Wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Cały świat jakby stanął na głowie. Bez dodatkowych wyjaśnień Ron wybiegł z Pokoju Wspólnego. Hermiona bezradnie wołała za nim, jednak nastolatek nawet nie spojrzał w jej stronę. Zrozpaczona Gryfonka pozostała sama z Harrym, który jeszcze nie do końca doszedł do siebie. Pomogła mu ponownie wrócić na fotel, a następnie uspokajająco gładziła jego ramie. Sama jednak była roztrzęsiona. Artur Weasley w rękach Voldemorta. Z jednej strony było to takie nieprawdopodobne i nierealne, a z drugiej tak bardzo straszne i niepokojące. Nie mogła wyrzucić z głowy najgorszych możliwych obrazów, w których to bezbronny mężczyzna powoli umiera w prawdziwych męczarniach. Jak w transie patrzyła na wbiegające do pomieszczenia osoby. Profesor McGonagall, dyrektor, obudzona rodzina Weasley'ów. Parę innych uczniów również zeszło do Pokoju Wspólnego, chcąc dowiedzieć się, co spowodowało taki chaos.
— Co dokładnie widziałeś? — zapytał Dumbledore, kucając przed roztrzęsionym nastolatkiem. Ten wodził obłąkanym wzrokiem po pomieszczeniu.
— Ja... znaczy on... znaczy ten wąż... — paplał bez składu — wykrwawia się, nie mamy czasu! — Gwałtownie wstał ze swojego miejsca i przebiegł spojrzeniem po twarzach wszystkich zgromadzonych osób. Następnie dłonie położył na głowie i szarpnął za swoje ciemne włosy w prawdziwej histerii.
— Jaki wąż? O czym ty mówisz? — Ron, który wrócił do Pokoju Wspólnego wraz z dorosłymi, błyskawicznie znalazł się przy fotelu, na którym siedział jego przyjaciel. Prawdziwa zgroza rozświetliła jego oczy, a ręce, zaciskając materiał oparcia, dygotały.
— Spokojnie — Dumbledore uścisnął pocieszająco dłoń rudowłosego Gryfona, a następnie ponownie popatrzył w zielone oczy chłopaka — gdzie byli?
— W jakimś... — Harry zamilkł na chwilę, przymykając oczy i wyraźnie zbierając myśli — długim ciemnym korytarzu... Voldemort wysłał mnie... węża...
Dyrektor Hogwartu i profesor McGonagall wymienili znaczące spojrzenia. Wokół zaczęło gromadzić się coraz więcej uczniów.
— Państwo Weasley, Potter, Granger, zapraszam do mojego gabinetu.
Mężczyzna wraz z pomocą czarownicy podniósł chłopaka i zaczęli wlec go w stronę wyjścia. Hermiona zrównała tempo z Ronem. Widziała jego wszystkie napięte mięśnie. Był bliski szaleństwa. Niewiele myśląc, uwiesiła się jego ręki i wtuliła policzek w ramie.
— Będzie dobrze — wyszeptała najprostsze zdanie na świecie, na co rudzielec dyskretnie prychnął.
— Musi — stwierdził, nie zwalniając kroku. Wyswobodził rękę z uścisku przyjaciółki, aby móc otulić ją ramieniem. Brunetka objęła chłopaka w pasie, czując, jak do jej oczu wzbierają łzy. Musiała jednak być twarda. Dla Rona.
Szybko dotarli do gabinetu dyrektora. Harry i McGonagall usiedli po jednej stronie biurka profesora Dumbledore'a, a dyrektor zajął swoje stałe miejsce. Fred, George i Ginny, ciągle nie rozumiejąc nawet, co się dzieje, stanęli zaraz przy krześle Gryfona i wyczekująco spoglądali po wszystkich. Natomiast Hermiona i Ron, nadal przyklejeni do siebie, niepewnie podeszli do krzesła opiekunki Gryffindoru.
— Harry, musisz nam o wszystkim opowiedzieć — polecił starszy mężczyzna. Po jego twarzy Hermiona dostrzegła zdenerwowanie, czego kojący ton głosu wcale nie ukazywał. Przez chwilę zapanowała krępująca cisza, aż w końcu Gryfon wziął głęboki wdech i o wiele spokojniej zaczął wyjaśniać.
— Byłem wężem, który rzucił się na pana Artura. Voldemort mnie wysłał, byłem jego wściekłą zabawką...
— TY nim byłeś? — dopytał dyrektor, na co brunet niezauważalnie skinął głową. Brunetka z trudem przełknęła ślinę. Wiedziała, że to źle wróży. Fakt, iż jej przyjaciel był bohaterem wizji czarnoksiężnika, a nie uczestnikiem, pchał jej myśli ku najgorszym możliwym wnioskom. Przymknęła oczy, nie chcąc uronić łzy.
CZYTASZ
Harry Potter i miłość przyjaciela z wrogiem
Fanfiction*Pierwsza część trylogii "Dramione"* Przeciwieństwa się przyciągają? To można powiedzieć, że są dla siebie stworzeni. Dwa różne domy. Dwie różne rodziny. Dwa różne statusy krwi. Dwa różne podejścia do życia. Dwa różne charaktery. A jednak jedna rzec...