-Kira! Kira!

To był głos Jasiri'ego, który ją wołał. Olała lewka. Kolejny raz potrzebowała odpocząć, zwłaszcza, że przez futro przechodziło jej niemiłe uczucie żalu. Strasznie się czuła, do tego nie potrafiła tego opanować. W oczach czuła łzy, chociaż właściwie nie wiedziała dlaczego tak się działo. Zły dzień.. to tylko zły dzień... uspokój się , Kira. Masz wziąć się w garść! Natychmiast!Chociaż prosiła o to samą siebie, dalej nie mogła się uspokoić, nabrać głębokiego powietrza.

Historia Wise:Tom 3Where stories live. Discover now