Rozdział 7 - Mały płomyk wielkiego planu

594 18 4
                                    

Pomimo tego, że Hermiona za drugim razem już tak bardzo nie przejmowała się wizytą u dyrektora Hogwartu, gdy przyszło jej kroczyć u boku Rona, podążając za profesor Umbridge, poczuła zaniepokojenie, a nawet, w minimalnym stopniu, zdenerwowanie. Co jakiś czas spoglądała na swojego towarzysza, szukając pocieszenia, jednak rudzielec nie do końca dobrze odbierał jej smutne spojrzenie. Wypuściła całe powietrze z płuc, zdegustowana brakiem taktu u przyjaciela.

Uczniowie, których mijali, nie kryli zaskoczenia widokiem prefektów Gryffindoru, podążających za nową nauczycielką. Wymieniali cicho uwagi i spoglądali na Hermionę i Rona tak, jakby liczyli na to, że dwójka nastolatków nagle stanie i opowie, po co i gdzie idą z Umbridge. Irytowało to dziewczynę, ale nie dała tego po sobie poznać.

Brunetka zastanawiała się, jak tym razem profesor Dumbledore zareaguje na jej widok. Zaczęła rozmyślać, co powie. Nadal będzie przekonany, że to, co zrobiła, było tylko i wyłącznie w dobrej wierze? Oczami wyobraźni widziała, jak starzec odpina z jej szaty odznakę, ale teraz taka wizja nie wywoływała w niej żadnych emocji. Miano prefekta nie wzbudzało już w dziewczynie takiej ekscytacji. Zaczynała odnosić wrażenie, że ten obowiązek tylko ją ograniczał. Tak naprawdę musiała liczyć się z każdym czynem. Przed zrobieniem jakiegokolwiek kroku powinna myśleć "czy prefekt tak by postąpił?". Chyba jednak Dumbledore całkowicie nie przemyślał swojej decyzji ani odnośnie do Rona czy Dracona, ani odnośnie do niej.

W towarzystwie głośnego stukotu butów kobiety przed nią, w końcu dotarli na szczyt jednej z wież. Cała trójka miała właśnie pokonać ostatnie metry, gdy za ich plecami rozniósł się hałas. Ktoś ewidentnie biegł za nimi, skacząc po stopniach, co bardzo zainteresowało profesor Umbridge. Nastolatkowie również nieznacznie podeszli do krawędzi schodów, a po chwili ujrzeli zdyszaną nauczycielkę od transmutacji.

— Zaczekajcie — wydyszała, aż w końcu stanęła dwa stopnie od ich małej grupki. Dolores była ustawiona plecami do Hermiony, ale dziewczyna była pewna, że tak samo, jak ona, jest zaskoczona widokiem profesor McGonagall.

— Słucham, Minerwo. — Wyniosły głos kobiety w różowej szacie przyprawił brunetkę o mdłości. Już widziała, jak nowa nauczycielka z Ministerstwa Magii patrzy na straszą kobietę z tym swoim sztucznym uśmiechem.

— Profesora Dumbledora nie ma. — Zawiadomiła pomiędzy wdechami, a Ron i Hermiona wymienili zaskoczone spojrzenia. Nastolatce od razu przyszło jedno do głowy - coś się stało w Zakonie. Coś, co go zmusiło do opuszczenia Hogwartu, a to by oznaczało, że to coś było niezwykle poważne.

Gryfonka czuła jak blednie. Nagle jej organizm rozlała fala gorąca, ale jednak starała się powstrzymywać przed pochopnymi wnioskami. Liczyła na to, że profesor McGonagall powie coś więcej.

— Jak to? — Różowa Landryna ścisnęła ręce, a w jej głosie można było wyczuć irytację. Brunetka, pomimo poważnej sytuacji, nie mogła powstrzymać cienia uśmiechu.

— Musiał opuścić Hogwart, a doszły mnie słuchy, że masz do niego pewną sprawę. — Starsza nauczycielka unormowała już oddech i wyprostowała się, ponownie przybierając groźny wyraz twarzy. Hermiona była przekonana, że tak jak ona, nie darzy intruza szczególną sympatią.

— I kto go teraz zastępuje? — Jej głos przybrał bardziej podejrzliwy ton, a Gryfonka zmarszczyła brwi. Rozmyślała, czy Ministerstwo byłoby zainteresowane informacją, że dyrektor Hogwartu opuścił bez żadnego słowa szkołę. Uznała, że to by ich mogło bardzo zaciekawić, zwłaszcza kiedy za wszelką cenę próbują go wygryźć.

— Spokojnie, dyrektor poprosił mnie, abym to JA zajęła się Hogwartem pod jego nieobecność. — Oznajmiła dobitnie starsza nauczycielka, widocznie dochodząc do tego samego wniosku, co Hermiona.

Harry Potter i miłość przyjaciela z wrogiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz