Rozdział 19 -Pierwszy raz

587 29 17
                                    

Pusta głowa, bez żadnych myśli ani roztargnień to u Hermiony nowość. A jednak tak było - siedziała na korytarzu przed salą pana Weasley'a i o niczym kompletnie nie myślała. Utkwiła wzrok w jednym punkcie i nawet jej twarz nie obrazowała żadnych emocji. Wory pod oczami oraz rozkrwawione białka zdradzały tylko, że jej noc nie minęła na spaniu. Dogłębnie wyczerpana wszystkimi problemami, jakie spadły na jej barki, przepłakała osiem godzin, tłumiąc szloch w poduszkę.

— Błagam cię, usiądź! — Ciszę na korytarzu rozdarł warkot Ginny. Hermiona ocknęła się i rozejrzała. Od dobrej godziny Ron krążył pod drzwiami prowadzącymi do sali ojca jak sęp. Jego rodzeństwo natomiast oraz matka siedzieli nieruchomo na plastikowych krzesełkach, podczas gdy Harry został zaproszony do pomieszczenia, w którym przebywał pan Weasley. Lekarz zalecił, aby mężczyznę odwiedzać pojedynczo. Jako pierwszy wizytę odbył profesor Dumbledore, ponieważ jak zwykle gdzieś mu się spieszyło. Nikt jednak nie miał głowy do tego, aby rozmyślać nad jego tajnymi sprawami. Właśnie teraz powinien gdzieś omawiać najważniejsze kwestie z profesor McGonagall, która była w tym momencie odpowiedzialna za uczniów odwiedzających tatę rudzielca.

Ron ciężko opadł na wolne miejsce przy Hermionie. Przed oczami nastolatki ponownie stanął zazdrosny Malfoy. Mimowolnie odsunęła się parę milimetrów, jednak to nadal nic nie zmieniało. Wzięła głębszy wdech i na nowo oczyściła umysł, powtarzając sobie, że to nie jej wina. Ich cała sprzeczka leżała wyłącznie po stronie Draco, a ona sama nie miała sobie nic do zarzucenia.

— Kiedy Harry wyjdzie — sapnął rudzielec ze zniecierpliwieniem. Wyraźnie był rozdrażniony faktem, że jego ojciec wcześniej zaprosił do siebie przyjaciela syna, niż jego.

Akurat w tym samym momencie drzwi do sali otworzyły się, a w progu stanął Potter. Posłał blady uśmiech rudzielcowi, który błyskawicznie wstał ze swojego miejsca. Szybko zniknął w pomieszczeniu, gdzie przebywał jego ojciec, a krzesło Gryfona zajął przygnębiony Harry. Hermiona ponownie na moment zesztywniała, a potem zbeształa się w myślach. Czuła, jak powoli od tego wszystkiego wariuje.

— I jak? — zapytała bardziej dla rozładowania napięcia niż z ciekawości. W odpowiedzi uzyskała jedynie wzruszenie ramionami. Chłopak z westchnieniem oparł głowę o zimną ścianę za sobą. Przymknął oczy, a nastolatka wpatrywała się w niego zamyślona.

— Podziękował mi — wychrypiał w końcu, spoglądając na dziewczynę. Widocznie uporczywe spojrzenie poskutkowało. 

— Przez piętnaście minut? Nawet jego żona wcześniej wyszła. — prychnęła, na co chłopak ponownie wzruszył ramionami.

— Mówił to, co Dumbledore. Muszę odciąć się od umysłu Voldemorta. — W jego głosie Hermiona dosłyszała pogardę związaną z tym pomysłem. 

— Harry... oni mają racje. — Próbowała delikatnie zacząć go przekonywać, jednak od razu spotkało ją wywrócenie zielonymi oczami. 

— Dzięki temu uratowałem mu życie! Ta zdolność może jeszcze nie jednej osobie ocalić tyłek, w tym nawet tobie — rzucił dosadnie, mroźnie łypiąc na nastolatkę.

— Równie dobrze Voldemort może wykorzystać to w zły sposób. Na pewno wie, że coś was łączy, to potężny czarodziej, Harry. Co, jeśli zmanipuluje twoimi wizjami? Przygotuje zasadzkę? Kogoś naprawdę zabije, a ty będziesz zadręczał się? 

Chłopak zacisnął szczęki i ponownie zamknął oczy. Wiedziała, że żadne argumenty nie przemówią do niego, dopóki ktoś naprawdę na tym nie ucierpi. Obiecała sobie jednak w myślach, że pomimo tej świadomości ona również nie odpuści. Nadeszła pora na starcie dwóch silnych i wyjątkowo upartych charakterów.

Harry Potter i miłość przyjaciela z wrogiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz